Niespokojny płomień. Louis de Wohl
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Niespokojny płomień - Louis de Wohl страница 8

Название: Niespokojny płomień

Автор: Louis de Wohl

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Биографии и Мемуары

Серия:

isbn: 978-83-257-0653-1

isbn:

СКАЧАТЬ

      Starszy mężczyzna targował się dalej, aż Mavrut wydęła wargi i powiedziała, że widać nie bardzo mu zależy na zrobieniu jej przyjemności, gdyż ona wie na pewno, że jest to sklep o szczególnie niskich cenach, a skoro nic nie jest w stanie znaleźć dla niej tutaj, z całą pewnością nie znajdzie dla niej nic również gdzie indziej.

      Na te słowa mężczyzna pospiesznie zapewnił, że chętnie kupi jej wszystko, co będzie chciała, choć jest dla niego oczywiste, że przepłaca.

      – Zobaczymy – powiedziała Mavrut wyniośle. Zapięła bransoletę na ramieniu i wskazała na jakąś błyskotkę leżącą na stole Juby. – To również mi się podoba – oświadczyła.

      – Ten pierścień jest bardzo stary, droga pani – rzekł Juba. – Posiadam pisemne oświadczenie Sarkidesa, Greka, że niegdyś należał on do rodziny Hamilkara Barki, ojca wielkiego Hannibala. Z pewnością wie pani, co wybrać.

      – I to nie tylko, jeśli chodzi o klejnoty – odparła Mavrut i rzuciła starszemu mężczyźnie szybki uśmiech. Choć ten i tak był bliski apopleksji, kiedy Juba wymienił cenę pierścienia.

      – Nie, nie – zaprotestowała Mavrut energicznie. – Nie możesz żądać tak wiele. Nie pozwolę, by mój pan stracił tu tyle pieniędzy, choć kamień jest piękny i nigdy w życiu nie widziałam podobnego klejnotu. Musisz zredukować cenę o połowę.

      Zaczęli się targować nad głową nieszczęsnego człowieka, który nie był w stanie wykrztusić ani słowa. Juba nagle się poddał.

      – Widzisz? – powiedziała Mavrut triumfalnie. – Oszczędziłam ci całe trzy sztuki złota. – Włożyła pierścień na palec. – Ale i tak jesteś słodki i hojny, a ja będę ci bardzo, ale to bardzo wdzięczna – dodała. – Zapłać temu dobremu człowiekowi i chodźmy.

      Głupiec zapłacił jej ojcu i wyszli, przechodząc tak blisko Alipiusza, że niemal mógł dotknąć sukni Mavrut. Stał jednak w cieniu i go nie zauważyli. Odczekał kilka minut nim wszedł do domu.

      Juba powitał go wesoło, ale tylko skinął mu głową, pożyczył krótko dobrej nocy i wszedł po schodach do swojego pokoju.

      Głęboka odraza, jaka go ogarnęła, uświadomiła mu jak bardzo podobała mu się ta dziewczyna. Cóż, pozostawało mu jedynie wynieść się stąd jak najszybciej. Spakował swoją torbę podróżną i wyszedł, nie zaszczycając pokoju ani jednym spojrzeniem.

      Godzinę później wchodził do pokoju Augustyna przy ulicy bankierów.

      – Przepraszam, że ci przeszkadzam, ale nie byłem w stanie dłużej znieść miejsca, w którym mieszkam – wyrzucił z siebie. – Czy w tym domu jest może jakiś wolny pokój?

      Augustyn roześmiał się.

      – Ja tutaj też jestem tylko lokatorem, ale mam wrażenie, że w każdym domu w Kartaginie znajdzie się pokój dla człowieka, który ma pieniądze. Coś znajdziemy.

      Dopiero wtedy Alipiusz zauważył dziewczynę, zwiniętą w kłębek na małej leżance po drugiej stronie pokoju – małe, brązowe stworzenie w żółtej sukni i z dużym żółtym kwiatem we włosach. Uśmiechnęła się do niego.

      – A to jest moja przyjaciółka Melania – oznajmił nonszalancko Augustyn. – Ona też tu mieszka. Co się stało Alipiuszu? Nigdy wcześniej nie widziałeś dziewczyny?

      Rozdział piąty

Kolo.psd

      Następne kilka tygodni minęło dość przyjemnie. Alipiusz znalazł pokój w cenie nie wyższej niż ta, jaką płacił za ciasną klitkę w domu Juby. Tu nie było nieprzyjemnych zapachów, ani podstępnej Mavrut. Była za to Melania.

      Do szkoły było stąd dużo bliżej, a chodzić mógł tam w towarzystwie Augustyna. Co wieczór wychodzili spotkać się z przyjaciółmi albo przyjaciele przychodzili w odwiedziny do nich. Kiedy mieli dość pieniędzy, szli oglądać w teatrze sztuki, a to z kolei pobudzało ich do niekończących się i wspaniałych dyskusji.

      Szkoła również przynosiła radość, choć mocno obciążała umysł. Augustyn oczywiście w ogóle tego nie odczuwał. W dysputach organizowanych przez nauczycieli przewyższał studentów o wiele starszych od siebie. Był wybitny, po prostu wybitny. Po zaledwie siedmiu miesiącach zdobył tytuł „Najlepszego Studenta”, a nosił go tak, jakby się z nim urodził.

      Ale była również Melania.

      To prawda, Alipiusz rzadko widywał ją zwiniętą w kłębek na leżance w pokoju Augustyna. Zwykle załatwiała dla niego mnóstwo różnych spraw. Prała i prasowała jego tuniki, gotowała mu posiłki – a Alipiusz, który często je z nim dzielił, musiał przyznać, że była dobrą kucharką – biegała na posyłki i pilnowała, żeby w jego pokoju panował porządek. Jednak widać było wyraźnie, że jej status jest inny niż zwykłej służącej. Przynajmniej w oczach Augustyna.

      Melania była ładna – nie było sensu udawać, że nie. Nie tak natrętnie ładna, jak inne dziewczyny, tylko w cichy, spokojny sposób. Nigdy nie podnosiła głosu, ale kiedy coś ją rozbawiło, wybuchała krótkim gardłowym śmiechem, a jej oczy zdawały się wtedy tańczyć.

      – Trzepocze się jak ptak – powiedział kiedyś Augustyn, podążając za nią pełnym uznania wzrokiem, wzrokiem właściciela. Alipiuszowi przyszło do głowy, że może przyjaciel kupił ją na targu niewolników. Zapytał, jak się poznali, a Augustyn oznajmił po prostu:

      – Och, znalazłem ją i zabrałem do siebie. To był dobry pomysł.

      No, ale mógł ją przecież znaleźć na targu niewolników. Nie miała przeciętych uszu, ale to jeszcze o niczym nie świadczy. Ten zwyczaj zaczął wychodzić z użycia.

      Bo nie miało znaczenia, czy była niewolnicą.

      Ważne było to, że tu była. „Och, znalazłem ją i zabrałem do siebie. To był dobry pomysł” – takie miłe, niezobowiązujące i prawdziwie pańskie stwierdzenie. Być może Augustyn tak właśnie o tym myślał, przynajmniej na początku. Bo teraz myślał inaczej. Zakazał jej się pokazywać, kiedy przychodzili przyjaciele. Nie wolno jej było wtedy wchodzić do jego pokoju, a raz, kiedy wsadziła tam ten swój miękki, brązowy nosek, rzucił w nią zwojem. To był całkiem gruby zwój, a uderzył ją prosto w twarz. A ona tylko zaśmiała się gardłowo i znikła.

      Alipiusz przypomniał mu kiedyś o dziewczynie, którą razem widzieli w bazylice.

      – Och, tamta! Co z nią?

      – Sądziłem, że jesteście w sobie tak bardzo zakochani...

      – Wtedy istotnie byłem, czy myślałem, że jestem. Ale raczej byłem zakochany w zakochaniu.

      – Czyli z tym już koniec?

      – To się nigdy nie kończy, Alipiuszu. Kobiety się zmieniają, ale miłość pozostaje. Miłość do bycia zakochanym.

      Czy naprawdę tak sądził? I czy teraz był zakochany w Melanii?

      Alipiusz СКАЧАТЬ