Название: Czarny świt
Автор: Paulina Hendel
Издательство: OSDW Azymut
Жанр: Книги для детей: прочее
isbn: 978-83-6651-797-4
isbn:
– Po co?
– Żeby demony nie wlazły do środka, jak będziecie spali. – Magda dopiła kawę, wstała i skierowała się do wyjścia. – Jakbyś miał jeszcze jakieś pytania, wal śmiało do kogokolwiek z rodziny Wojnów, na pewno pomogą.
Minęła w drzwiach panią Damaszek, uśmiechnęła się do niej i ruszyła do domu.
Jarosław nie dowierzał jej, tego była pewna, ale zbyt dobrze pamiętał, co przydarzyło mu się w nocy, i nie potrafił zrzucić tego na karb omamów. Może z czasem pójdzie po rozum do głowy i poszuka pomocy u Wojnów, a przynajmniej się z nimi skonsultuje. A jak nie, to cóż… Sam sobie będzie winien, jeśli znów zaatakują go demony i nie będzie umiał się przed nimi bronić.
Z żywopłotu błysnęły na nią czerwone ślepia. Zagwizdała, ale nawet nie drgnęły.
– Idę do domu – oświadczyła.
Oczy mrugnęły, po czym zniknęły. Ciekawe, czy da się go nauczyć jakichś sztuczek? – zastanowiła się. Daj łapę, turlaj się czy coś…
Adrian rozejrzał się bezradnie po pustym barze. Nigdy nie był z bratem nierozłączny, ale teraz, gdy Sebastian siedział w areszcie, czuł się naprawdę samotny. A do tego jeszcze Feliks musiał wyrzucić z Wiatrołomu dziewczyny… Nie było nawet do kogo gęby otworzyć.
Podłączył lodówkę i inne sprzęty do prądu i przez chwilę rozkoszował się cichym, jednostajnym buczeniem. Skoro wrócił prąd, wypadałoby posprzątać i otworzyć lokal na klientów, ale sam nie miał do tego serca. Podniósł z ziemi miotłę i zaczął zamiatać podłogę, lecz szybko stracił zapał. Zapakował brudne naczynia do zmywarki i przez dłuższy czas głowił się nad tym, jak włączyć maszynę. Właśnie przeglądał zapasy napojów i przekąsek, jakie im zostały po całej tej apokalipsie, którą okazał się Waldemar, gdy usłyszał skrzypnięcie zawiasów. Zaskoczony, gwałtownie się wyprostował. Jakby wezwany samą myślą, w drzwiach stanął doktor Chruszczyński.
– Cześć, daj mi coś mocniejszego, bo nie zdzierżę – powiedział na powitanie.
– Sok jest w lodówce… – zająknął się Adrian.
– Czy ja ci wyglądam na kogoś, kto w tej chwili potrzebuje soku? – warknął lekarz.
Bliźniak wzruszył ramionami, podczas gdy Waldemar nalał sobie koniaku zarezerwowanego specjalnie dla babci Janiny.
– Myślałem, że wyjechaliście – rzucił do Gauzy, który właśnie wtaszczył do baru walizkę.
– Ale wróciliśmy. – Chruszczyński wychylił szklankę i napełnił ją ponownie do połowy.
Adrian policzył w myślach do dziesięciu. Dlaczego ten durny Seba myślał, że może ograć w karty takiego starego wyjadacza? Teraz do końca życia będą musieli dostarczać mu napoje!
– Mieliśmy mały problem z domem – wyjaśnił nieco zawstydzony Bronisław.
– Mały?! – wrzasnął Waldemar, z hukiem odstawiając szklankę na bar. – Ta wiedźma nas wyrzuciła!
– Gwoli ścisłości: sam siebie wyrzuciłeś. I teraz nie bardzo mamy gdzie się podziać… – Gauza spojrzał wyczekująco na Adriana.
– Ja… nie… Seba… – zaczął się jąkać bliźniak. – Jak brata wypuszczą z dołka, to wtedy o tym pogadamy – postanowił. – Na razie możecie zostać… – Wyobraził sobie tę dwójkę mieszkającą w barze otwartym dla klientów i aż mu się zrobiło ciemno przed oczami. – Na poddaszu. Tak, tam mamy wolne miejsce.
– Dziękujemy. – Gauza uśmiechnął się z wdzięcznością. – Będziemy waszymi dłużnikami.
Adrian machnął ręką.
– Rozmawiałeś z Feliksem? – zapytał Waldemar.
– Od wczoraj nie. – Pokręcił głową.
Bliźniak był zły na żniwiarza i… odrobinę, ale tylko odrobinę, się go bał. Poprzedniej nocy sprawiał wrażenie tykającej bomby, której naprawdę niewiele brakowało, aby wybuchnąć.
– Chodźcie, pokażę wam to poddasze – zaproponował.
Na górę wiodły wąskie i strome drewniane schody, a samo poddasze było raczej stryszkiem o niskim stropie, zawalonym najróżniejszymi gratami.
– Nada się – orzekł Waldemar. Musiał oprzeć się o drewniany filar, żeby się nie przewrócić.
– Jego żona upomniała się o dom, który tak naprawdę należał do niej – wyjaśnił szeptem Gauza.
– Przerąbana sprawa – westchnął Adrian.
Lekarz padł na zakurzoną kanapę i mamrotał pod nosem przekleństwa pod adresem swojej małżonki, Bronisław podjął się trudu ogarnięcia poddasza, a Adrian zaniósł tam ich bagaże.
– Bar otwarty, w środku żywej duszy, aż się prosi, żeby was okraść! – usłyszał, kiedy zszedł.
Janina stała na środku ze skrzyżowanymi na piersi rękoma i tupała nerwowo stopą.
– W miejscu, gdzie został zabity ten Jan Nowak, znaleziono zapalniczkę Sebastiana – powiedziała. – Możesz mi wyjaśnić, skąd ona się tam wzięła?
Adrian wzruszył ramionami.
– Seba zgubił ją kilka dni temu, może tam mu wypadła…
– Myślałam, że jesteście mądrzejsi i nie zostawilibyście tak oczywistych śladów.
– Babcia, ale to naprawdę nie my go zabiliśmy!
– To skąd ta zapalniczka?! – zdenerwowała się Janina.
– Nie wiem – jęknął Adrian, osuwając się na krzesło.
Bał się o brata jak cholera. A jeszcze bardziej tego, że już na zawsze zostanie sam.
– Co robisz? – warknęła Janina, kiedy sięgnął po telefon.
– Nie wiem, poszukam go w internecie, może się chociaż dowiem, co to za koleś – burknął.
Co prawda nie miał na to większych nadziei, ale w tej chwili musiał się czymś zająć.
– Chwila… – Nerwowo wyprostował się, kiedy zobaczył zdjęcie młodego faceta w okularach na jednym z portali społecznościowych. – Johnny Nowak… – Zaczął szukać innych fotografii, aż znalazł taką, na której było widać całą tę paskudną gębę. – Ten koleś usiłował wymusić na dziewczynach haracz! – wybuchnął. Poderwał się na równe nogi, aż krzesło przewróciło СКАЧАТЬ