Czarny świt. Paulina Hendel
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Czarny świt - Paulina Hendel страница 12

Название: Czarny świt

Автор: Paulina Hendel

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Книги для детей: прочее

Серия:

isbn: 978-83-6651-797-4

isbn:

СКАЧАТЬ gałązki kłujących roślin. Głóg będzie najlepszy.

      – Po co?

      – Żeby demony nie wlazły do środka, jak będziecie spali. – Magda dopiła kawę, wstała i skierowała się do wyjścia. – Jakbyś miał jeszcze jakieś pytania, wal śmiało do kogokolwiek z rodziny Wojnów, na pewno pomogą.

      Minęła w drzwiach panią Damaszek, uśmiechnęła się do niej i ruszyła do domu.

      Jarosław nie dowierzał jej, tego była pewna, ale zbyt dobrze pamiętał, co przydarzyło mu się w nocy, i nie potrafił zrzucić tego na karb omamów. Może z czasem pójdzie po rozum do głowy i poszuka pomocy u Wojnów, a przynajmniej się z nimi skonsultuje. A jak nie, to cóż… Sam sobie będzie winien, jeśli znów zaatakują go demony i nie będzie umiał się przed nimi bronić.

      Z żywopłotu błysnęły na nią czerwone ślepia. Zagwizdała, ale nawet nie drgnęły.

      – Idę do domu – oświadczyła.

      Oczy mrugnęły, po czym zniknęły. Ciekawe, czy da się go nauczyć jakichś sztuczek? – zastanowiła się. Daj łapę, turlaj się czy coś…

8720.jpg

      Adrian rozejrzał się bezradnie po pustym barze. Nigdy nie był z bratem nierozłączny, ale teraz, gdy Sebastian siedział w areszcie, czuł się naprawdę samotny. A do tego jeszcze Feliks musiał wyrzucić z Wiatrołomu dziewczyny… Nie było nawet do kogo gęby otworzyć.

      Podłączył lodówkę i inne sprzęty do prądu i przez chwilę rozkoszował się cichym, jednostajnym buczeniem. Skoro wrócił prąd, wypadałoby posprzątać i otworzyć lokal na klientów, ale sam nie miał do tego serca. Podniósł z ziemi miotłę i zaczął zamiatać podłogę, lecz szybko stracił zapał. Zapakował brudne naczynia do zmywarki i przez dłuższy czas głowił się nad tym, jak włączyć maszynę. Właśnie przeglądał zapasy napojów i przekąsek, jakie im zostały po całej tej apokalipsie, którą okazał się Waldemar, gdy usłyszał skrzypnięcie zawiasów. Zaskoczony, gwałtownie się wyprostował. Jakby wezwany samą myślą, w drzwiach stanął doktor Chruszczyński.

      – Cześć, daj mi coś mocniejszego, bo nie zdzierżę – powiedział na powitanie.

      – Sok jest w lodówce… – zająknął się Adrian.

      – Czy ja ci wyglądam na kogoś, kto w tej chwili potrzebuje soku? – warknął lekarz.

      Bliźniak wzruszył ramionami, podczas gdy Waldemar nalał sobie koniaku zarezerwowanego specjalnie dla babci Janiny.

      – Myślałem, że wyjechaliście – rzucił do Gauzy, który właśnie wtaszczył do baru walizkę.

      – Ale wróciliśmy. – Chruszczyński wychylił szklankę i napełnił ją ponownie do połowy.

      Adrian policzył w myślach do dziesięciu. Dlaczego ten durny Seba myślał, że może ograć w karty takiego starego wyjadacza? Teraz do końca życia będą musieli dostarczać mu napoje!

      – Mieliśmy mały problem z domem – wyjaśnił nieco zawstydzony Bronisław.

      – Mały?! – wrzasnął Waldemar, z hukiem odstawiając szklankę na bar. – Ta wiedźma nas wyrzuciła!

      – Gwoli ścisłości: sam siebie wyrzuciłeś. I teraz nie bardzo mamy gdzie się podziać… – Gauza spojrzał wyczekująco na Adriana.

      – Ja… nie… Seba… – zaczął się jąkać bliźniak. – Jak brata wypuszczą z dołka, to wtedy o tym pogadamy – postanowił. – Na razie możecie zostać… – Wyobraził sobie tę dwójkę mieszkającą w barze otwartym dla klientów i aż mu się zrobiło ciemno przed oczami. – Na poddaszu. Tak, tam mamy wolne miejsce.

      – Dziękujemy. – Gauza uśmiechnął się z wdzięcznością. – Będziemy waszymi dłużnikami.

      Adrian machnął ręką.

      – Rozmawiałeś z Feliksem? – zapytał Waldemar.

      – Od wczoraj nie. – Pokręcił głową.

      Bliźniak był zły na żniwiarza i… odrobinę, ale tylko odrobinę, się go bał. Poprzedniej nocy sprawiał wrażenie tykającej bomby, której naprawdę niewiele brakowało, aby wybuchnąć.

      – Chodźcie, pokażę wam to poddasze – zaproponował.

      Na górę wiodły wąskie i strome drewniane schody, a samo poddasze było raczej stryszkiem o niskim stropie, zawalonym najróżniejszymi gratami.

      – Nada się – orzekł Waldemar. Musiał oprzeć się o drewniany filar, żeby się nie przewrócić.

      – Jego żona upomniała się o dom, który tak naprawdę należał do niej – wyjaśnił szeptem Gauza.

      – Przerąbana sprawa – westchnął Adrian.

      Lekarz padł na zakurzoną kanapę i mamrotał pod nosem przekleństwa pod adresem swojej małżonki, Bronisław podjął się trudu ogarnięcia poddasza, a Adrian zaniósł tam ich bagaże.

      – Bar otwarty, w środku żywej duszy, aż się prosi, żeby was okraść! – usłyszał, kiedy zszedł.

      Janina stała na środku ze skrzyżowanymi na piersi rękoma i tupała nerwowo stopą.

      – W miejscu, gdzie został zabity ten Jan Nowak, znaleziono zapalniczkę Sebastiana – powiedziała. – Możesz mi wyjaśnić, skąd ona się tam wzięła?

      Adrian wzruszył ramionami.

      – Seba zgubił ją kilka dni temu, może tam mu wypadła…

      – Myślałam, że jesteście mądrzejsi i nie zostawilibyście tak oczywistych śladów.

      – Babcia, ale to naprawdę nie my go zabiliśmy!

      – To skąd ta zapalniczka?! – zdenerwowała się Janina.

      – Nie wiem – jęknął Adrian, osuwając się na krzesło.

      Bał się o brata jak cholera. A jeszcze bardziej tego, że już na zawsze zostanie sam.

      – Co robisz? – warknęła Janina, kiedy sięgnął po telefon.

      – Nie wiem, poszukam go w internecie, może się chociaż dowiem, co to za koleś – burknął.

      Co prawda nie miał na to większych nadziei, ale w tej chwili musiał się czymś zająć.

      – Chwila… – Nerwowo wyprostował się, kiedy zobaczył zdjęcie młodego faceta w okularach na jednym z portali społecznościowych. – Johnny Nowak… – Zaczął szukać innych fotografii, aż znalazł taką, na której było widać całą tę paskudną gębę. – Ten koleś usiłował wymusić na dziewczynach haracz! – wybuchnął. Poderwał się na równe nogi, aż krzesło przewróciło СКАЧАТЬ