Czarny świt. Paulina Hendel
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Czarny świt - Paulina Hendel страница 11

Название: Czarny świt

Автор: Paulina Hendel

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Книги для детей: прочее

Серия:

isbn: 978-83-6651-797-4

isbn:

СКАЧАТЬ musiał sobie poukładać to wszystko w głowie. Będzie trzeba zadzwonić do innych i przeprosić ich za swoje zachowanie. Teraz, gdy świeciło jasne słońce, miał wyrzuty sumienia, że przepędził przyjaciół i rodzinę ze swojego domu w tak niemiły sposób. Najpierw wybrał numer Tosi, ale odezwała się poczta głosowa. Pewnie wyłączyła telefon, bo wciąż się gniewała. Adrian był poza zasięgiem, a z Janiną w ogóle nie miał ochoty rozmawiać.

      – Czego chcesz? – W słuchawce rozległ się grobowy głos Waldemara.

      – Dojechaliście bezpiecznie do domu?

      – Taa… – burknął lekarz.

      – Powiedz mu. – Feliks usłyszał w tle głos Gauzy.

      – Co masz mi powiedzieć?

      – Że jedziemy do Wiatrołomu.

      – Naprawdę? – ucieszył się żniwiarz. – O której będziecie?

      – Nie wiem. – Waldemar ewidentnie był nie w sosie.

      – To wpadnijcie do mnie. Mam dobre wieści.

      – No powiedz mu! – denerwował się w tle Gauza.

      – Taa… do zobaczenia…

      Lekarz się rozłączył, a Feliks uśmiechnął do siebie. Chruszczyński był starą marudą, ale potrafił zrozumieć żniwiarza. Poza tym dobrze było mieć na miejscu specjalistę od demonicznych ran i urazów.

      ¢

      Magda wracała już do domu, kiedy jej uwagę przykuła szyszka leżąca na chodniku. Dziewczyna podniosła ją, a potem rozejrzała się wokół, lecz nie dostrzegła w pobliżu żadnego drzewa iglastego. Podrzucając swoje znalezisko w dłoni, przeszła kilka metrów najpierw w jedną stronę, potem zawróciła i odbiła w boczną uliczkę, szukając kolejnych śladów. Wkrótce dostrzegła następną szyszkę i jeszcze dwie na podjeździe jednego z domów.

      W nocy, podczas której zginęła, również znalazła szyszkę i ścigała przez pół miasta paskudnego latającego demona. Tym razem jednak doskonale wiedziała, że miała do czynienia z nocnicą. Stanęła na samym środku otwartej bramy i zastanowiła się, co robić. Nocnice cechowała raczej złośliwość, nie krwiożerczość, ale Magda nie była pewna, do czego mogły się posunąć wygłodniałe demony tuż po wydostaniu się z Nawii.

      Na podwórku nie było śladów walki. Dziewczynę zastanowiła jednak pusta buda z łańcuchem i rozpiętą obrożą leżącymi na ziemi. Psa nie było. Może to normalne, może gdzieś sobie biegał, a może… został zaatakowany.

      Nie przejmując się tym, że właśnie wtargnęła na cudzy teren, postanowiła sprawdzić całe obejście. Mieszkańcy pewnie i tak byli o tej porze w pracy. A jeśli ktoś ją tu przyłapie, na poczekaniu wymyśli jakieś kłamstwo. W końcu była ładną dziewczyną. Na taką nie można się gniewać, a co dopiero podejrzewać jej o kradzież czy włamanie.

      W ogrodzie znalazła jeszcze kilka szyszek, a na przykurzonym parapecie jednego z okien ujrzała ślady, jednak były tak niewyraźne, że mogły oznaczać dosłownie wszystko. Wtem w oknie pojawiła się twarz. Magda już sięgała po nóż, kiedy zdała sobie sprawę z tego, że ją rozpoznała. Natychmiast okrążyła dom i zadzwoniła do drzwi. Oczywiście za pierwszym razem nikt jej nie otworzył, ale tak długo się dobijała, że w końcu drzwi uchyliły się lekko i ujrzała w nich mężczyznę, który brał udział w linczu, choć z tego, co pamiętała, nie był z tych, którzy najgłośniej krzyczeli.

      – W nocy coś pana zaatakowało – powiedziała prosto z mostu.

      Facet zawahał się. Czyli strzał w dziesiątkę.

      – Czego chcesz?

      – Porozmawiać.

      – Nie mam nic do powiedzenia.

      Już chciał zamknąć drzwi, ale na wszelki wypadek wsunęła między nie a framugę stopę, po czym pchnęła je dłonią. Przez chwilę się siłowali, aż mężczyzna odleciał do tyłu.

      Magda weszła do środka i zamknęła za sobą drzwi.

      – Nie piłam jeszcze dziś kawy – oświadczyła i ruszyła przed siebie.

      Od razu odnalazła kuchnię i usiadła przy stole. Gospodarz z kolei stanął w progu i nie miał pojęcia, jak się zachować.

      – Sypaną, z cukrem i mlekiem poproszę – odezwała się.

      Nieznajomy był tak zszokowany jej bezczelnym zachowaniem, że posłusznie nalał wody do czajnika, wyjął z szafki kubek i nasypał do niego kawy.

      – Widział pan demona – powiedziała Magda.

      – Nie wiem, co widziałem – mruknął, stojąc do niej tyłem.

      – Był brzydki, miał długie, splątane włosy; mówią, że czesze je szyszkami.

      Gospodarz nie odwrócił się, ale znieruchomiał.

      – Miał błoniaste skrzydła i latał jak pijana czapla – kontynuowała Magda.

      – Skąd wiesz? – Facet w końcu spojrzał na nią.

      – Bo na co dzień zabijam demony. Chyba że przeszkodzą mi w tym jakieś świry, które usiłują powiesić mojego krewnego.

      Speszył się, jakby naprawdę było mu głupio z powodu tego linczu. Usłyszeli głośne sapnięcie i do kuchni wszedł ciężkim krokiem duży wilczur. Popatrzył na ludzi, a potem z głuchym łomotem uwalił się na środku pomieszczenia.

      – Opowie mi pan? – poprosiła.

      Zapadła długa cisza. Mężczyzna zaparzył kawę i podał jej kubek, a potem zaczął mówić. Z początku nieśmiało, jakby oczekiwał, że go wyśmieje, z czasem jednak jego głos był coraz bardziej pewny. Powiedział o tym, jak zobaczył „to coś” przez okno, myślał, że to złodzieje, chciał bronić psa, zaatakował intruza nogą od taboretu, a potem zorientował się, że to wcale nie człowiek.

      – Wykazał się pan odwagą – przyznała. – Choć nie było to zbyt mądre. Po zmroku lepiej nie opuszczać domu. Większość demonów nie włamuje się do środka. Ale cieszę się, że pan przeżył.

      – Jarek jestem. – Machnął ręką. – Jarek Damaszek.

      – Miło mi. Magda. – Skinęła mu głową.

      Zapadła cisza.

      – Tak, ta Magda, która zginęła tragicznie w starym hotelu. Wróciłam na ziemię, żeby zabijać demony i chronić ludzi.

      – Niemożliwe. – Spojrzał na nią nieufnie.

      – A jednak to ja.

      – Ale wyglądasz… inaczej.

      – СКАЧАТЬ