Czarny świt. Paulina Hendel
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Czarny świt - Paulina Hendel страница 14

Название: Czarny świt

Автор: Paulina Hendel

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Книги для детей: прочее

Серия:

isbn: 978-83-6651-797-4

isbn:

СКАЧАТЬ Tylko błagam, nie mów mi, że będą z tego kłopoty – powstrzymała go. – A teraz do dzieła, potrzebujemy nowych zapasów.

      ¢

      Adrian wciąż usiłował dodzwonić się do Tosi, jednak jej telefon był wyłączony. Podejrzewał, że obraziła się o to, że Feliks wyrzucił ją z domu.

      – No ale ode mnie to mogłaby odebrać – mamrotał.

      Nagle usłyszał łomot, wiązankę przekleństw i w sali pojawił się Waldemar.

      – Chcesz mnie zabić? – burknął do bliźniaka.

      – Ale że co?

      – Tym schodom bliżej do drabiny niż czegokolwiek innego!

      – Nie chcesz pan tam mieszkać, to droga wolna. – Zdenerwowany wskazał mu drzwi.

      Lekarz żachnął się i wyszedł na zewnątrz.

      – Stary maruda – podsumował Adrian. – Odbierz ten cholerny telefon! – krzyknął do słuchawki, kiedy znów usłyszał, że abonent jest poza zasięgiem.

      Nie minęła minuta, a lekko blady Waldemar wrócił do baru i bez słowa sięgnął po flaszkę.

      – Panie Waldemar, przystopuj pan trochę, jeszcze nawet czternastej nie ma.

      – Mam zwidy, jak Boga kocham, mam zwidy – oświadczył. – Zaraziłem się schizofrenią od Gauzy.

      – To tak w ogóle można? – zastanowił się Adrian, drapiąc się po brodzie.

      Już miał rzucić jeszcze jakąś kąśliwą uwagę, kiedy doszedł do niego krzyk z ulicy. Wymienił spojrzenie z lekarzem.

      – Może jednak nie zwidy – uznał Chruszczyński.

      Adrian poderwał się z krzesła, sięgnął za bar po swój kij bejsbolowy i wypadł na zewnątrz. Zlustrował wzrokiem otoczenie. Od razu zauważył, że coś było nie tak.

      Huknęło, gdy samochód wjechał w betonowy kosz na śmieci na chodniku. Jakaś kobieta stała na ławeczce i wrzeszczała wniebogłosy. Kilkoro nastolatków wyciągnęło telefony komórkowe i nagrywali coś przemykającego przez miasto.

      Rozległ się gniewny klekot, jakby ktoś stukał kośćmi. Adrian wyszedł na drogę i zobaczył takie szkaradztwo, jakiego jeszcze nigdy nie widział, a w ciągu ostatnich miesięcy widział naprawdę sporo. Końska czaszka, obleczona krwawymi kawałkami mięsa, z pustymi oczodołami i nadgniłymi zębami, kłapała paszczą na rozbity samochód. Osiem długich, pajęczych, owłosionych nóg przebierało nerwowo w miejscu.

      – Kurwa – sapnął Adrian. – Co to jest?!

      – Podejrzewam, że demon – oświadczył tonem znawcy Waldemar, który wytoczył się z baru tuż za bliźniakiem.

      Facet w rozbitym samochodzie bał się wyjść na zewnątrz, zupełnie go sparaliżowało. Babka na ławce wciąż się wydzierała, a nastolatkowie podeszli bliżej do czaszki.

      – Powaliło was?! – wrzasnął Adrian. – Odsunąć się!

      Czaszka kłapnęła na nich paszczą i pobiegła w ich stronę. Z piskiem rozpierzchli się w różne strony.

      – Hej! Ty! – Bliźniak uderzył kijem w asfalt. – Cho no tu!

      Okrzyk okazał się zadziwiająco skuteczny – demon od razu ruszył wprost na niego.

      – O cholera. – Adrian cofnął się.

      – Kijem go! – wrzasnął Waldemar.

      Nie trzeba było tego dwa razy powtarzać. Młody Wojna uniósł swoją broń i wycelował ją prosto w demona. Chrupnęło głucho, dolna szczęka zawisła krzywo, ale chwilę później sama się nastawiła. Nawi nerwowo przebierał pajęczymi nogami. Adrian ponownie walnął go kijem. Waldemar zaś zaszedł demona z drugiej strony i uderzył w niego łomem.

      W czarnych do tej pory oczodołach zabłysło ciemnoczerwone światło.

      – To chyba niedobrze – rzucił półgębkiem Adrian.

      Wokół, we w miarę bezpiecznej odległości, zebrał się niewielki tłumek mieszkańców Wiatrołomu. Co najmniej połowa z nich trzymała w rękach telefony komórkowe.

      Demon okręcił się wokół własnej osi, jakby szukał najłatwiejszej ofiary, i zauważył dziewczynę, która wysunęła się przed innych ze swoim telefonem. Zanim zdążyła się zorientować, nawi rzucił się na nią i powalił ją na ziemię. Zaczęła się szarpać i piszczeć z przerażenia. Adrian dopadł do niej, odrzucił swój kij, złapał nawiego za chudą kończynę i pociągnął. Czaszka zsunęła się z dziewczyny, która natychmiast odczołgała się w głąb tłumu. Pająkowate nogi rozpaczliwie szukały oparcia, czegokolwiek, o co mogłyby zahaczyć, aż natrafiły na dziurę w asfalcie. Owłosione odnóże wysunęło się Adrianowi z rąk. Bliźniak runął na ziemię i zaczął w panice rozglądać się za swoim kijem.

      Nagle świsnęło, potem rozległo się głuche stuknięcie. Z oczodołu wystawała wciąż drżąca brzechwa. Nogi demona rozjechały się i zaczęły się trząść.

      Na środek drogi wyszła niezbyt wysoka, ruda dziewczyna z wiankiem na głowie, wciąż mierząc do nawiego z łuku. Gdy uznała, że nie stanowił już zagrożenia, oparła o niego stopę i wyciągnęła strzałę. Potem schyliła się po kij bejsbolowy.

      – Możesz go dobić – rzuciła do Adriana, podając mu broń.

      Bliźniak pozbierał się z ziemi, wciąż wpatrując się w dziewczynę. Miał wrażenie, że powinien ją znać, tylko nie miał pojęcia skąd.

      – No już, bo jeszcze zwieje – pospieszyła go.

      Czaszka rzeczywiście podjęła próby pozbierania się, ale Adrian zaczął okładać ją kijem do wtóru pękających kości.

      – Teraz się cofnij – poleciła dziewczyna.

      Nawi podkurczył nogi niczym pająk, a jego czaszka rozsypała się i w ciągu kilku minut została po niej kupka pyłu, którą rozwiał wiatr.

      ¢

      Magda powiodła wzrokiem po bladych twarzach. Szesnaście par oczu wpatrywało się w nią w milczeniu. Widziała wycelowane w nią telefony komórkowe. Wiele zależy od tego, jak to rozegrasz – odezwał się w jej głowie jej dawny głos. Musisz być bardzo ostrożna, uważnie patrz, gdzie stąpasz…

      Dokładnie tak pomyślałaby w swoim pierwszym wcieleniu. Jednak zdawało się, że od niego dzieliły ją dziesiątki lat oraz cała Nawia. Nic już nie było tak jak dawniej.

      – Magda? – zapytał niepewnie Adrian, na wszelki wypadek zachowując bezpieczną odległość.

      Uśmiechnęła się do niego szeroko i wskoczyła na maskę СКАЧАТЬ