Czarny świt. Paulina Hendel
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Czarny świt - Paulina Hendel страница 7

Название: Czarny świt

Автор: Paulina Hendel

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Книги для детей: прочее

Серия:

isbn: 978-83-6651-797-4

isbn:

СКАЧАТЬ

      – O cholera! – sapnął.

      – Co jest? – zapytał podejrzliwie Waldemar.

      – Napisała, że przyjedzie tu trzeciego lipca!

      – No i? Mamy z półtora miesiąca…

      – Wódka ci na mózg padła?! Dziś jest trzeci lipca!

      Lekarz otworzył usta; niedopałek papierosa spadł na talerz, rozsypując popiół na wędlinę.

      ¢

      Magda wyrzuciła z szafy na łóżko chyba wszystkie ubrania, wzięła się pod boki i spojrzała krytycznym wzrokiem na swoją garderobę. Co jej odbiło, żeby w poprzednim wcieleniu wyrzucić wszystko, co jej się nie podobało lub na nią nie pasowało? Dlaczego dała się porwać charakterowi Oliwii? Przecież powinna była wpaść na to, że pewnego dnia zmieni ciało i jej stare ubrania będą idealne!

      Pokręciła głową. Nie, tak naprawdę nie przypuszczała, że kolejny raz zginie tak szybko, w tak młodym wieku. A tym bardziej nie podejrzewała, że uda jej się wrócić. Westchnęła głośno, wyjęła z torby spodnie i sportową bluzkę należące do Amelii, które zabrała z jej mieszkania, po czym zbiegła do kuchni. Na blatach walały się jedynie puste opakowania po jej wczorajszym ataku głodu. Pospiesznie skreśliła kartkę do Feliksa, skrzywiła się na widok paskudnego pisma i wyszła z domu.

      Pomachała listonoszowi, ale ten skinął jej głową z dużą dawką rezerwy. Nie rozpoznał jej. Poczuła smutek, kiedy przypomniała sobie, że zawsze obdarowywał ją szerokim uśmiechem, kiedy była w ciele Oliwii. Teraz była dla niego kimś zupełnie obcym. W ogóle wszyscy mieszkańcy Wiatrołomu, których mijała, byli dość skwaszeni. Przemykali po ulicach przygarbieni i ponurzy, obdarzając innych podejrzliwymi spojrzeniami. Trzynasty księżyc zmienił jej rodzinne miasteczko. A to dopiero początek.

      Minęła mężczyznę po pięćdziesiątce, który wyładowywał z dużego busa skrzynki z warzywami. Zatrzymała się i odwróciła. Wiedziała, że go skądś kojarzyła! Krzysztof Skrajna, na co dzień nieco porywczy, ale miły właściciel warzywniaka, minionej nocy stał się żądnym krwi przywódcą linczu. W pierwszym życiu setki razy robiła u niego zakupy, zawsze mówił jej, co jest świeże, co jest tańsze… Nie podejrzewałaby go o mordercze zapędy. Jednak każdy radzi sobie na swój sposób z tym, czego nie rozumie. Jedni zamykają się w domach i udają, że nic się nie stało, inni biorą do rąk siekiery i pochodnie. Jaka szkoda, że nie był w tej grupie, którą trzeba było ratować przed szyszymorą. Cóż, Magda zadba o to, żeby pan Skrajna dostał nauczkę i już nigdy więcej nie dręczył jej wujka.

      Minęła skrzynki z warzywami wystawione na zewnątrz, weszła do drewnianego domku, zamknęła drzwi i przekręciła zamek. Krzysztof stał do niej plecami, ustawiając na półkach przyprawy. Magda, poruszając się cicho jak kot, znalazła się tuż za nim. Mężczyzna odwrócił się i prawie na nią wpadł. W pierwszej chwili zmierzył ją zaskoczonym wzrokiem, ale już po kilku sekundach w jego oczach dojrzała zrozumienie wymieszane z odrobiną strachu. Błyskawicznym ruchem wyjęła zza paska nóż. Niestety Skrajna był zbyt wysoki, aby mogła wygodnie przyłożyć go do jego szyi, ale przecież znacznie niżej znajdowało się równie, o ile nie bardziej wrażliwe miejsce. Przycisnęła do niego ostrze noża, a Krzysztof wzniósł się na palce.

      – Co ty wyprawiasz?! – pisnął.

      – Okazało się, że przemawia do ciebie brutalna siła, więc tak też będziemy rozmawiać – odparła. – Chciałabym, żebyś poprzednią noc potraktował jako nieporozumienie.

      Ktoś nacisnął klamkę, a potem zapukał do drzwi, ale oni, wpatrzeni sobie w oczy, zignorowali go.

      – Nie będziesz nawoływał już do żadnego linczu. – Nacisnęła nożem nieco mocniej.

      Na czoło mężczyzny wystąpiły kropelki potu, jego oddech był płytki i przyspieszony. Zeszłej nocy chciał powiesić człowieka, więc logiczne wydało jej się, że teraz przynajmniej spróbuje się bronić, jednak najwyraźniej miał opory przed uderzeniem młodej, drobnej dziewczyny. Policja w życiu by mu nie uwierzyła, że to ona pierwsza zaatakowała go w jego własnym warzywniaku. A poza tym większość ludzi, którzy na co dzień nie mają styczności z przemocą, nagle miękną na widok noża, a tym bardziej ostrza przyciśniętego do ich krocza.

      – Nie tkniesz Feliksa – kontynuowała Magda. – Nie powiesz złego słowa na nikogo z rodziny Wojnów ani na ich przyjaciół.

      Pukanie do drzwi powtórzyło się.

      – Mamy na głowie samego władcę pogańskich zaświatów i nie potrzebujemy kłopotów z miejscowymi, którzy nie mają pojęcia o życiu i demonach.

      Ktoś na zewnątrz najwyraźniej zniecierpliwił się i odszukał własny klucz do drzwi. Zgrzytnęło w zamku.

      – Rozumiemy się?

      Skrajna pokiwał głową; pewnie modlił się o to, żeby już sobie poszła.

      Drzwi otworzyły się i stanął w nich syn Krzysztofa.

      – Co tu się, do… – zaczął, jednak jego ojciec gorączkowo pokręcił głową.

      Magda odstąpiła od mężczyzny. Na jej ustach błąkał się uśmiech.

      – Jesteś szurnięta – warknął Krzysztof.

      Zastanowiła się chwilę, nie chowając noża.

      – Tak – przyznała. – Myślę, że można tak powiedzieć.

      Nagle młody Skrajna rzucił się na nią, chcąc odebrać jej broń. Może pomyślał sobie, że właśnie próbowała ich okraść? Chłopak w warzywniaku pomagał tylko dorywczo w wakacje, a całe dnie wolał spędzać w domu, słuchając ciężkiej muzyki i grając na gitarze, więc nie miał zbyt dużo krzepy potrzebnej do noszenia ciężkich skrzynek.

      Magda złapała go za nadgarstek, wykonała obrót pod jego ramieniem, wykręciła je, kopnęła go lekko w kolano i przycisnęła chłopaka do lady. A wszystko to w ułamku sekundy. Przyłożyła nóż do jego krtani.

      – Nawet nie drgnij – nakazała Krzysztofowi, który wykonał krok w ich stronę – bo poderżnę mu gardło.

      Mężczyzna znieruchomiał.

      – Wróciłam z zaświatów, żeby zabijać demony – oświadczyła. – I nikt nie stanie mi na drodze.

      Z gardła młodego Skrajny dobył się jęk. Odsunęła od niego nóż i wsunęła go za pasek, po czym poklepała chłopaka między łopatkami i puściła jego ramię. Ten odskoczył w bok jak oparzony.

      – Tak naprawdę nie zabiłabym cię – powiedziała lekkim tonem. – Jestem żniwiarzem, chronię ludzi… w większości przypadków – dodała, przypomniawszy sobie o tym, co zrobiła z mordercą Oliwii.

      Młody Skrajna odskoczył od niej i od razu znalazł się przy ojcu.

      – A jak przypadkiem zobaczycie jakiegoś demona, wiecie, gdzie przyjść po pomoc – rzuciła na odchodnym.

СКАЧАТЬ