Czarny świt. Paulina Hendel
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Czarny świt - Paulina Hendel страница 13

Название: Czarny świt

Автор: Paulina Hendel

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Книги для детей: прочее

Серия:

isbn: 978-83-6651-797-4

isbn:

СКАЧАТЬ dziewczyna, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.

      – To dlaczego nic mi nie powiedziałaś?!

      – Bo nie było kiedy. Tyle się ostatnio działo… A Tośka nakręciła nawet filmik. Chciałyśmy wam go pokazać, ale potem Feliks nas wyrzucił z domu.

      – Jesteś najlepsza! – ucieszył się.

      – Słuchaj, musimy poga… – zaczęła.

      – Później zadzwonię! – przerwał jej, rozłączył się i wybrał numer Tosi, ale ta albo była poza zasięgiem, albo miała wyłączony telefon.

      – Babciu, wyciągniemy go! – Bliźniak, radosny jak dziecko, porwał Janinę w ramiona i podniósł ją. – Jest dowód na to, że ten koleś ukradł tę pieprzoną zapalniczkę!

      ¢

      Magda weszła do domu, chłonąc jego znajomy zapach. Tyle nocy spała w lasach Nawii przy ognisku, że teraz budynek zdawał się mały i ciasny, a ona zaczynała cierpieć na klaustrofobię w zamkniętych pomieszczeniach.

      – Gdzie byłaś? – naskoczył na nią od progu Feliks.

      – U rodziców… w mieście…

      – I nie przeszło ci przez myśl, że ci wariaci z poprzedniej nocy mogliby chcieć się na tobie zemścić?!

      Uśmiechnęła się i zbyła jego obawy machnięciem ręki, po czym skierowała się do piwnicy.

      – Ja mówię poważnie – nie ustępował żniwiarz, krocząc za nią jak troskliwa kwoka. – Martwiłem się.

      – Spokojnie, nikt nie chciał mnie linczować. – Zaczęła przeglądać pudła z ich zapasami. – Trzeba będzie wysłać kogoś po zioła na łąkę.

      – Niby kogo?

      – No tak… wszystkich przepędziłeś – przyznała. – W takim razie ty pojedziesz po zapasy.

      – Magda, ja…

      Wzięła do rąk swoją dawną włócznię, którą zdobyła po zabiciu dzikiego myśliwego.

      – Bomba! – Uśmiechnęła się szeroko, przejeżdżając palcami po ostrzu. – Żebym miała coś takiego w Nawii – rozmarzyła się. – O, to też się przyda.

      Wzięła szpadel i z włócznią pod pachą wyszła z piwnicy i ruszyła do ogrodu. Feliks wciąż deptał jej po piętach.

      – Musimy pogadać o… niej – naciskał. – W jakich okolicznościach zdobyłaś to ciało? Czy zatarłaś ślady? Zabiłaś kogoś? Potrzebujesz nowych dokumentów…

      Odwróciła się do niego i położyła dłonie na jego ramionach.

      – Jak wciąż będziesz się tak o wszystkich zamartwiał, to dostaniesz wrzodów żołądka – oświadczyła.

      – Przy tobie dziwię się, że jeszcze ich nie mam – mruknął.

      – No widzisz? A kto by się przejmował dokumentami…

      – Na przykład policja, jak cię zatrzyma za kółkiem bez prawka. I bez tego mamy wystarczająco problemów. Co ty, na Boga, robisz?! – zapytał, kiedy wbiła szpadel w ziemię na środku ogrodu.

      – Amelię zabiły demony – powiedziała. Zmarszczyła brwi i wbiła ostrze kilkanaście centymetrów w bok. – Nie było żadnych świadków, nikogo, kto widziałby jej śmierć. Więc na dobrą sprawę biedna dziewczyna nadal żyje i wciąż może posługiwać się swoimi dokumentami.

      Kolejny krok i znów wbiła szpadel w miękką ziemię.

      – A co z jej rodziną? Będą jej szukać!

      – Nie miała rodziców, tylko ciotkę, z którą nie rozmawiała…

      – A znajomi?

      – Tylko dalecy, nikt się nie przejmie jej wyprowadzką.

      – Nie wierzę, że to takie proste.

      – Wujaszku mój kochany, przecież nie bez powodu wybrałam sobie właśnie to ciało.

      – Wybrałaś? Sobie? Przecież…

      – To moja kolejna supermoc, sama zadecydowałam, że chcę być rudzielcem. Wreszcie! – sapnęła, kiedy szpadel stuknął głucho.

      Zaczęła kopać i po kilku minutach wyciągnęła z ziemi metalowy pojemnik. W środku, zawinięta w folię bąbelkową, była mała buteleczka z ciemną, gęstą cieczą.

      – Czy to jest…? – zaczął Feliks.

      – Trucizna na Niję – oświadczyła z zadowoleniem. – Miałam ci powiedzieć, że ukryłam to tu na wszelki wypadek, ale nie zdążyłam.

      – Myślisz, że on dziś zaatakuje?

      – Nie mam pojęcia. Ale jeśli wpadnie z wizytą do Wiatrołomu, to ja będę na niego czekać. – Oparła szpadel o dom, na parapecie postawiła buteleczkę i zaczęła zrywać kwiaty.

      – A co teraz robisz? – zapytał ze znużeniem.

      – Nie widać? Wianek plotę.

      – Wolę nie pytać, po jaką cholerę – westchnął. – Wiesz, że zachowujesz się jak żniwiarz, który właśnie odkrył, że jest nieśmiertelny, i upaja się tym uczuciem?

      – Możliwe – przyznała.

      – Ale pamiętaj, że nie jesteś nieśmiertelna i twój fart kiedyś się skończy.

      – Na starość zrobiłeś się zgryźliwy. – Po chwili włożyła na głowę gotowy wianek. – I jak? – Obróciła się wokół własnej osi.

      – Jakby właśnie wypuścili cię z zakładu dla obłąkanych.

      – Uwielbiam twoje poczucie humoru. Teraz ty pojedziesz po zioła, a ja załatwię nam zapasy jedzenia.

      Zaniosła truciznę do domu i wzięła łuk.

      – Chyba nie zamierzasz tak iść na miasto? – Zatrzymał ją Feliks.

      – Dlaczego nie? – zdziwiła się, zarzucając na ramię kołczan.

      – Z łukiem w garści i wiankiem na głowie?

      – Na łuk nie trzeba mieć pozwolenia, a z wiankiem mi do twarzy. – Zerknęła na swoje odbicie w lustrze. – Jak ktoś mnie zaczepi, powiem, że to cosplay.

      – Że niby co?

      – Nie nadążasz za nowymi czasami. – Pokręciła głową z dezaprobatą. – Powiem, że przebrałam się za postać z jakiejś książki.

СКАЧАТЬ