Название: Noc Sów
Автор: Jacek Karczewski
Издательство: OSDW Azymut
Жанр: Техническая литература
isbn: 9788366517820
isbn:
Sowy pohukują i pokrzykują ze wszystkich wielkich lądów, a także z wielu wysp i wysepek. Nie ma ich tylko na Antarktydzie i okolicznych wyspach. Najwięcej różnych gatunków żyje w Ameryce Południowej i wbrew temu, co często o nich myślimy, sowy wolą cieplejsze klimaty. Niektóre mają niewielkie, endemiczne zasięgi oraz populacje, które w najlepszym razie liczą kilkadziesiąt ptaków[13]. Tak jak maleńka wąsówka odkryta w 1976 roku w Peru, którą do tej pory widziała garstka osób w zaledwie trzech lokalizacjach. W tej smutnej kategorii są też syczki złowrogie, stokowe i krótkouche z Komorów, syczek brązowy z Indonezji, pójdźka leśna z Indii oraz wspomniana już sóweczka kasztanowata z Brazylii. Co do płomykówki brunatnej, której całym światem były zagubione w archipelagu Moluki malutkie wyspy Sula, nikt nawet nie ma pewności, czy ona w ogóle jeszcze istnieje. Tymczasem jej kuzynka, płomykówka zwyczajna, zamieszkuje wszystkie kontynenty – oczywiście z wyjątkiem Antarktydy i… być może Australii. (Szczegóły w rozdziale Płomykówka. Sowa z sercem na twarzy). Tuż za nią leci sowa błotna. Za wielkich czempionów możemy też uznać klan puszczyków. Tylko 21 gatunków, za to co najmniej jeden, a często dwa lub trzy z nich znajdziemy niemal w każdym lesie pomiędzy Arktyką i zwrotnikiem Raka. Niektóre wciąż mają kilkumilionowe populacje, co dzisiaj zdarza się tylko największym szczęściarzom. Sowy, jak to drapieżniki, nigdzie nie są częste, ale na tle innych ptasich rodzin mają się stosunkowo dobrze. Najwyraźniej w świecie zdominowanym przez dziennych z natury ludzi wybór nocnego życia okazał się dobrą strategią na przetrwanie. Wydaje się, że przynajmniej dopóki nie zabetonujemy całej Ziemi i nie wytrujemy wszystkiego, co na niej żyje, mądre sowy znajdą dla siebie dość jedzenia i dalej będą pohukiwać z mroków nocy.
Nie bez znaczenia jest fakt, że różne sowy zajmują bardzo różne siedliska i krajobrazy. To po części tłumaczy też wielkie zróżnicowanie ich wagi i rozmiarów. Ważący cztery i pół kilograma puchacz japoński jest ponad 100 razy cięższy od maleńkiej kaktusówki z południowego zachodu Ameryki Północnej. Kaktusówka wygląda jak każda typowa sowa, tyle że w miniaturze. Nic dziwnego, że w anglojęzycznej literaturze nazywają ją elfem, Elf Owl. Przy średniej wadze 40 gramów i wielkości najwyżej wróbla nie pozostało jej nic innego jak zamiast na gryzonie polować na owady i pajęczaki. Musi tylko pamiętać, żeby chwytając skorpiony, najpierw pozbyć się ich kolca jadowego. Przy jej rozmiarach sama musi mieć się cały czas na baczności. Kaktusówka ma przy tym nerwy ze stali. Gdy wpada w zęby jakiegoś drapieżnika, bardzo przekonująco udaje martwą, a kiedy ten zluzuje uścisk – ucieka!
Bycie sową, dużą czy małą, przeważnie oznacza widzenie w ciemnościach, słyszenie tego, czego nikt inny usłyszeć nie może, i bezgłośne poruszanie się. Trzy cechy, które składają się na definicję typowej sowy oraz tworzą jej ekologiczne USP, Unique Selling Proposition[14]. Pozwoliły one też sowom zająć wolną od konkurencji (innych skrzydlatych drapieżników) niszę – noc.
[2] Podobnie jak słonie czy nosorożce, hieny i kojarzone dzisiaj z Afryką wielkie koty żyły kiedyś w Europie, w klimacie podobnym do obecnego. Najdłużej przetrwały lwy, które jeszcze w czasach greckich można było spotkać na Bałkanach, a na Bliskim Wschodzie zostały eksterminowane dopiero w średniowieczu.
[3] Popularny anglojęzyczny zwrot, który dosłownie znaczy miłość i nienawiść, a którym opisuje się burzliwe związki oparte na przeciwstawnych uczuciach.
[4] Gdy na Ziemi pojawili się pierwsi ludzie, ptaki były na niej już od jakichś 150 milionów lat. Ponieważ rozwijaliśmy się z przyrodą w tle, ptaki oraz inne dzikie zwierzęta i krajobrazy stały się częścią naszej tożsamości gatunkowej – są wpisane w ewolucyjne DNA człowieka. To tłumaczy naszą potrzebę kontaktu z przyrodą (współcześnie coraz bardziej ignorowaną) oraz jej tonizujące i lecznicze oddziaływanie na nas.
[5] Dla ułatwienia krótka powtórka z systematyki na przykładzie dwóch gatunków – puchacza i człowieka. Obydwa należą do domeny komórkowców (eukariota), królestwa zwierząt, typu strunowców i podtypu kręgowców. W tym miejscu wspólny do tej pory konar genealogiczny się rozwidla. W przypadku puchacza wygląda on tak: gromada ptaki, rząd sowy, rodzina puszczykowate, rodzaj puchacze (Bubo), gatunek puchacz (zwyczajny) (Bubo bubo), z co najmniej 16 podgatunkami. A u człowieka tak: gromada ssaki, rząd naczelne, nadrodzina małpy człekokształtne, rodzina człowiekowate, rodzaj ludzie (Homo), gatunek człowiek rozumny (Homo sapiens).
[6] Okres wielkiego rozkwitu jakieś grupy systematycznej – intensywnego podziału na rodziny, rodzaje i gatunki – nazywa się radiacją.
[7] Znajdowanie szczątków kopalnych ptaków i tym samym ich badanie jest bardzo trudne. Ptaki są ewolucyjnie stosunkowo młode, a do tego ich pneumatyczne, częściowo wypełnione powietrzem kości łatwo się kruszą i są chętnie zjadane przez różne drapieżniki i wszystkożerców, takich jak chociażby niektóre gryzonie. Paleontolodzy mówią, że nawet ryby lepiej się przechowują w archeologicznych pokładach.
[8] Lista ta jest autoryzowana i systematycznie aktualizowana przez Międzynarodowy Komitet Ornitologiczny. Ostatnio organizacja ta zmieniła nazwę na International Ornithologists’ Union, ale w powszechnym użyciu ciągle jest skrót ICO – International Ornithological Committee.
[9] Jeszcze 30–40 lat temu wśród systematyków dominowały tendencje redukcjonistyczne. W efekcie wiele taksonów wcześniej uznawanych za gatunki zaczęto traktować jako podgatunki. Obecnie przeważa myślenie odwrotne, które znajduje poparcie w badaniach genetycznych, ale nierzadko pozostaje w kontrze do utartych przekonań i podręcznikowych tradycji.
[10] Dzienne drapieżne też nieczęsto krzyżują się między sobą. Z kolei na drugim biegunie są gorącokrwiste wróblaki, przede wszystkim pokrzewkowate. Do międzygatunkowych mezaliansów często dochodzi też u kolibrów i kuraków. W rodzinie głuszcowatych, do której oprócz głuszców należą cietrzewie, pardwy i jarząbki, sięgają one aż 20 procent. Rekordziści to kaczkowate – około 40 procent. W przyszłości możemy się spodziewać ciągłego wzrostu międzygatunkowych krzyżówek. Zmiany klimatu, zanik siedlisk, kurczenie się populacji i mniejsza w związku z tym dostępność typowych partnerów – wszystko to prowadzi do znoszenia kolejnych barier i wzrostu hybrydyzacji.
[11] Konwergencja może dotyczyć również gatunków genetycznie bardzo odległych, na przykład delfinów, fok i pingwinów (gdy znajdują się pod wodą). Jest też zjawisko odwrotne – dywergencja, kiedy to genetycznie bliskie sobie gatunki wiodą różny tryb życia w różnych biotopach (siedliskach) i wyglądają zupełnie inaczej. Na przykład słonie i góralki, które wyglądają jak przerośnięte chomiki!
[12] Ptasie drzewo genealogiczne okazuje się dużo bardziej skomplikowane, niż myśleliśmy, i odkąd nauczyliśmy się dekodować DNA, nie przestaje zaskakiwać, wywracając do góry nogami utrwalone przez lata przekonania.