Название: Kobiety niepodległości Bohaterki żony powiernice
Автор: Iwona Kienzler
Издательство: OSDW Azymut
Жанр: Биографии и Мемуары
isbn: 978-83-65838-75-9
isbn:
Kiedy w roku 1922 Piłsudski stanowczo odmówił kandydowania na urząd prezydenta RP, 9 grudnia do wyborów stanęło aż pięciu kandydatów, ale realne szanse na zdobycie urzędu miało tylko dwóch: Maurycy Zamoyski oraz, popierany przez Naczelnika, Stanisław Wojciechowski. Reszta, czyli Ignacy Daszyński, Baudouin de Courtenay oraz zgłoszony przez PSL Wyzwolenie Gabriel Narutowicz, była w powszechnym mniemaniu z góry na straconej pozycji. Tymczasem wypadki przybrały zupełnie nieoczekiwany obrót: niechętni Wojciechowskiemu posłowie z prawicy przerzucili swoje głosy w taki sposób, że w grze pozostali Zamoyski oraz… Narutowicz. Kiedy obliczono wyniki głosowania, okazało się, że zwyciężył ten ostatni. Na Narutowicza oddano 289 głosów, podczas gdy na Zamoyskiego 227. Jak się okazało, decydujące znaczenie miały głosy PPS, partii chłopskich oraz przedstawicieli mniejszości narodowych. Co ciekawe, Józef Piłsudski odradzał Narutowiczowi przyjęcie urzędu, ale ten uznał, iż podporządkowanie się woli Zgromadzenia Narodowego jest jego obywatelskim obowiązkiem, i wybór na najwyższe stanowisko w państwie zaakceptował. Przyszłość miała pokazać, że powinien posłuchać rady Komendanta.
Ponieważ wynik głosowania był zupełnie nie po myśli prawicy optującej za Zamoyskim, prawicowe media rozpętały prawdziwą nagonkę na obranego przecież w demokratyczny sposób i przez przedstawicieli narodu prezydenta, przedstawiając go w wyjątkowo niekorzystnym świetle. Organizacje prawicowe w ogóle nie zamierzały uznawać decyzji Zgromadzenia Narodowego. Pierwsze protesty i manifestacje miały miejsce już w dniu ogłoszenia wyników głosowania, kiedy na posłów opuszczających gmach sejmu czekali demonstranci, głównie przedstawiciele młodzieży szkolnej i studenckiej, niezadowoleni z dokonanego wyboru. Tłum manifestantów przeszedł Nowym Światem na Aleje Ujazdowskie, gdzie zatrzymał się pod oknami generała Hallera, zdeklarowanego przeciwnika Józefa Piłsudskiego, który z balkonu swego mieszkania wygłosił do demonstrantów płomienne przemówienie, przyjęte z niekłamanym entuzjazmem. Wojskowy powiedział wówczas: „Wy, a nie kto inny, piersią swoją osłanialiście, jakby twardym murem, granice Rzeczypospolitej, rogatki Warszawy. W swoich czynach chcieliście jednej rzeczy, Polski. Polski wielkiej, niepodległej. W dniu dzisiejszym Polskę, o którą walczyliście, sponiewierano. Odruch wasz jest wskaźnikiem, iż oburzenie narodu, którego jesteście rzecznikiem, rośnie i przybiera jak fala!”11. Spod domu Hallera demonstranci, wznosząc okrzyki: „Niech żyje Mussolini! Niech żyje polski faszyzm!”, przeszli do siedziby „Gazety Polskiej”, organu prasowego endecji, gdzie spotkał się z nimi prawicowy poseł Antoni Sadzewicz, który również wygłosił przemówienie do demonstrujących, dolewając oliwy do ognia. „Zaślepienie lewicy i ludowców sprawiło, że najwyższym przedstawicielem Polski ma być człowiek, który jeszcze dwa dni temu był obywatelem szwajcarskim i któremu na gwałt, może już po wyborach na prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej sfabrykowano obywatelstwo polskie — twierdził. — W roku 1912 Żydzi narzucili Warszawie niejakiego Jagiełłę jako posła do Dumy rosyjskiej. Dziś posunęli się dalej: narzucili pana Narutowicza na prezydenta”12. Sadzewicz celowo wprowadził demonstrantów w błąd — nowo wybrany prezydent miał od dawna obywatelstwo polskie, bez niego nie mógłby przecież zasiadać w rządzie.
W ten sposób rozpoczęła się prawdziwa kampania nienawiści wymierzona w nowo obranego prezydenta. Głównym zarzutem przeciwko niemu były związki z mniejszością żydowską, a nawet… żydowskie pochodzenie, co oczywiście nie miało nic wspólnego z prawdą. Nagłówki prawicowej prasy krzyczały: Obywatele, w obliczu nowej porażki narodowej zdobądźcie się na czyn; Jak śmieli Żydzi narzucić Polsce swego prezydenta. Jak mógł Witos rzucić głosy polskie na żydowskiego kandydata; Naród polski musi odczuć i odczuje ten wybór jako zniewagę, Warszawa nie zawiedzie; Narutowicz narzucony został na prezydenta głosami obcych narodowości; Narutowicz jest protegowanym żydowskiej finansjery światowej, nawet nie umie dobrze mówić po polsku. Wszystko to było elementem starannie przemyślanej kampanii przeciwko prezydentowi, ale argumenty przeciwko Narutowiczowi, często wyssane z palca, padały niestety na podatny grunt.
Policja w czasie wspomnianych demonstracji zachowywała zadziwiającą bierność, w efekcie w dniu zaprzysiężenia Narutowicza, 11 grudnia, doszło do rozruchów, w trakcie których jedna osoba straciła życie, a aż dwadzieścia osiem innych odniosło poważne rany. Kiedy prezydent-elekt jechał na ceremonię zaprzysiężenia, obrzucono go błotem, grudami lodu i kamieniami. Sytuacja była tak poważna, że wydawało się, iż nasz kraj stoi w obliczu wojny domowej…
Narutowiczowi, który się nie ugiął i postanowił sprawować swój urząd, jak często powtarzał: „dobrocią i taktem”, nie można odmówić odwagi. Starał się też jakoś udobruchać prawicę, składając propozycję objęcia teki ministra spraw zagranicznych Maurycemu Zamoyskiemu. Doskonale zdawał sobie sprawę, że nad jego głową zawisło poważne niebezpieczeństwo, tym bardziej że nie było dnia, w którym nie otrzymywałby anonimów z groźbami, pogróżkami i obelgami. Nie brakowało wśród nich i takich, które zawierały dość osobliwy załącznik: sproszkowaną truciznę.
Narutowicz mimo wszystko został zaprzysiężony na prezydenta, ale urząd dane mu było pełnić jedynie przez siedem dni. 16 grudnia, w sobotę, pojechał na uroczystość otwarcia wystawy w warszawskim Towarzystwie Zachęty Sztuk Pięknych. Wcześniej podjął, jak się okazało, zgubną w skutkach decyzję, aby nie zawiadamiać o tym policji i komisariatu rządu. I właśnie tam dosięgła go kula zamachowca…
„W chwili, gdy Prezydent Rzeczypospolitej, prowadzony przez prezesa i wiceprezesa Tow. Zachęty Sztuk Pięknych w towarzystwie szefa kancelarii cywilnej, dwóch adiutantów, prezesa Rady Ministrów oraz ministrów Kumanieckiego i Makowskiego znalazł się w pierwszej sali, w tłumie, stojącym tuż za Prezydentem, malarz Eligiusz Niewiadomski trzykrotnie z rewolweru strzelił w plecy Prezydenta, poczem usiłował zbiedz” — brzmiał oficjalny komunikat kancelarii cywilnej prezydenta zamieszczony 16 grudnia w wieczornym wydaniu „Kuriera Warszawskiego”. Dalej dodawano: „Prezydent upadł i w kilka minut potem życie zakończył. Mordercę ujął adiutant Prezydenta Rzeczypospolitej”13.
Pierwsza dama nr 1
Sejm Rzeczypospolitej w pośpiechu przystąpił do kolejnych wyborów głowy państwa, które przeprowadzono w dniu 19 grudnia. Niespodziewanie wygrał je Stanisław Wojciechowski, pokonując kandydata prawicy profesora Akademii Umiejętności Kazimierza Morawieckiego, i to pomimo braku poparcia posłów swojej własnej partii. Wybory odbywały się w dość nerwowej atmosferze, a po ogłoszeniu wyników głosowania jeden z lewicowych posłów krzyknął w stronę ław poselskich zajmowanych przez prawicę: „Kiedy go zabijecie?!”.
W życie kochającej spokój Marii wdarły się kolejne rewolucyjne zmiany. Przede wszystkim trzeba było bezzwłocznie opuścić wciąż urządzane mieszkanie na Smolnej i przenieść się do rezydencji głowy państwa w Belwederze. Maria, przyzwyczajona do znacznie mniejszych, a przede wszystkim skromniejszych wnętrz, nie czuła się tam zbyt dobrze, tym bardziej że nie mogła już samodzielnie prowadzić domu. W tych obowiązkach wspomagał ją sztab służby. Do tego, jako pierwsza w historii naszego kraju (poprzednik Wojciechowskiego, Gabriel Narutowicz, był wdowcem) pierwsza dama musiała pełnić obowiązki publiczne i funkcje reprezentacyjne, СКАЧАТЬ