Kobiety niepodległości Bohaterki żony powiernice. Iwona Kienzler
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Kobiety niepodległości Bohaterki żony powiernice - Iwona Kienzler страница 8

Название: Kobiety niepodległości Bohaterki żony powiernice

Автор: Iwona Kienzler

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Биографии и Мемуары

Серия:

isbn: 978-83-65838-75-9

isbn:

СКАЧАТЬ październikowej do władzy nie doszli bolszewicy. Przebywający wówczas w Rosji polscy działacze niepodległościowi, uznani przez komunistów za reakcjonistów, zostali zmuszeni do ucieczki. Także Wojciechowski postanowił zabrać rodzinę i opuścić tereny byłego imperium, ale na przeszkodzie realizacji tych planów stanęła grypa, na którą zapadły w Rosławiu jego żona i córka. W międzyczasie do miasta weszli bolszewicy i życie Wojciechowskich znalazło się w poważnym niebezpieczeństwie. Feliks Dzierżyński, stojący na czele Nadzwyczajnej Komisji ds. Walki z Kontrrewolucją i Sabotażem, zarządził polowanie na członków utworzonej w sierpniu 1917 roku Rady Polskiej Zjednoczenia Międzypartyjnego, działającej jako przedstawicielstwo Komitetu Narodowego Polskiego. Tak się złożyło, że Wojciechowski nie tylko wchodził w skład Rady, ale nawet był jej przewodniczącym. Sytuacja była naprawdę poważna — jednego z członków tego gremium, Mariana Lutosławskiego, rozstrzelano pod zarzutem działalności reakcyjnej. Na szczęście dla Stanisława bolszewicy w Rosławiu nie wiedzieli o jego przynależności do Rady, ale w maju 1918 roku Wojciechowscy wraz z grupą innych Polaków wyjechali z Rosławia, wybierając się w obfitującą w niebezpieczne przygody podróż do Warszawy, w trakcie której musieli odpierać napady band chłopskich planujących obrabowanie uchodźców i omal nie zginęli rozstrzelani przez bolszewików. Ocaleli dzięki przytomności umysłu Stanisława, który ostatnie posiadane pieniądze przeznaczył na łapówki, a do Warszawy przyjechali 18 czerwca, praktycznie bez grosza przy duszy. Początkowo Wojciechowscy zajęli lokal w kamienicy należącej do Związku Stowarzyszeń Spożywczych, w utworzeniu którego niemały udział miał Stanisław, a z czasem przenieśli się do domu przy ulicy Puławskiej 14. Tak samo jak reszta mieszkańców Warszawy borykali się z biedą i trudnościami aprowizacyjnymi. Na szczęście, podobnie jak wszyscy Polacy, mieli też powód do radości: koniec wojny przyniósł ich ojczyźnie długo wyczekiwaną niepodległość.

      Pan minister i jego małżonka

      Osobą pierwszoplanową w odradzającym się państwie był niewątpliwie stary przyjaciel Wojciechowskich Józef Piłsudski, na ręce którego Rada Regencyjna 14 listopada 1918 roku przekazała zwierzchnią władzę w państwie. Obaj panowie zapomnieli o dzielących ich wcześniej różnicach i spotkali się 16 listopada. Niedługo potem, w styczniu następnego roku, Wojciechowski otrzymał nominację na ministra spraw wewnętrznych w rządzie Ignacego Paderewskiego. To stanowisko było dla niego nie lada wyzwaniem, zwłaszcza że resort, na czele którego stanął z woli Naczelnika, odgrywał wówczas rolę kluczową. Jako minister musiał zająć się nie tylko organizacją pierwszych wyborów do sejmu, ale również przeorganizowaniem utworzonej wcześniej milicji ludowej w profesjonalną policję państwową, w czym bardzo mu się przydały obserwacje poczynione w trakcie pobytu w Wielkiej Brytanii. Swoją misję prowadził w wyjątkowo trudnych warunkach, wszak Rzeczpospolita, która niepodległość odzyskała po przeszło studwudziestoletniej niewoli, należała do państw najbardziej poszkodowanych, nie tylko na skutek działań wojennych, ale także w wyniku rabunkowej gospodarki krajów zaborczych. Władze nowo powstałego państwa musiały wykonać tytaniczną pracę, by zmierzyć się z szeregiem problemów: zdewastowanym przemysłem, brakiem żywności, stworzeniem nowego, jednolitego systemu prawnego i oświatowego oraz ogólnym chaosem w gospodarce. Na domiar złego w Wielkopolsce wciąż trwały walki powstańcze, przyszłość zarówno Wilna, jak i Lwowa była niejasna, co więcej, praktycznie nie istniały żadne, wyraźnie wyznaczone granice państwowe. Chociaż Wojciechowski był „tylko” ministrem spraw wewnętrznych, w pewnym okresie skupił w swoich rękach pełnię władzy w państwie, pełniąc jednocześnie obowiązki Naczelnika Państwa, premiera i wciąż kierując powierzonym mu ministerstwem. Taka sytuacja miała miejsce, kiedy urzędujący premier Ignacy Jan Paderewski wyjechał do Paryża na konferencję pokojową, a Piłsudski walczył z armią bolszewicką na Kresach. Maciej Rataj twierdził, że Wojciechowski jako jedyny członek ówczesnego rządu „posiadał autorytet wobec sejmu, któremu umiał się przeciwstawić, gdy trzeba było”8.

      Maria, chociaż oczywiście całym sercem wspierała Stanisława, była niezbyt zadowolona z jego politycznej kariery, gdyż na skutek awansu męża także i ona znalazła się na świeczniku. Z natury skromna kobieta nie lubiła bywania na rautach czy przyjęciach, obowiązkowego dla żony polityka tak wysokiego szczebla. Nauczona smutnym doświadczeniem, wciąż pamiętając o służącej, która omal nie wyprawiła jej syna na tamten świat, samodzielnie prowadziła dom i kuchnię, sama załatwiała też wszystkie sprawunki. A ponieważ stolica odrodzonego państwa nadal zmagała się z problemami aprowizacyjnymi, kolejki w sklepach były nieodzownym elementem krajobrazu ówczesnego miasta. Pani ministrowa, która nie miała pomocy domowej, godzinami wystawała w ogonkach razem z innymi, zwyczajnymi mieszkankami Warszawy, co nie spotykało się z uznaniem. Mawiano, że niewiele wart musi być minister, którego żona, niczym pierwsza lepsza praczka, sama robi zakupy. Ale taka sytuacja wbrew pozorom miała także i dobre strony: Maria, jako osoba inteligentna, rozmawiając przy tej okazji z innymi czekającymi w kolejce kobietami bądź nawet tylko słuchając ich rozmów i zwierzeń, mogła sondować nastroje warszawskiej ulicy.

      W czasie, kiedy jej małżonek sprawował funkcję ministra spraw wewnętrznych, Wojciechowska odnowiła relacje z Józefem Piłsudskim. Z tego okresu pochodzi prezent urodzinowy, który otrzymała od Naczelnika: drewniana szkatułka z życzeniami, do tej pory przechowywana przez kolejne pokolenia rodziny. W — było nie było — oficjalnym piśmie wysłanym przez Piłsudskiego do ministra w dniu 22 kwietnia 1919 roku z frontu znalazł się też, utrzymany w nieco żartobliwym tonie, dopisek z wiadomością dla Marii: „żonie powiedz, że do Giedrojć jeszczem nie doszedł, musi poczekać z wakacjami w Kupryszkach”9. Zresztą rodzinnego majątku Kiersnowskich nie udało mu się zdobyć — na mocy układów pokojowych Kupryszki zostały na Litwie. Naczelnik wysłał nawet do swojej „kuzynki” list z przeprosinami z tej okazji.

      Jak przystało na żonę pracoholika, jakim niewątpliwie był Stanisław, prowadzenie domu i wszystkie rodzinne sprawy spoczywały na barkach Marii. A tymczasem jej małżonek od rana do późnego wieczora przesiadywał w swoim gabinecie, bywał niemal na każdym posiedzeniu sejmu, pomimo że ministerialne obowiązki go do tego nie zmuszały, zaś w domu był praktycznie gościem. Jako członkowi rządu przysługiwało mu oczywiście mieszkanie służbowe, znacznie obszerniejsze niż zajmowane dotychczas, ale wiecznie zapracowany pan minister nie miał czasu, by dopełnić formalności i zająć się przeprowadzką. Udało się mu tego dokonać dopiero, kiedy przestał być ministrem spraw wewnętrznych, czyli w 1920 roku. Wówczas państwo Wojciechowscy oraz dwójka ich niemal dorosłych już dzieci (Edmund miał siedemnaście, a Zofia piętnaście lat) przeprowadzili się na ulicę Smolną 16. Pomimo że oddał tekę ministra, Stanisław zachował prawo do mieszkania, gdyż wciąż pracował dla rządu RP, tym razem jednak jako niezależny doradca, uznał bowiem, że z pozycji zwykłego urzędnika znacznie lepiej przysłuży się wciąż trwającemu procesowi budowy administracji państwowej.

      Wojciechowski jednak nie wziął na dobre rozbratu z polityką — w 1920 roku wstąpił do Polskiego Stronnictwa Ludowego „Piast”, ale w nowej partii najwidoczniej nie cieszył się zbyt dużym poparciem ani autorytetem, skoro nie otrzymał miejsca na liście kandydatów do senatu odpowiadającego jego wcześniejszym zasługom i pozycji. W efekcie senatorem nie został. Przewrotny los szykował dla niego jeszcze jedną niespodziankę: 19 grudnia 1922 roku Stanisław nieoczekiwanie odniósł zwycięstwo w drugich w historii odrodzonej Rzeczypospolitej wyborach prezydenckich, i to pomimo że nie poparła go jego własna partia. Zanim jednak do tego doszło, Polska stała się widownią dramatycznego wydarzenia, jakim był zamach na pierwszego prezydenta Gabriela Narutowicza.

      Narutowicz w chwili wyboru na urząd prezydenta RP miał pięćdziesiąt siedem lat i większość swojego życia spędził w Szwajcarii, miał zresztą szwajcarskie obywatelstwo. Patrząc z dzisiejszego punktu widzenia, Polacy powinni być dumni, że tak wybitna osobowość obejmuje stanowisko głowy państwa. СКАЧАТЬ