Название: Nabór
Автор: Vincent V. Severski
Издательство: PDW
Жанр: Шпионские детективы
Серия: Zamęt
isbn: 9788381433846
isbn:
Schodami ruchomymi wjechał do hali dworcowej. Usiadł na ławce i wyjął smartfon. Jestem – napisał wiadomość po niemiecku i czekał.
Weź taksówkę. Podaj adres: Wawer, ulica Lotara 3. Dom jest 100 metrów dalej, na końcu ulicy, pod 15 – odczytał po chwili.
Na tablicy informacyjnej odnalazł znak „taxi” i ruszył w kierunku postoju. Wsiadł do pierwszego samochodu i pokazał kierowcy adres. Ten skinął głową, coś niewyraźnie zamruczał i wpisawszy nazwę ulicy do GPS, ochoczo ruszył z miejsca.
– American? – zapytał, gdy wjechał w Aleje Jerozolimskie. Był młody, z krótko przyciętą brodą i grzywką opadającą na czoło.
– Nie, a dlaczego pan tak myśli? – odparł po angielsku Luka.
– Dużo Amerykanów teraz w Warszawie. A w pierwszej chwili tak mi pan jakoś wyglądał. Jak jeden aktor, ale polski, znany taki… Nie pamiętam teraz nazwiska.
– Nie, jestem ze Szwajcarii – skłamał Luka.
– Aaa… – ucieszył się kierowca. – To możemy po niemiecku! Pracowałem w Niemczech kilka lat, w Berlinie i Hamburgu, jako kierowca. W interesach do Polski?
– Tak.
– Polska bardzo się rozwija i dużo biznesmenów do nas przyjeżdża – płynnym niemieckim mówił taksówkarz. – A jaka branża?
– IT – rzucił Luka.
– To teraz złoty biznes, wiem. Brat pracuje w tym w Londynie – skomentował kierowca.
Zauważył jednak, że pasażer nie jest rozmowny, więc zamilkł i już tylko mruczał coś do siebie po polsku.
– Pięćdziesiąt złotych – oznajmił, zatrzymując się przy chodniku, i zapalił światło.
– Mogę w euro? – zapytał Luka i dopiero teraz sobie przypomniał, że w Polsce nie ma euro i że nie wymienił na dworcu pieniędzy.
– Jasne… będzie jakieś piętnaście.
Luka wyłuskał z portfela dwudziestkę.
– Nie mam wydać – powiedział taksówkarz. – Aaa! – zawołał. – Przypomniało mi się! A tak mnie to męczyło cały czas! Deląg, Paweł Deląg. Tak nazywa się ten aktor, grał w tym filmie o Rzymie… Quo vadis. Wiedziałem! – Zadowolony klepnął dłonią w kierownicę.
– Nie znam – odparł Luka i wysiadł.
– Dziękuję – rzucił taksówkarz.
Trzasnęły drzwi i samochód odjechał.
Było ciemno i pusto, w oddali paliła się samotna latarnia i siąpił deszcz. W powietrzu unosił się dziwny kwaśny zapach. Luka ruszył przed siebie. Szedł, śledząc numerację domów, aż po dwóch minutach stanął przed drewnianą furtką ze skrzynką na listy i dużym mosiężnym numerem 15. Domu nie było widać, bo posesję otaczał gęsty żywopłot zielonych tui.
Luka wyjął z torby berettę i wepchnął ją za pasek na brzuchu. Nacisnął dzwonek i po chwili usłyszał brzęczenie zamka. Pchnął furtkę i wszedł. Dopiero teraz zobaczył stary, wielki i zaniedbany dwupiętrowy dom. Do drzwi było dziesięć metrów. Trzymając dłoń na pistolecie, a drugą ściskając uszy zarzuconej na plecy torby, ruszył w stronę wejścia.
Wszedł po sześciu schodkach i miał już chwycić za klamkę, kiedy ciężkie drzwi się otworzyły. Stał przed nim może trzydziestoparoletni wysoki, szczupły mężczyzna w niebieskim dresie. Zza okularów bez ramek patrzyły pogodne oczy.
Nie wygląda na Irańczyka – pomyślał zaskoczony Luka – to dobrze, bardzo dobrze.
Zdjął rękę z pistoletu i wszedł do budynku.
31
Roman przyłożył telefon do ucha podszedł do okna, za którym widać było znikającą zorzę.
Dima odebrał po dłuższej chwili.
– Co się stało? – zapytał Roman, nękany złymi przeczuciami.
– Chyba powinieneś tu przyjechać – rzucił Dima. – Mam w rozpracowaniu potężny kryzys polityczno-szpiegowski…
– To ma być żart? Dlaczego wyjechałeś z Polski? Będziesz miał kłopoty z Wesołym – stwierdził Roman, ale wiedział już, że musiało się wydarzyć coś nadzwyczajnego, bo Dima był zdyscyplinowany w służbie, chociaż niezależny w myśleniu i działaniu. – Rozumiem, że jesteś w Atenach. Wracam do Polski za tydzień, mamy jeszcze w planie Oslo…
– Do Polski lepiej teraz nie wracaj. Właśnie rozmawiałem ze Stokrotką. Bolecki i Wesoły oszaleli. Nie mogę ci teraz wszystkiego wyjaśnić, ale musisz tu przylecieć… Roman, tu też są muzea i galerie, Oslo może poczekać. Zamierzam też ściągnąć Monikę…
– Zamierzasz, czyli ona jeszcze nie wie? Jak rozumiem, nikt nie wie, co się dzieje, a ty organizujesz grupę, czyli sprawa ma szersze znaczenie. – Roman mówił enigmatycznie, bo zrozumiał, że Dima nie żartuje. – Czyż tak?
– Roman, znasz mnie przecież. – Głos Dimy zabrzmiał bardzo poważnie.
– Daj pomyśleć. Muszę porozmawiać z Zosią.
– Możecie zatrzymać się u mnie.
– Oddzwonię za kilka minut – rzucił Roman i się wyłączył.
Stał przy oknie i patrzył na zieloną falującą kurtynę, ale nie czuł już żadnych estetycznych emocji. Znał Dimę i wiedział, że on nie wszczynałby alarmu z byle powodu. Zastanawiał się, czy powinien się angażować. Gdyby nie Zosia, nie wahałby się ani chwili.
Nagle stanął przed wyborem: Zosia czy Sekcja? Tak mu się przynajmniej wydawało.
Wrócił do pokoju. Zosia siedziała na krześle i z kieliszkiem w dłoni delikatnie kołysała się w takt melodii Griega, wpatrzona w okno.
– To kiedy wracamy? – zapytała bez cienia złośliwości.
– A nie chciałabyś polecieć do Aten? Podobno tam już przyszła wiosna – zaczął niepewnie Roman.
– Byłam, ale chętnie polecę jeszcze raz. Szczególnie jeśli zaprasza przystojny Dima.
– Skąd wiesz? – zapytał zaskoczony Roman.
– Nie СКАЧАТЬ