Nabór. Vincent V. Severski
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Nabór - Vincent V. Severski страница 47

Название: Nabór

Автор: Vincent V. Severski

Издательство: PDW

Жанр: Шпионские детективы

Серия: Zamęt

isbn: 9788381433846

isbn:

СКАЧАТЬ podała kawę i imbirowe ciasteczka. Sara z wyraźnym zainteresowaniem rozglądała się po galerii. Na ścianach wisiały linoryty Czerskiej.

      – Ładne – rzuciła bez przekonania. – Podobają mi się. – Spojrzała na Monikę i od razu zapytała: – Jak to się stało, że trafiłaś do Firmy? Pierwszy raz spotykam kogoś takiego. Zdumiewające, a nawet zachwycające. – Uśmiechnęła się, ale Monika nie wiedziała, czy szczerze.

      Po zajściu w Zielonej Gęsi nie była pewna, czy Sara rzeczywiście jest taka otwarta i sympatyczna, jak o niej mówią. Pierwsze wrażenie odniosła inne.

      Wykorzystała sytuację i zadzwoniła do Sary, by zaprosić ją do siebie i spróbować wybadać, kim naprawdę jest. Nie mogła uwierzyć, żeby była tak zimna czy wręcz wyrachowana. Dotąd nie znała jej osobiście. Słyszała na jej temat same pozytywne opinie, a Eli i Ewie przecież ufała. Czemu więc Sara publicznie zakwestionowała autorytet Konrada, i to w taki sposób?

      Teraz nie zamierzała o nic pytać, liczyła, że Sara sama nawiążę do tego zdarzenia i być może skorzysta z okazji, by się wytłumaczyć. Po prostu chciała jej się przyjrzeć jak kobiecie i koleżance po fachu, przekonać się, czy zdoła ją polubić.

      Opowiedziała, jak została zatrudniona w wywiadzie. O pierwszym spotkaniu z Romanem Leskim, kiedy studiowała jeszcze na Akademii Sztuk Pięknych, i o tym, jakie zrobił na niej wówczas wrażenie. O swoich wątpliwościach, o decyzji i zaliczonym szkoleniu indywidualnym. O tym, że długo nie mogła uwierzyć w to, co zrobiła. Niewiele mówiła o Romanie. Znacznie więcej czasu poświęciła Dimie.

      – Masz kogoś? – zapytała Sara, obserwując Alka spacerującego po galerii.

      – Nie… nie mam – odparła Monika niepewnym tonem.

      Pomyślała, że chyba za dużo i za ciepło mówiła o Dimie. Sara była doświadczonym operacyjniakiem i potrafiła zauważyć, kiedy kobieta jest zakochana. Ja przynajmniej bym zauważyła – dorzuciła w myślach.

      – Pewnie chciałabyś wiedzieć, co się stało w pubie. – Sara nie zapytała, tylko stwierdziła. – Dlaczego Konrad dostał publicznie po nosie. Powiem ci, bo to ważne, jeżeli mamy się kumplować. O ile oczywiście chcesz.

      Monika delikatnie skinęła głową.

      – W końcu – ciągnęła Sara – nie mamy dużego wyboru, nie ma nas przecież tak wielu. Musimy się trzymać razem, szczególnie ci wyautowani. Zależy mi na was, więc nie mogłam pozwolić Konradowi, był wykorzystywał… sytuację… – Zamilkła, jakby się zastanawiała, co teraz powiedzieć. Ani na chwilę nie spuszczała z oczu synka. – Rozumiesz, alkohol, dopiero co się poznaliśmy. Może nie powinnam, ale on też. Taka ze mnie symetrystka. – Po raz pierwszy się uśmiechnęła. – Igor i Wasia to byli moi ludzie. – Spoważniała. – Igora to ja wynalazłam, wychowałam, wyszkoliłam i wysłałam do Iranu. Podobnie było z Krupą. I to ja odpowiadam za ich śmierć, nie Konrad. Wiem o tym i nikt ze mnie tego ciężaru nigdy nie zdejmie. Nawet Konrad, który doskonale zna sprawę. – Rozejrzała się. – Masz może papierosy?

      Monika podeszła do bufetu i wyjęła paczkę cienkich mentolowych chesterfieldów Kasi. Położyła je przed Sarą i podsunęła popielniczkę.

      – Od dawna nie palę, ale czasami…

      – Nie ma sprawy. Możesz.

      – Jest jak duży dzieciak. Naiwnie próbuje zdjąć ze mnie ten balast, bo myśli, że utrudnia mi on wychowanie Alka. Tymczasem nic nie męczy mnie bardziej niż fobia Konrada. Problem w tym, że pojawiła się dopiero, gdy odeszliśmy ze służby i przyszedł na świat Alek. Namawiałam Konrada, żeby poszedł gdzieś do pracy, zajął się czymś pozytywnym, a on rozpoczął poszukiwania Igora i Wasi. Ale w dużym stopniu było to tylko odreagowanie wyrzutów sumienia. Zaczynał konfabulować. – Sara paliła, zaciągając się delikatnie. – Z czasem popadł w spiralę natręctw. Robił się coraz bardziej nieznośny. W domu, bo na zewnątrz nie było tego widać. Nasze małżeństwo zaczęło się chwiać, nałożyły się też inne sprawy i mogłam albo do niego dołączyć i popłynąć na spotkanie góry lodowej, albo ratować jego i nasze życie, albo się z nim rozejść. Zaczęłam ratować. Przestał biegać, więcej pił. Spotykał się z dziwnymi ludźmi. Próbowali go wciągać w szemrane biznesy, o których nie miał zielonego pojęcia. Odsunął się od przyjaciół i wszędzie szukał wrogów. Jak to bywa najczęściej, znalazł sobie wroga pod ręką, w domu. W końcu go zmusiłam, by poszedł do psychiatry, i okazało się, że ma depresję z powodu tak zwanego syndromu odstawienia. Przez rok brał środki i całkiem szybko wyszedł na prostą. Było już dobrze, aż do tego spotkania. Kiedy się zgodziłam pójść do Zielonej Gęsi, nie przypuszczałam, że ta jego fiksacja odżyje. Liczyłam, że będzie dokładnie odwrotnie. Że spotkanie przyjaciół podziała oczyszczająco. A on prawdopodobnie na wasz widok i pod wpływem alkoholu poczuł jakiś przypływ… nie wiem… wiary? Więc zareagowałam spontanicznie. – Zdusiła papierosa w popielniczce. – Wybacz, że tak się otworzyłam i nudzę cię swoimi sprawami, pewnie masz teraz mnóstwo własnych kłopotów…

      – Daj spokój, Saro! – zaprotestowała zdecydowanie Monika. – Jak nie my, to kto?

      – No właśnie – odparła Sara. – Nie mam z kim o tym porozmawiać i poczułam, że mogę spróbować zaatakować ciebie. – Wymieniły uśmiechy. – Związek dwojga szpiegów to nieszczęście, a emerytowanych to już całkowita katastrofa, ale jak tu żyć z cywilem. Ludzie myślą, że szpieg na emeryturze to albo kupuje pieska i spaceruje wokół domu, podglądając sąsiadów, albo zarabia miliony, szpiegując dla firm.

      Monika buchnęła śmiechem.

      – Coś w tym jest – dodała i pomyślała o Dimie. – Aaa… – Zawahała się. – Przepraszam, że zapytam, ale czy nie…

      – Czy nie ma kogoś na boku, tak? – Sara uśmiechnęła się niewyraźnie. – Nie sądzę. Wyczułabym inną kobietę. Wiesz…

      – Wiem. Znam dobrze to uczucie, ale oni tego nie rozumieją – oznajmiła Monika pewnym głosem, chociaż takie doświadczenie miała tylko z Dimą, bo wszystkich swoich partnerów zostawiła z powodów niemających nic wspólnego ze zdradą.

      – Wiesz, Moniko… – Sara spoważniała. – Ja wcale nie jestem przekonana, że Igor i Wasia zginęli wtedy w Teheranie, też mam wątpliwości, ale muszę wybierać… On… – Spojrzała na synka, który przesuwał krzesło. – Albo oni. Tego nie da się pogodzić i nie ma żadnego złotego środka, cudownego rozwiązania jak na jakimś filmie. Albo oboje sfiksujemy i stracimy Alka, albo zaczniemy nowe życie. Nie da się zapomnieć, a wybrać trzeba. – Otarła palcem łezkę, która spłynęła jej po policzku. – Przepraszam – dodała i zaczerpnęła powietrza. – Kocham Konrada, tyle razem przeszliśmy… Zakochany szpieg. – Uśmiechnęła się. – Jakie to tandetne! Ludzie w to przecież nie uwierzą.

      – Dlaczego? – zaprotestowała nieśmiało Monika. – Wiesz, cieszę się, że mi zaufałaś. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę z innego wymiaru naszego życia. Dotąd go nie dostrzegałam, wiedziałam, że jest gdzieś obok, ale mnie nie dotyczy. Jakby uczucia były czymś nienaturalnym albo nawet wstydliwym. A wstyd to najsłabsze spośród uczuć i przed niczym nas СКАЧАТЬ