Szalona miłość. Chcę takiego jak Putin. Barbara Włodarczyk
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Szalona miłość. Chcę takiego jak Putin - Barbara Włodarczyk страница 7

Название: Szalona miłość. Chcę takiego jak Putin

Автор: Barbara Włodarczyk

Издательство: PDW

Жанр: Биографии и Мемуары

Серия:

isbn: 9788308072219

isbn:

СКАЧАТЬ ma siedemdziesiąt lat, ale nie wygląda na swój wiek. Młodzieńcze spojrzenie, szczupła, energiczna i na swój sposób zadbana. Żadnych siwych kosmyków, żadnych postarzających workowatych spódnic. Farbuje włosy naturalną czarną basmą, nosi dżinsy i kozaki na obcasie. We wsi mówią, że to zasługa młodszego o kilka lat męża, Giennadija. Giena jeździ TIR-ami po całej Rosji. Nic nie jest w stanie go zdziwić. Ani kierowcy z kupionymi prawami jazdy, ani bezkarność dygnitarzy i krezusów zachowujących się na drogach jak święte krowy. Właścicieli samochodów z tzw. mocnymi numerami rejestracyjnymi nigdy nie zatrzymuje drogówka, choćby jechali pod prąd albo na czerwonym świetle. Nawet karetka pogotowia nie ma przy nich szans.

      – U nas na drogach jest jak w życiu – wzdycha Giennadij. – Są równi i równiejsi.

      Na matuszkę Rosję nie da jednak powiedzieć złego słowa. Tak samo Walentyna. Oboje kochają mateczkę ojczyznę ponad wszystko i mimo wszystko.

      Walentyna pracowała kiedyś w miejscowym szpitalu, bo w czasach radzieckich to była wieś z prawdziwego zdarzenia. Z sowchozem, szkołą i klubem, w którym wyświetlali filmy na wielkim ekranie. Jak w kinie. Tylko dziewiętnastowieczna cerkiew wtedy niszczała. Dziś jest odbudowywana, za to z lecznicy zostały tylko ruiny. Po upadku Związku Radzieckiego zlikwidowano sowchoz i Zamytie opustoszało. Nie ma ani komu, ani kogo leczyć. Kto mógł, wyjechał.

      – Z emerytury nijak się nie wyżyje. – Walentyna patrzy na swego Gienę jak na zbawcę. To chłop na schwał, duży, silny i, co najważniejsze, pracuje! Widać to po zadbanej chałupie. Są w niej dwa pokoje. – U nas jest jak w mieście – chwali się Walentyna, choć w domu nie ma toalety. Jest za to gaz, w odróżnieniu od większości chałup w wiosce. Za doprowadzenie rur od drogi do chaty trzeba płacić samemu, a nie każdego na to stać.

      Duży pokój tonie w półmroku, bo cały parapet zastawiony jest kwiatami w doniczkach. Z obowiązkowym aloesem, który leczy katar i wszelkie dolegliwości. Przy oknie stoją kanapa, fotele z wełnianymi narzutami i przeszklona biblioteczka. Tyle że zamiast książek pełno w niej bibelotów – dzbanuszków i kiczowatych figurek. Eksponowane miejsce zajmuje masywny srebrny telewizor z wielkim kineskopem.

      – Co pani najbardziej lubi oglądać? – pytam.

      – Filmy – odpowiada bez namysłu. – Ale wiadomości też! – poprawia się natychmiast. Widać uznała, że tak wypada. – My z mężem oglądamy wiadomości codziennie.

      – A w nich zawsze jest Putin – wtrącam.

      – Tak, bardzo lubimy go oglądać.

      – Nie za dużo go?

      – Co pani?! – Walentyna jest szczerze oburzona pytaniem. – On nam się bardzo podoba, bo nie dopuści do wojny!

      Giennadij patrzy na żonę z uznaniem.

      – Mamy atomowe łodzie podwodne, okręty, samoloty. To wszystko zawdzięczamy Putinowi! Tylko Putinowi. Tylko jemu! – podkreśla. – Na Zachodzie mówią, że Putin wysłał na Ukrainę wojsko. Ale przecież nie zrobił tego!

      – Skąd pan wie? – pytam.

      – Z telewizji. No bo niby skąd jeszcze?

      – Słyszeliście, że znany moskiewski rockman Andriej Makarewicz napisał i nagrał piosenkę pod tytułem Mój kraj oszalał? – pytam, spodziewając się negatywnej odpowiedzi, bo w telewizji jej nie puszczają. – „Mój kraj poszedł na wojnę. A ja nie zdołałem go powstrzymać”.

      – Coś tam słyszeliśmy – odpowiada Giennadij. – Że to zdrajca czy jakoś tak.

      „Skonfiskować mu mienie, odebrać obywatelstwo!” – nawoływał Eduard Limonow, pisarz znany z bolszewicko-stalinowskich poglądów. Wtórowali mu inni politycy i tysiące internautów. „Wróg ludu!”, „Faszysta!”, „Kanalia!”, „Banderowiec!” Wszystko zaczęło się po tym, jak Makarewicz wystąpił z koncertem we wschodniej Ukrainie, w Swiatogorsku, odbitym przez ukraińskie wojsko z rąk separatystów. Ataki nie ograniczyły się tylko do niewybrednych słów. Makarewiczowi zaczęto odwoływać koncerty, blokować występy. Stał się persona non grata w państwowych mediach. To było najbardziej spektakularne zrzucenie z piedestału gwiazdy, która odważyła się przeciwstawić większości swoich rodaków w sprawie Krymu i Donbasu.

      Z Andriejem Makarewiczem spotkałam się tuż przed wyjazdem do Zamytia. Kiedy powiedziałam znajomej Rosjance, z kim jestem umówiona, zzieleniała z zazdrości. Makarewicz to lider kultowego zespołu Maszyna Wriemieni. Legenda. Prekursor zachodniej muzyki w Rosji. Jego przeboje śpiewała cała radziecka młodzież.

      Umówiliśmy się w elitarnym, zamkniętym klubie w Moskwie. Nikt postronny tam nie wejdzie. Bywalcami są znani artyści i celebryci, ale także – jak mi zdradził dyrektor lokalu – przedstawiciele władz. Grają w bilard, piją drogie drinki przy dobrze zaopatrzonym barze. Pachną markowymi perfumami. O polityce nie dyskutują, bo i tak nikt nikogo nie przekona.

      Andriej wygląda na zgaszonego. Ma smutne oczy. Mówi spokojnie, wolno, przyciszonym głosem.

      – Młoda urzędniczka w pewnej prestiżowej korporacji, a więc osoba, która nie jest prostym człowiekiem, powiedziała mi niedawno, że już wkrótce Kijów znowu będzie nasz i ona pojedzie tam do pracy. Myślałem, że się przesłyszałem! Z głowami Rosjan coś się dzieje! Moją jedyną nadzieją jest to, że wszystko kiedyś mija…

      W czasach Związku Radzieckiego Andriej śpiewał: „Jesteśmy na zakręcie, silnik ryczy i nie wiemy, co z nami będzie. Upadek czy wzlot, głębia czy mielizna? I nie dowiemy się, póki nie weźmiemy zakrętu”.

      – Czy Rosja jest na nowym zakręcie? – pytam.

      – Rosja stale jest na jakimś zakręcie. To jej naturalny stan.

      – I nigdy nie wiadomo, co ją czeka za zakrętem – dopowiadam.

      – Właśnie. Nawet jak się komuś wydaje, że wie, to i tak nie może być pewien. Rosja jest nieprzewidywalna.

      Sam Makarewicz też zaliczył kilka życiowych zakrętów. Był okres, kiedy jawnie popierał Putina. W 2003 roku siedział obok niego w loży honorowej na koncercie Paula McCartneya w Moskwie. A w roku 2008 wystąpił na imprezie z okazji wyboru Dmitrija Miedwiediewa na prezydenta, choć mało kto wątpił, że była to tylko cynicznie upozorowana zamiana, ponieważ Władimir Putin nigdy nie oddał steru władzy. Dziś Makarewicz śpiewa tak: „Mój kraj oszalał, a ja nie potrafię mu pomóc. Co tu robić i jak żyć, kiedy wszystko stoi na głowie? Nie trzeba aureoli ni anielskich skrzydeł. Wystarczy nie być gównem”.

      W wiosce Zamytie nie ma nikogo, kto by był na koncercie Makarewicza. Tu główną rozrywką jest picie alkoholu. Jak to na rosyjskiej prowincji. Nie mówiąc już o tym, że za wódkę i elektryk przyjdzie, i zdun znajdzie czas, by przeczyścić piec. A wśród prezentów noworocznych od lat hitem jest kalendarz, który podpowiada okazję do wypicia na każdy dzień. W internecie można kupić „gadającą wódkę”. To butelka z pozytywką. Po jej przechyleniu rozlegają się toasty. Żeby nie było, że się pije samemu albo bez powodu… Najważniejsze, by – jak powiedział Putin na spotkaniu z kibolami w Petersburgu – znać miarę. „Wypiłeś swoje trzy litry piwa, uspokoiłeś się i wystarczy!” – radził prezydent.

      Sąsiad Walentyny rzadko kiedy trzeźwieje. СКАЧАТЬ