Szalona miłość. Chcę takiego jak Putin. Barbara Włodarczyk
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Szalona miłość. Chcę takiego jak Putin - Barbara Włodarczyk страница 10

Название: Szalona miłość. Chcę takiego jak Putin

Автор: Barbara Włodarczyk

Издательство: PDW

Жанр: Биографии и Мемуары

Серия:

isbn: 9788308072219

isbn:

СКАЧАТЬ żaden z polskich dziennikarzy nie został dopuszczony do głosu. Tym razem też się to wydaje mało realne. Dopiero co zakończyła się pomarańczowa rewolucja, którą wsparła Warszawa. Moskwa nie kryje rozczarowania, a media nie szczędzą Polsce krytyki, oskarżając nas o poddaństwo Ameryce i rusofobię.

      Wybija dwunasta. Na salę dziarskim krokiem wchodzi uśmiechnięty Putin. W ręku trzyma nieduży plik kartek. Podczas wystąpień nigdy nie korzysta z tabletu czy laptopa. Ufa tylko ściągawkom na papierze. Zawsze są równiutko poukładane. Putin jest pedantem. W pierwszym telewizyjnym wywiadzie po objęciu urzędu prezydenta pokazał swoje biurko. Był na nim idealny porządek. Żadnych zbędnych przedmiotów.

      Zaczyna się spektakl transmitowany przez rosyjskie stacje państwowe. Oglądalność – kilkadziesiąt milionów! Putin zna i ceni siłę telewizji, bo to ona wykreowała go z nieznanego kagiebisty na „twarz” Rosji. Na początku kiepsko sobie radził z mediami. Irytowały go trudne pytania i zdarzało mu się obrażać dziennikarzy. Jak na przykład francuskiego korespondenta, który w 2002 roku, po szczycie Rosja – Unia Europejska, stwierdził, że Moskwa tłumi wolność Czeczenii. „Jeśli chce pan zostać radykalnym islamistą i jest gotów się obrzezać, to zapraszam do Moskwy” – odpowiedział szyderczo Putin. I zapewnił, że rosyjscy specjaliści przeprowadzą dziennikarzowi taki zabieg, by mu „już nic nigdy nie wyrosło”. Z czasem Putin nauczył się rozmawiać z prasą, a nawet polubił kłopotliwe pytania. Być może to efekt pracy amerykańskiej firmy piarowskiej Ketchum, która przez kilka lat dbała o wizerunek Kremla.

      Konferencja odbywa się według utartego schematu. Najpierw Putin cytuje statystyki o sukcesach gospodarczych. Tak jest notabene do dziś, choć od czasu aneksji Krymu wskaźniki lecą na łeb na szyję. Potem rozgrywa się walka dziennikarzy o prawo do zadania pytania. W ruch idą plakaty i rekwizyty, a ze wszystkich stron rozlegają się okrzyki.

      – Władimirze Władimirowiczu!

      – Tu Syberia!

      – Kaliningrad!

      – Czeczenia!

      – Jak uratować dzieci?!

      – Czy będzie wojna?!

      – Dajcie truciznę!

      (To ostatnie hasło pojawiło się na konferencji w grudniu 2019 roku. Autorowi nie udzielono jednak głosu i zagadką pozostało to, dla kogo miała być trucizna…)

      Odpowiedzi Putina są krótkie i dosadne.

      – Ja nie rządzę, ja pracuję – tak reaguje na pytanie, czy myśli o końcu swoich rządów.

      – Wystarczy nam rakiet! – tak kwituje stwierdzenie zagranicznego korespondenta, że Rosja wykorzystuje gaz jako broń w celach politycznych.

      – Mężczyznom nie chce się pracować – tak odpowiada na stwierdzenie, że coraz więcej kobiet jest u władzy.

      – Są tak zwani sowietolodzy, którzy nie rozumieją, co się dzieje w naszym kraju. Zasługują tylko na jedną replikę: „Tfu!” – tak reaguje na pytanie o relacje zagranicznych mediów na temat Rosji.

      Ciekawa jestem, jak w takim razie wytłumaczy jednostronne materiały i ataki rosyjskiej prasy na Polskę. Albo fakt, że od razu po wsparciu przez Warszawę pomarańczowej rewolucji Moskwa poinformowała o umorzeniu śledztwa katyńskiego…

      Siedzę w jednym z ostatnich rzędów. Od trzymania w górze kartki z napisem „POLSZA” już mnie boli ręka. Nie poddaję się, choć zaczynam tracić nadzieję. Aż tu nagle…

      – Co tam jest napisane? Pol…? – Putin pokazuje palcem w moją stronę.

      – Polska! – krzyczę z całej siły.

      – Polska? A to proszę, bracia Słowianie – odpowiada zaskakująco miło.

      Kiedy niosą mi mikrofon, przypominam sobie śmiech kolegów redakcyjnych: „Zapomnij o pytaniu do Putina! Nie masz szans! Nie masz szans! Nie masz szans!”.

      – Koledzy nie wierzyli, że uda mi się zadać pytanie. Szkoda, że się z nimi nie założyłam – mówię spontanicznie, kiedy dostaję mikrofon.

      – Szkoda – odpowiada z uśmiechem Putin. – Bo wygrałaby pani i się z nami podzieliła.

      Jego reakcja rozbawia widownię. Mnie też.

      – Hola, hola! – odpowiadam kpiarskim tonem. – Polska nie jest aż tak bogatym krajem, by się z wami dzielić.

      Mówię to z przekąsem, ale Władimir Putin bierze chyba wszystko na poważnie.

      – Niech pani nie będzie taka skromna – mówi. – Polska rozwija się w dobrym tempie. Wzrost kapitalizacji waszego rynku osiągnął w ubiegłym roku ponad trzydzieści procent. To bardzo dobry wskaźnik.

      Statystyki cytowane z pamięci robią wrażenie. Czyżby z góry wiedział, że udzieli odpowiedzi dziennikarzowi z Polski? Po gromkich komplementach Putina nie pozostaje mi nic innego, jak tylko z nim się zgodzić.

      – Ja t e ż wierzę w swój kraj! – odpowiadam, specjalnie akcentując słowo „też”. W ten sposób podbijam jego pochwałę, licząc na to, że zacytują ją rosyjskie media, piszące dotąd o Polsce głównie krytycznie. Tak też się stało.

      Po konferencji pojawiły się komentarze, że prezydent Putin po raz pierwszy od czasu pomarańczowej rewolucji wypowiedział się na temat Polski w przyjaznym tonie. Rzeczywiście, wprawiony w dobry nastrój, dość nieoczekiwanie stwierdził, że nasze kraje stanowią jedną rodzinę. „Nigdy o tym nie zapominamy i odnosimy się do Polski z ogromnym szacunkiem”. A na moje pytanie o obraz naszego kraju w rosyjskich mediach oświadczył, iż ma nadzieję, że „zarówno w Polsce, jak i w Rosji górę wezmą politycy, którzy będą kierować się dobrem obywateli i patrzeć w przyszłość”…

      Tuż po konferencji na własnej skórze przekonałam się, jaką moc ma Putin. W Moskwie mieszkałam w budynku dla cudzoziemców. Wszystkie naprawy drobnych usterek trzeba było uzgadniać z administracją domu, która dopuszczała tylko swoich fachowców. Nie wolno było sprowadzić żadnego majstra z zewnątrz. Od jakiegoś czasu w łazience przeciekał kran, ale nie mogłam się doprosić hydraulika. „Obowiązuje kolejka” – odpowiadała mi oschle administratorka za każdym razem, kiedy próbowałam naciskać. W końcu zrozumiałam, że nie ma co kopać się z koniem, i nabrałam pokory. Moja sytuacja diametralnie się zmieniła po konferencji prasowej, którą pokazywała telewizja, i to na kilku kanałach.

      Następnego dnia rano dzwonek do drzwi. Otwieram i przede mną staje szefowa całej administracji budynku.

      – Barbaro, widzieliśmy, jak rozmawiała pani z Władimirem Władimirowiczem – mówi. – Chciałam sprawdzić, jak się tu pani mieszka, czy potrzebna jest jakaś pomoc i czy ma pani jakieś życzenia.

      W mig znalazł się hydraulik i od tamtej pory wszystkie moje prośby załatwiane były od ręki. A kiedy w 2008 roku znów mi się udało zadać Putinowi pytanie na jego dorocznej konferencji, szefowa administracji wzięła mnie na bok i szepnęła: „Pani to na pewno musi znać Władimira Władimirowicza”.

      W 2018 roku opowiadam tę historię Tani Felgengauer, młodej dziennikarce radia Echo Moskwy. Rozgłośnia ta jako jedna z nielicznych СКАЧАТЬ