Firefly Lane (edycja filmowa). Kristin Hannah
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Firefly Lane (edycja filmowa) - Kristin Hannah страница 20

Название: Firefly Lane (edycja filmowa)

Автор: Kristin Hannah

Издательство: PDW

Жанр: Контркультура

Серия:

isbn: 9788381398442

isbn:

СКАЧАТЬ wrócić do babci – wyjaśniła Tully, a potem minęła Kate i poszła do swojego pokoju.

      Kate pobiegła za nią.

      – Nie możesz odejść!

      Tully wyciągnęła walizkę z szafy i otworzyła ją.

      – Nie mam wyboru.

      – Postaram się, żeby twoja mama wróciła. Powiem jej…

      Tully przerwała pakowanie i spojrzała na Kate.

      – Nic nie poradzisz – powiedziała łagodnie, zupełnie jak dorosła osoba, zmęczonym, przybitym tonem.

      Po raz pierwszy dotarł do Kate sens tych wszystkich opowieści o mamie Tully nawalającej w każdej sprawie. Śmiały się z Chmury, żartowały z tego, że ćpa, że dziwnie się ubiera i że mówi dziwne rzeczy, ale to nie było śmieszne. I Tully wiedziała, że tak się w końcu stanie.

      – Obiecaj mi – zaczęła Tully łamiącym się głosem – że zawsze będziemy najlepszymi przyjaciółkami.

      – Zawsze – tyle tylko zdołała odpowiedzieć Kate.

      Tully skończyła się pakować i zamknęła walizkę. Nic nie mówiąc, ruszyła z powrotem do salonu. W radiu leciało American Pie, a Kate pomyślała, że ta piosenka już zawsze będzie się jej kojarzyć z tą chwilą. The day the music died. „Dzień, w którym umarła muzyka”. Wyszły na podjazd. Tam przylgnęły do siebie, aż posterunkowy Dan delikatnie odciągnął Tully.

      Kate nie była w stanie nawet pomachać na pożegnanie. Stała na podjeździe, oniemiała, z łzami spływającymi po policzkach i patrzyła, jak jej najlepsza przyjaciółka odjeżdża.

      6

      Przez następne trzy lata wiernie pisały do siebie listy. To było coś więcej niż przyzwyczajenie – raczej niezbędny element życia. W każdą niedzielę wieczorem Tully siadała przy białym biurku w swojej lawendowo-różowej sypialni małej dziewczynki i przelewała marzenia, myśli, smutki i frustracje na kartkę papieru z zeszytu. Czasem pisała o rzeczach, które nie miały znaczenia – że obcięła się na Farrah Fawcett i wygląda seksy albo o sukience Gunne Sax, którą włożyła na szkolny bal – ale od czasu do czasu otwierała się i opowiadała Katie, że nie może spać albo że śni się jej, że matka wraca i mówi, że jest z niej dumna. Gdy umarł jej dziadek, Tully zwróciła się właśnie do Kate. Nie płakała po nim, dopóki nie odebrała telefonu od najlepszej przyjaciółki, która powiedziała: „Och, Tully, tak bardzo mi przykro”. Tully po raz pierwszy w życiu nie kłamała ani nie koloryzowała (no, może tylko trochę). Była zwykle po prostu sobą, a to Kate wystarczało.

      Nadeszło lato 1977 roku. Niedługo znajdą się w maturalnej klasie i będą rządzić w swoich szkołach.

      To był dzień, do którego Tully przygotowywała się od wielu miesięcy. Wreszcie miała wejść na drogę, którą pani Mularkey wskazała jej parę lat temu. Zostać następną Jean Enersen. Te słowa stały się jej mantrą, tajnym kodem, który streszczał ogrom jej marzenia, a jednocześnie sprawiał, że wydawało się osiągalne. Ziarno zasiane tak dawno w kuchni domu w hrabstwie Snohomish wykiełkowało bujnie i zakorzeniło się głęboko w jej sercu. Nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo potrzebuje jakiegoś marzenia, ale ono ją zmieniło, przekształciło z biednej, pozbawionej matki i porzuconej Tully w dziewczynę gotową zdobywać świat. Cel uczynił jej przeszłość nieistotną, dał coś, ku czemu zmierzała i czego mogła się trzymać. Wiedziała, że Kate podziela to marzenie. Razem zostaną reporterkami, będą śledzić wydarzenia i opisywać je. Będą zespołem.

      Stała na chodniku, wpatrując się w budynek przed sobą i czując się jak rabuś patrzący na Fort Knox.

      Zaskoczyło ją, że oddział ABC, pomimo wielkiej sławy i wpływów, mieści się w małym budynku w dzielnicy Denny Regrade. Żadnych ciekawych widoków, żadnej imponującej ściany okien czy wypełnionego dziełami sztuki lobby. Jedynie biurko w kształcie litery L, dość ładna recepcjonistka i trzy musztardowożółte krzesełka z plastiku.

      Tully głęboko zaczerpnęła powietrza, wyprostowała się i weszła do środka. W recepcji podała swoje nazwisko, a potem usiadła pod ścianą. Starała się nie wiercić ani nie stukać nogą podczas długiego oczekiwania na rozmowę. Nigdy nie wiadomo, kto cię obserwuje.

      – Panna Hart? – powiedziała recepcjonistka, podnosząc wreszcie wzrok. – Teraz panią przyjmie.

      Tully posłała jej wystudiowany uśmiech niczym do kamery i wstała.

      – Dziękuję.

      Poszła za recepcjonistką do kolejnej poczekalni. Tam znalazła się twarzą w twarz z człowiekiem, do którego pisała co tydzień niemal przez rok.

      – Dzień dobry, panie Rorbach. – Uścisnęła jego dłoń. – Wspaniale, że wreszcie mogę pana poznać.

      Wyglądał na zmęczonego i starszego, niż się spodziewała. Na lśniącej czaszce rosło tylko parę rudo-siwych włosów i to raczej nie tam, gdzie powinny. Jasnoniebieski sportowy garnitur zdobiły białe stębnowania.

      – Zapraszam do mojego gabinetu, panno Hart.

      – Pani Hart – odpowiedziała.

      Należy zacząć właściwie od samego początku. Gloria Steinem mówiła, że nie można zdobyć szacunku, jeśli się go nie będzie domagać.

      Pan Rorbach zamrugał.

      – Słucham?

      – Wolę „pani Hart”, jeśli to panu nie przeszkadza, a jestem przekonana, że nie. Bo jak ktoś po literaturze na Uniwersytecie Georgetown mógłby się opierać przed zmianami? Jestem pewna, że jest pan wzorem świadomości społecznej. Widzę to w pańskich oczach. Podobają mi się zresztą pańskie okulary.

      Wpatrywał się w nią z lekko rozchylonymi ustami, ale po chwili się otrząsnął.

      – Proszę za mną, pani Hart.

      Poprowadził ją nijakim białym korytarzem do ostatnich drzwi z udającego drewno laminatu i otworzył je. Gabinet był niewielki, narożny, a okno wychodziło prosto na betonowy wiadukt kolejki jednoszynowej. Ściany były zupełnie puste.

      Tully usiadła na czarnym składanym krześle przed jego biurkiem.

      Pan Rorbach zajął swoje miejsce i spojrzał na nią.

      – Sto dwanaście listów, pani Hart. – Poklepał grubą papierową teczkę na biurku.

      Zachował wszystkie listy, które wysłała. To musiało coś znaczyć. Tully wyjęła swój najświeższy życiorys z aktówki i położyła go na biurku.

      – Jak pan zapewne zauważył, licealna gazetka raz po raz daje moje teksty na pierwszą stronę. Dołączyłam też szczegółowy artykuł o trzęsieniu ziemi w Gwatemali, poprawioną wersję artykułu o Karen Ann Quinlan i wzruszający esej o ostatnich dniach Freddiego Prinze’a. To dobra próbka moich możliwości.

      – Ma pani СКАЧАТЬ