Firefly Lane (edycja filmowa). Kristin Hannah
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Firefly Lane (edycja filmowa) - Kristin Hannah страница 21

Название: Firefly Lane (edycja filmowa)

Автор: Kristin Hannah

Издательство: PDW

Жанр: Контркультура

Серия:

isbn: 9788381398442

isbn:

СКАЧАТЬ Początek klasy maturalnej, obserwowanie absolwentów z rocznika siedemdziesiąt osiem. To mogłyby być comiesięczne relacje z tego, co tak naprawdę dzieje się za murami lokalnego liceum. Jestem pewna, że wasi widzowie…

      – Pani Hart… – Złożył dłonie i oparł podbródek o czubki palców, wpatrując się w nią. Odniosła wrażenie, że próbuje stłumić uśmiech.

      – Tak, panie Rorbach?

      – To oddział ABC, na litość boską. Nie zatrudniamy licealistek.

      – Ale przyjmujecie stażystów.

      – Z Uniwersytetu Waszyngtońskiego albo innych college’ów. Nasi stażyści wiedzą, jak funkcjonuje telewizja. Większość z nich pracowała w mediach uczelnianych. Przykro mi, ale nie jest pani gotowa.

      – Och.

      Wpatrywali się w siebie.

      – Wykonuję tę pracę od bardzo dawna, pani Hart, ale rzadko trafia się ktoś tak ambitny jak pani. – Ponownie poklepał teczkę pełną jej listów. – Umówmy się tak. Nadal będzie mi pani przesyłać swoje teksty. A ja będę panią obserwować.

      – I gdy będę gotowa, by zostać reporterką, zatrudni mnie pan?

      Roześmiał się.

      – Proszę przysyłać mi swoje artykuły. Oraz zadbać o dobre oceny i dostać się na studia, dobrze? A wtedy zobaczymy.

      Tully poczuła przypływ energii.

      – Będę do pana pisać co miesiąc. Pewnego dnia mnie pan zatrudni, panie Rorbach. Zobaczy pan.

      – Nie odważyłbym się obstawiać przeciwko pani.

      Rozmawiali jeszcze przez chwilę, a potem pan Rorbach odprowadził ją do wyjścia. Gdy zbliżali się do schodów, zatrzymał się przy gablocie z nagrodami, w której lśniły złotem dziesiątki statuetek Emmy.

      – Zdobędę kiedyś Emmy – powiedziała Tully, dotykając szyby czubkami palców. Postanowiła, że dzisiejsza porażka jej nie zniechęci. To była tylko komplikacja.

      – Wiesz co, Tallulah Hart, ja ci wierzę. A teraz wracaj do liceum i naciesz się ostatnią klasą. Prawdziwe życie nadejdzie naprawdę szybko.

      Widok na zewnątrz przypominał Seattle z pocztówki: idealny dzień z niebieskim, bezchmurnym niebem, taki, który przekonuje ludzi z prowincji, żeby sprzedali swoje domy w bardziej pochmurnych i mniej efektownych miejscach i przeprowadzili się tutaj. Gdyby tylko wiedzieli, jak rzadkie są takie dni. W tej części świata lato rozpala się jasno i szybko jak raca i równie szybko gaśnie.

      Przyciskając grubą czarną aktówkę dziadka do piersi, Tully szła ulicą do przystanku autobusowego. Po wiadukcie nad jej głową przemknęła z hukiem kolejka jednoszynowa, sprawiając, że ziemia zadrżała.

      Przez całą drogę do domu Tully powtarzała sobie, że to naprawdę jest szansa. Będzie teraz mogła pokazać w college’u, ile jest warta, a potem dostanie jeszcze lepszą pracę. Ale choć bardzo starała się widzieć to z takiej perspektywy, nie opuszczało jej poczucie porażki. Gdy dotarła do domu, wydała się sobie jakaś mniejsza i smętnie opuściła ramiona.

      Otworzyła drzwi od frontu i weszła do środka. Teczkę rzuciła na kuchenny stół. Babcia była w salonie. Siedziała na wytartej starej sofie, stopy oparła na pufie obitym marszczonym aksamitem, a na kolanach trzymała niedokończoną robótkę. Spała i delikatnie pochrapywała. Na jej widok Tully zmusiła się do uśmiechu.

      – Cześć, babciu – powiedziała łagodnie, podeszła do sofy i pochyliła się, by dotknąć kościstej dłoni staruszki. Usiadła obok niej.

      Babcia budziła się powoli. Jej zamglony wzrok przytomniał za grubymi, staromodnymi okularami.

      – Jak poszło?

      – Zastępca dyrektora działu wiadomości uznał, że mam za wysokie kwalifikacje, wyobrażasz sobie? Powiedział, że to stanowisko to dla kogoś z moimi umiejętnościami ślepa uliczka.

      Babcia uścisnęła jej rękę.

      – Jesteś za młoda, tak?

      Tully poczuła, że pieką ją łzy, które wstrzymywała. Zażenowana szybko je otarła.

      – Wiem, że zaproponują mi pracę, gdy tylko dostanę się do college’u. Zobaczysz. Będziesz ze mnie dumna.

      Babcia popatrzyła na nią ze współczuciem.

      – Ja już jestem dumna. A ty pragniesz uwagi ze strony Dorothy.

      Tully oparła się o szczupłe ramię babci i pozwoliła się przytulić. Wiedziała, że za parę chwil ten ból osłabnie. Zagoi się, niczym oparzenie słoneczne, a ona stanie się odrobinę odporniejsza na poparzenia.

      – Mam ciebie, babciu, więc ona się nie liczy.

      Babcia westchnęła ze znużeniem.

      – Może zadzwoń do swojej przyjaciółki Katie? Tylko nie rozmawiaj zbyt długo, to kosztuje.

      Tully poprawił się humor na samą myśl o rozmowie z Kate. Rozmowy zamiejscowe były drogie, więc przyjaciółki rzadko do siebie dzwoniły.

      – Dziękuję babciu, już dzwonię.

      W następnym tygodniu Tully dostała pracę w lokalnym tygodniku „Queen Ann Bee”. Zakres jej obowiązków odpowiadał z grubsza nędznej stawce, którą jej płacili, ale jej to nie przeszkadzało. Pracowała w branży. Latem 1977 roku niemal cały czas spędzała w małych, zagraconych pokoikach, chłonąc tyle wiedzy, ile tylko mogła. Jeśli nie chodziła krok w krok za reporterami albo nie robiła kserokopii czy kawy, była w domu i grała z babcią w remika na zapałki. Co niedziela wieczór, jak w zegarku, pisała do Kate, opowiadając ze szczegółami o swojej pracy.

      Siedziała właśnie przy biurku w sypialni i czytała ponownie ośmiostronicowy list z tego tygodnia, a potem go podpisała: Twoja najlepsza przyjaciółka na zawsze, Tully ♥ i dokładnie złożyła na trzy.

      Na biurku miała najnowszą kartkę od Kate, która wyjechała na doroczną wyprawę kempingową rodziny Mularkeyów. Kate nazywała ją Piekielnym tygodniem z robalami, ale Tully zazdrościła jej tych wszystkich pięknych chwil. Żałowała, że nie mogła pojechać z nimi na wakacje. Odrzucenie tego zaproszenia było jedną z najtrudniejszych decyzji, jakie podjęła w życiu. Ale ze względu na superważną wakacyjną pracę i coraz słabsze zdrowie babci tak naprawdę nie miała wyboru.

      Spojrzała na pocztówkę od przyjaciółki i przeczytała słowa, które znała już na pamięć. Gramy wieczorami w kierki, pieczemy pianki w ognisku i pływamy w lodowatym jeziorze… Z trudem odwróciła wzrok. Nie ma sensu wzdychać za czymś, czego mieć nie można. Chmura nauczyła ją przynajmniej tyle. Włożyła list do koperty, zaadresowała ją, a potem zeszła na dół, żeby sprawdzić, jak miewa się babcia. Już spała.

      Tully obejrzała więc sama swoje ulubione niedzielne programy All in the Family, Alice i Kojaka, a potem pozamykała na noc СКАЧАТЬ