Niespokojna krew. Роберт Гэлбрейт
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Niespokojna krew - Роберт Гэлбрейт страница 19

Название: Niespokojna krew

Автор: Роберт Гэлбрейт

Издательство: PDW

Жанр: Ужасы и Мистика

Серия: Cormoran Strike prowadzi śledztwo

isbn: 9788327160645

isbn:

СКАЧАТЬ style="font-size:15px;">      – A co w tym śmiesznego?

      Opowiedział jej, jak Dave Polworth wścieka się z powodu produktów, na których brakuje informacji, że pochodzą z Kornwalii, i o jego proporcjonalnym do tej wściekłości zadowoleniu, że w formularzach coraz więcej lokalsów przedkłada tożsamość kornwalijską nad angielską.

      – Teoria tożsamości społecznej jest bardzo ciekawa – powiedziała Robin. – Tak jak teoria samokategoryzacji. Uczyłam się o nich na uniwerku. Bo widzisz, obie oddziałują zarówno na gospodarkę, jak i na społeczeństwo…

      Mówiła zadowolona jeszcze parę minut, zanim zerknęła w bok i zdała sobie sprawę, że Strike zapadł w głęboki sen. Postanowiała nie brać mu tego za złe, ponieważ był siny ze zmęczenia. Zamilkła i nie liczyła na żadną próbę komunikacji z jego strony, pomijając sporadyczne burkliwe chrapnięcia, dopóki nie obudził się gwałtownie na przedmieściach Swindon.

      – Cholera – powiedział, wycierając usta wierzchem dłoni. – Wybacz. Długo spałem?

      – Mniej więcej trzy godziny – powiedziała.

      – Cholera – powtórzył. – Wybacz. – Natychmiast sięgnął po papierosa. – Kimałem na najbardziej niewygodnej kanapie na świecie i codziennie rano bladym świtem budziły mnie pieprzone bachory. Chcesz coś przekąsić?

      – Tak – powiedziała Robin, zapominając o diecie. Pilnie potrzebowała zastrzyku energii. – Czekoladę. Angielską albo kornwalijską, bez znaczenia.

      – Wybacz – powiedział Strike po raz trzeci. – Mówiłaś coś o teorii społecznej czy jakoś tak.

      Uśmiechnęła się.

      – Zasnąłeś mniej więcej w chwili, kiedy przedstawiałam ci swój fascynujący pomysł na zastosowanie teorii tożsamości społecznej w pracy detektywistycznej.

      – A zatem? – zachęcił, próbując nadrobić uprzejmością to, co wcześniej zaprzepaścił.

      Robin, która doskonale wiedziała, że zadał to pytanie właśnie z tego powodu, odrzekła:

      – Mówiąc w skrócie, mamy skłonność do przydzielania siebie i innych do grup, a to zazwyczaj prowadzi do przeceniania podobieństw między członkami danej grupy i niedoceniania podobieństw łączących członków grupy i osoby, które do niej nie należą.

      – Więc mówisz, że Kornwalijczycy nie są nieokrzesaną solą ziemi, a Anglicy nadętymi dupkami? – Strike odwinął batonik Yorkie i włożył jej do ręki. – Brzmi to mało prawdopodobnie, ale wspomnę o tym Polworthowi przy następnym spotkaniu.

      Nie skusił się na kupione przez Robin truskawki, otworzył puszkę coli i gdy zbliżali się do Londynu, wypił ją, paląc papierosa i patrząc, jak niebo nabiera krwistej barwy.

      – Wiesz, że Dennis Creed wciąż żyje? – odezwał się, patrząc na drzewa za oknem. – Dziś rano czytałem o nim w internecie.

      – Gdzie siedzi? – spytała Robin.

      – W Broadmoor – odrzekł. – Najpierw wsadzili go do Wakefield, potem do Belmarsh, a w dziewięćdziesiątym piątym przenieśli do Broadmoor.

      – Jak brzmiała diagnoza psychiatryczna?

      – Kontrowersyjnie. Psychiatrzy nie byli zgodni co do tego, czy w czasie procesu był poczytalny. Bardzo wysoki iloraz inteligencji. Ostatecznie ława przysięgłych uznała, że miał świadomość, że postępuje źle, i dlatego trafił do więzienia, a nie do szpitala. Ale widocznie później rozwinęły się u niego jakieś objawy, bo skierowano go na leczenie. Przeczytałem o nim bardzo niewiele – ciągnął Strike – ale rozumiem, dlaczego śledczy prowadzący sprawę uznał, że Margot Bamborough mogła być jedną z ofiar Creeda. Ponoć w okolicy widziano małego vana jadącego z niebezpieczną prędkością mniej więcej w porze, w której szła w kierunku pubu Three Kings. Podczas niektórych innych porwań – wyjaśnił Strike w odpowiedzi na pytające spojrzenie Robin – Creed poruszał się vanem.

      Nim Robin skończyła jeść batonik, wzdłuż autostrady rozbłysły latarnie.

      – „Spoczywa w świętym miejscu” – zacytowała.

      Strike, który wciąż palił papierosa, prychnął.

      – Typowe spirytystyczne bzdury.

      – Tak myślisz?

      – Tak, do diabła, właśnie tak myślę – powiedział Strike. – To bardzo wygodne, że ludzie w zaświatach potrafią mówić wyłącznie hasłami z krzyżówek. Daj spokój.

      – Dobra, wyluzuj. Tylko głośno myślałam.

      – Gdybyś chciała, mogłabyś znaleźć „święte miejsce” wszędzie. Clerkenwell, na którym zniknęła… Cały ten obszar ma jakieś religijne konotacje. Mnisi czy coś. Wiesz, gdzie mieszkał Dennis Creed w siedemdziesiątym czwartym?

      – Mów.

      – Niedaleko Paradise Park na Islington – odparł Strike.

      – Aha – powiedziała Robin. – Więc twoim zdaniem medium rzeczywiście wiedziało, kim była matka Anny?

      – Gdybym się bawił w te spirytystyczne gierki, na pewno googlowałbym nazwiska klientów, zanim by się u mnie zjawili. Ale równie dobrze mógł to być efektowny frazes mający zabrzmieć pokrzepiająco, tak jak powiedziała Anna. Wskazywałby na godziwy pochówek. Bez względu na to, jak marnie skończyła, historię ratuje święte miejsce jej spoczynku. Nawiasem mówiąc, Creed przyznał się, że rozrzucał fragmenty kości w Paradise Park. Wdeptywał je w rabaty z kwiatami.

      Mimo że w samochodzie wciąż było duszno, Robin poczuła, jak przebiega ją lekki mimowolny dreszcz.

      – Pieprzone hieny cmentarne – powiedział Strike.

      – Kto?

      – Media, spirytyści, wszyscy ci krętacze… żerujący na ludziach.

      – Nie sądzisz, że część z nich wierzy w to, co robi? Uważają, że naprawdę dostają wiadomości z góry?

      – Myślę, że na świecie jest pełno świrów i im mniej ich nagradzamy za ich świrowanie, tym lepiej dla nas wszystkich.

      Zadzwoniła komórka w kieszeni Strike’a.

      – Cormoran Strike.

      – Halo? Mówi Anna Phipps. Jest ze mną Kim.

      Strike przełączył na głośnik.

      – Mam nadzieję, że będą nas panie dobrze słyszały – powiedział pośród warkotu i klekotania land rovera. – Jesteśmy jeszcze w samochodzie.

      – Rzeczywiście, jest głośno – powiedziała Anna.

      – Zatrzymam się – zaproponowała Robin i skręciła sprawnie na utwardzone pobocze.

      – O, już lepiej – СКАЧАТЬ