Niespokojna krew. Роберт Гэлбрейт
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Niespokojna krew - Роберт Гэлбрейт страница 14

Название: Niespokojna krew

Автор: Роберт Гэлбрейт

Издательство: PDW

Жанр: Ужасы и Мистика

Серия: Cormoran Strike prowadzi śledztwo

isbn: 9788327160645

isbn:

СКАЧАТЬ style="font-size:15px;">      Robin wyjęła z torebki paracetamol.

      – Ból głowy – powiedziała, zauważając spojrzenie Strike’a.

      – Wcale się, kurwa, nie dziwię – rzucił głośno, patrząc na rodziców przekrzykujących się pośród donośnych wrzasków swojego potomstwa, lecz go nie usłyszeli. Przeszło mu przez myśl, by poprosić Robin o środki przeciwbólowe, lecz mogłoby to wywołać pytania i niepotrzebne zawracanie głowy, a miał tego serdecznie dość w ubiegłym tygodniu, toteż dalej cierpiał w milczeniu.

      – Gdzie nasza klientka? – spytała Robin, popiwszy tabletki kawą.

      – Jakieś pięć minut jazdy stąd. W miejscu, które nazywa się Wodehouse Terrace.

      W tym momencie najmniejsze z biegających w pobliżu dzieci potknęło się i wyrżnęło twarzą w drewnianą podłogę. Robin o mało nie pękły bębenki w uszach z powodu jego pisków i okrzyków bólu.

      – Och, Daffy! – zapiała jedna z matek w farbowanych ciuchach. – Coś ty narobiła!

      Dziecko krwawiło z ust. Matka kucnęła obok ich stolika, głośno je besztając i pocieszając, a rodzeństwo i przyjaciele dziewczynki z zaciekawieniem się temu przyglądali. Rano pasażerowie promu mieli podobne miny, gdy Strike gruchnął na pokład.

      – On ma sztuczną nogę! – zawołał przewoźnik, w razie gdyby, jak przypuszczał Strike, komuś przyszło do głowy, że do upadku doszło przez zaniedbanie z jego strony. To mało subtelne wyjaśnienie bynajmniej nie złagodziło zażenowania Strike’a ani zaciekawienia współpasażerów.

      – Jedziemy? – spytała Robin, wstając.

      – O, tak. – Strike skrzywił się, sięgając po torbę podróżną. – Przeklęte bachory – wymamrotał, kuśtykając za Robin w stronę wyjścia.

      6

      Szlachetna Pani, kamienie by łkały

      Na widok nieszczęść, które cię spotkały.

      Edmund Spenser

      The Faerie Queene

      Wodehouse Terrace leżało na wzgórzu z rozległym widokiem na zatokę w dole. Wiele domów miało tam przebudowane poddasza, ale dom Anny i Kim, jak zobaczyli z ulicy, został zmieniony bardziej niż pozostałe i tam, gdzie kiedyś był dach, miał teraz coś, co wyglądało jak kwadratowe pudełko ze szkła.

      – Czym zajmuje się Anna? – spytała Robin, gdy szli po schodach ku granatowym drzwiom.

      – Nie mam pojęcia – powiedział Strike – ale jej żona jest psycholożką. Odniosłem wrażenie, że nie jest zachwycona pomysłem przeprowadzenia śledztwa.

      Wcisnął dzwonek przy drzwiach. Usłyszeli odgłos kroków wskazujący, że podłoga jest z gołego drewna, po czym drzwi otworzyła doktor Sullivan, wysoka, jasnowłosa i bosa, w dżinsach i koszuli. W jej okularach odbijało się światło. Z widocznym zdziwieniem przeniosła spojrzenie ze Strike’a na Robin.

      – To moja wspólniczka Robin Ellacott – wyjaśnił Strike.

      – Aha – powiedziała Kim. Wyglądała na niezadowoloną. – Ale zdają sobie państwo sprawę, że to miało być tylko niezobowiązujące spotkanie.

      – Robin była akurat na wybrzeżu w związku z inną sprawą, więc…

      – Jeśli Anna woli rozmawiać z samym Cormoranem – wtrąciła uprzejmie Robin – mogę oczywiście zaczekać w samochodzie.

      – No cóż… Zobaczmy, co na to Anna. – Kim odsunęła się, by wpuścić ich do środka, po czym dodała: – Prosto na górę, jest w salonie.

      Dom bez wątpienia został gruntownie przebudowany, i to dużym nakładem finansowym. Wszędzie było bielone drewno i szkło. Sypialnię, jak zauważyła Robin, spoglądając przez otwarte drzwi, przeniesiono na parter wraz z czymś, co przypominało gabinet. Na górze, w szklanym pudełku, które widzieli z ulicy, znajdowały się kuchnia, jadalnia i salon rozmieszczone na otwartym planie, a w dole roztaczał się oszałamiający widok na morze.

      Anna stała obok lśniącego, drogiego ekspresu do kawy, ubrana w luźny niebieski bawełniany kombinezon i białe płócienne buty, co według Robin wyglądało stylowo, a według Strike’a niegustownie. Związane z tyłu włosy odsłaniały delikatną strukturę kości.

      – O, dzień dobry – powiedziała zaskoczona. – Przez ekspres do kawy nie słyszałam dzwonka.

      – Annie – zaczęła Kim, wchodząc do salonu za Strikiem i Robin. – To jest Robin Ellacott, hm, wspólniczka Camerona. Mówi, że może zaczekać w samochodzie, jeśli wolisz rozmawiać tylko z…

      – Cormorana – poprawiła ją Anna. – Czy ludzie często przekręcają to imię? – spytała Strike’a.

      – Przeważnie – odrzekł, ale z uśmiechem. – Rzeczywiście jest cholernie głupie.

      Anna się roześmiała.

      – Nie mam nic przeciwko temu, żeby pani została – powiedziała do Robin, podchodząc do niej z wyciągniętą ręką. – O pani chyba też czytałam – dorzuciła, a Robin udała, że nie zauważyła, jak Anna zerka w stronę podłużnej blizny na jej przedramieniu.

      – Proszę, niech państwo usiądą. – Kim skierowała Strike’a i Robin ku miejscom wokół niskiego stolika z pleksiglasu.

      – Kawy? – zaproponowała Anna.

      Obydwoje potaknęli.

      Do pomieszczenia wszedł chyłkiem kot rasy ragdoll, stąpając delikatnie po plamach światła słonecznego na podłodze. Miał jasne niebieskie oczy, takie jak Joan po drugiej stronie zatoki. Poddawszy Strike’a i Robin beznamiętnej obserwacji, wskoczył lekko na kanapę, a potem na kolana Strike’a.

      – Jak na ironię – powiedziała Kim, przynosząc do stolika tacę zastawioną filiżankami i herbatnikami – Cagney wprost uwielbia mężczyzn.

      Strike i Robin uprzejmie się roześmiali. Anna przyniosła dzbanek z kawą i dwie kobiety usiadły obok siebie naprzeciwko detektywów. Słońce padało prosto na ich twarze, dopóki Anna nie sięgnęła po pilota, by opuścić kremowe rolety.

      – Cudowne miejsce – powiedziała Robin, rozglądając się.

      – Dzięki – odrzekła Kim. – To jej dzieło – dodała, klepiąc Annę po kolanie. – Jest architektką.

      Anna odchrząknęła.

      – Chcę pana przeprosić za swoje zachowanie wczorajszego wieczoru – powiedziała, patrząc na Strike’a oczami o niezwykłym srebrnoszarym kolorze. – Wypiłam kilka kieliszków wina. Pewnie uznał mnie pan za wariatkę.

      – Gdyby tak było – odrzekł Strike, głaszcząc mruczącego głośno kota – nie przyszedłbym tu.

      – Ale wzmianka o medium prawdopodobnie СКАЧАТЬ