Schwytać szczęście. Dorota Milli
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Schwytać szczęście - Dorota Milli страница 9

Название: Schwytać szczęście

Автор: Dorota Milli

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Любовно-фантастические романы

Серия:

isbn: 978-83-8195-330-6

isbn:

СКАЧАТЬ co z Grześkiem?

      – Później, teraz muszę przygotować perfekcyjny życiorys, który spowoduje, że zatrudnią mnie z otwartymi ramionami, nie pogardzę czerwonym dywanem.

      4

      – Mam dobrą i złą wiadomość.

      Hana wyskoczyła z łóżka, rozbudzona przez telefon od Liwii.

      – Nie trzymaj mnie dłużej w niepewności i zacznij oczywiście od dobrej. – Poszła szybko do kuchni, by przygotować herbatę, przeczuwając, że to będzie dobry dzień. Za oknem świeciło słońce, coraz odważniej wiosna wkraczała do miasta, obsypując drzewa pąkami, a trawie nadając intensywny odcień.

      – Będą potrzebować kogoś do pracy, więc masz szansę się załapać.

      – Wiedziałam! To będzie cudny dzień. – Cieszyła się, że będzie mogła już działać, zamiast rozmyślać nad swoim biednym losem.

      – Ale za trzy miesiące.

      – Dziś pierwszy kwietnia, nie żartujesz? – Hana szybko się zreflektowała, bo Liwia zasadniczo nie żartowała. – Dlaczego muszę czekać?

      – Hana, masz szansę się tam zatrudnić, nie załatwiam ci pracy. Wiesz o tym, prawda?

      – Jasne, ale skontaktujesz mnie ze swoją koleżanką, spotkam się z nią?

      – Nie ma to sensu, prześlesz CV, gdy firma wystawi ogłoszenie o pracę.

      – Porozmawiam z nią, może nie będę musiała czekać.

      – Hano, stanowisko zwolni się, gdy jedna z pracownic odejdzie na urlop macierzyński.

      – Z nią też porozmawiam. Może będzie chciała odejść za tydzień? Muszę trzymać rękę na pulsie. Podasz mi kontakt do koleżanki?

      – Nie powstrzymam cię, prawda?

      – Nikt mnie nie powstrzyma. – Hana zapisała numer, zamierzając jeszcze dziś wybrać się do Gdańska i spotkać ze znajomą Liwii.

      – Nie bierzesz pod uwagę pracy asystentki? Tak zapobiegawczo, na te trzy miesiące? Mogłabyś przynajmniej sprawdzić.

      – Ubrać się na różowo? Musiałabym być okropnie zdesperowana. Jestem pewna, że wszystko ułoży się po mojej myśli. Widzę cel, Liwia, a to już pierwszy krok do sukcesu.

      – W takim razie powodzenia.

      Hana wykonała telefon, bez trudu nawiązując więź z koleżanką Liwii. Umówiły się na czas jej przerwy, by mogła dopytać o szczegóły. Widziała świat w kolorowych barwach, zgadzając się z powiedzeniem, klin wybijaj klinem, pracę zajmuj pracą, w jej przypadku nową z lepszymi perspektywami.

      Włożyła sukienkę przylegającą do jej ciała, a włosy upięła. Nałożyła delikatny makijaż. Musiała wyglądać profesjonalnie i przede wszystkim schludnie. Przejrzała się w lustrze, powoli rozpoznając dawną siebie. Przeoczyła wiele spraw, ale zamierzała wyciągnąć wnioski i rozłożyć odpowiednio siły.

      – Trzeba wziąć się w garść i zabrać do pracy, a później dorwać Grześka i wyrwać mu to, co moje – powiedziała z mocą do swojego odbicia.

      Nakarmiła Tancerza, prosząc, by trzymał za nią kciuki, mimo że ich nie miał, i włożyła płaszcz. Zanim chwyciła za klamkę, usłyszała pukanie do drzwi. Otworzyła i stanęła oko w oko z właścicielką mieszkania.

      – Ptaszek wyfruwa z klatki? Nie tak szybko. W końcu cię mam. – Kobieta weszła do mieszkania i zamknęła drzwi, wręcz je barykadując swoją pokaźną posturą. Płaszcz miała zniszczony upływem czasu, płaskie buty zakurzone, a ubrania nie były z najnowszej kolekcji. Krótkie, mizerne włosy przylegały jej do głowy, a twarz nosiła wiele zmarszczek. – Najpierw pogadamy.

      – Pani Zyto, miło panią wiedzieć. – Hana była zaskoczona, czego nawet nie ukryła. Patrzyła, jak kobieta wchodzi do salonu i się wszystkiemu przygląda.

      – Przynajmniej czysto i nic niezniszczone.

      – Co panią do mnie sprowadza? Spieszę się na spotkanie.

      – Ma pani pracę? To był pierwszy warunek wynajęcia wam mieszkania.

      – Oczywiście – skłamała przezornie, nie wiedząc, po co to przesłuchanie.

      – Skoro tak, to myślicie, że będziecie żyć na mój koszt?! – grzmiała.

      – Nie rozumiem. O czym właściwie rozmawiamy? Czynsz jest płacony w terminie i teraz też tak będzie.

      – Nie jest płacony w terminie. Wiem, co kombinujesz, ale się nie nabiorę. Za stara jestem na taki numer. Wyjaśnijmy to sobie. Twój partner, bo przecież w tych czasach wstyd mieć męża, kolejny raz prosił o zwłokę.

      – Kolejny raz?

      – Zgodziłam się, drań ma dar przekonywania, nawet ja się nabrałam. – Zyta Janik kręciła głową z niedowierzania, coraz bardziej podnosząc głos. – Czynsz pobierałam z waszej zaliczki, ale się skończyła, i teraz ani zaliczki, ani niezapłacone za dwa miesiące wynajmowania!

      – Niezapłacone?

      – Unikaliście mnie, ale teraz koniec.

      – Ja pracowałam od rana do wieczora, to nie tak, jak pani myśli. Ja płaciłam.

      – Komu? Bo na pewno nie mnie, ale teraz zapłacisz. Tym lepiej, że zastałam ciebie, bo na ciebie jest umowa.

      – Czy to pani chciała czynsz w gotówce?

      – Co mi za różnica, wynajmuję jeszcze dwa inne mieszkania i wszyscy płacą przelewem, to twój partner wolał w gotówce. Właśnie. Gdzie on jest? Porozmawiam sobie z tym przyjemniaczkiem.

      Hana przymknęła oczy, nie mogąc w to po prostu uwierzyć.

      – Nie ma go – wydusiła.

      – Nie ma teraz czy nie ma w ogóle? – Kobieta wpatrywała się natrętnie w dziewczynę, oczekując odpowiedzi.

      – Nie ma… Pani Zyto rozumiem. – Hana zaśmiała się w głos. – Jest pani zabawna. Oczywiście pierwszy kwietnia, prima aprilis! – Spoważniała, gdy kobieta podeszła bliżej i na nią zawarczała.

      – Ja nie żartuję i wcale nie jest mi do śmiechu.

      – Zostawił mnie i oszukał…

      – Mnie też, ale to twoje zmartwienie.

      – To się nie dzieje naprawdę. Najpierw zegarek, a teraz to?

      – Dzieje się i musisz zapłacić, przynajmniej za zaległości, czyli dwa miesiące. Jak chcesz zostać, musisz dać zaliczkę.

      – Możemy СКАЧАТЬ