Schwytać szczęście. Dorota Milli
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Schwytać szczęście - Dorota Milli страница 5

Название: Schwytać szczęście

Автор: Dorota Milli

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Любовно-фантастические романы

Серия:

isbn: 978-83-8195-330-6

isbn:

СКАЧАТЬ się kataklizmem, który dotknął jej świata. Tańczył, a ona zachwycała się każdym jego ruchem, intensywnością kolorów, które ożywały w blasku budzącego dnia.

      Zapatrzyła się, odsuwając moment podjęcia decyzji, zakasania rękawów i zabrania się do działania. Nie liczyła na telefon od byłego już szefa, wyraźnie dał jej do zrozumienia, że jeśli ona odchodzi, to na zawsze. Nie powinna się dziwić, poniosła ją złość, gdy głośno powiedziała, co myśli o jego córce. Nie przyjął krytyki zbyt łagodnie, zwłaszcza że usłyszało to więcej osób.

      Dźwięk telefonu wyrwał ją z przemyśleń. Wyświetlony numer nic jej nie mówił.

      – Hana? Jak się czujesz?

      – Liwia? Cieszę się, że dzwonisz – powiedziała prędko, próbując sobie przypomnieć, jak zakończyły swoje nocne spotkanie. Koleżanka odwiozła i odprowadziła ją do domu, wtedy wymieniły się numerami telefonów, zapewniając się wzajemnie o kolejnym wypadzie, choć Hana takiego nie planowała. Liwia była specyficzna już na studiach i nic się w tej kwestii nie zmieniło.

      – Nie cieszysz się wcale. Po co dawałaś mi swój numer, jeśli nie chciałaś, żebym zadzwoniła?

      – Bo tak wypada. Skąd ty to wiesz? Czym się zdradziłam?

      – Słyszę ton twojego głosu, brakuje w nim wrodzonego entuzjazmu.

      – Po wczorajszej rozmowie poznałaś wiele powodów braku mojego entuzjazmu.

      – Martwię się o ciebie.

      – Naprawdę? – Hanie zrobiło się miło, poczuła łzy, które z trudem powstrzymała. Zdała sobie sprawę, jak musiało być źle, że Liwia jej współczuła.

      – Oczywiście. Nie chciałabym, żebyś straciła swój zapał. Wiem, że jesteś w rozsypce, każdy by był, to normalne, ale teraz nie ma co rozpaczać, tylko trzeba wszystko na nowo poukładać. Im szybciej, tym lepiej. Po pierwsze musisz mieć plan.

      – Plan brzmi super, popracuję nad nim. Tylko że pierwszy punkt już mi się nie podoba – jęknęła.

      – Pomogę ci, razem nad nim popracujemy. Możemy się spotkać za godzinę, na mieście na kawie? Adres prześlę w wiadomości. Nie chcę zostawiać cię z tym samej.

      – Liwia, dziękuję.

      – Nie ma sprawy. Przyjdziesz? Nie zamkniesz się w domu jak zdesperowana i zniszczona problemami kobieta?

      – Przyjdę. To dobrze mi zrobi.

      Hana nie mogła uwierzyć, że zgodziła się wyjść z domu i na dodatek spotkać z Liwią. Niestety nikogo innego nie miała, praca i brak czasu zniszczyły wszystkie przyjaźnie i znajomości, tak samo jak związek.

      Koleżanka za studiów przypomniała jej, że kiedyś otaczała się tłumem ludzi, przyjaciółmi, choć najczęściej przy wykonywaniu wspólnych zadań. Lubiła współpracować z innymi, działać, jak zgrany zespół, ekipa do zadań specjalnych, gdzie każdy wnosi coś do budowania wspólnego sukcesu. Zmieniło się to, gdy podjęła pracę w wymarzonej firmie, coraz bardziej skupiała się na sobie, bo każdy ze współpracowników stał się konkurencją. Przestał liczyć się wspólny cel, ale jednostka i własne korzyści, wyższe stanowisko. Sama uległa temu pędowi do zaszczytów. Straciła dawny zapał do działania w grupie, zasady, w które kiedyś wierzyła, rozmyły się, bo inni je łamali i najzwyczajniej ich nie doceniali.

      Musiała poszukać pracy. Tylko czy na podobnym stanowisku nie zacznie się to samo? Te same reguły i znów walka o stołek, który ktoś sprzątnie jej sprzed nosa, mimo że ona poświęci swoje życie prywatne?

      Nie miała planu, za to mnóstwo pytań, na które nie znała odpowiedzi.

      ***

      Słoneczny dzień odrobinę poprawił Hanie humor. Umówiła się z Liwią niedaleko domu, więc postanowiła się przejść. Liczyła, że spacer dobrze jej zrobi.

      Długo szykowała się na spotkanie, chcąc wyglądać znacznie lepiej niż wczorajszej nocy. Zamierzała zatrzeć złe wrażenie.

      Wyciągała z szafy to, co miała najlepsze, przy czym doszła do wniosku, że i w sferze garderoby bardzo się zaniedbała. Wciąż te same bluzki i golfy, żadnych nowych koszul ani eleganckich spodni. Długie włosy nie wiadomo kiedy odrosły i teraz je dla wygody wiązała. Nie miała czasu na fryzjera ani nawet pomysłu na nową fryzurę. Przynajmniej przyłożyła się do makijażu. Stojąc przed lustrem, musiała się oswoić ze swoim widokiem, nie pamiętała, kiedy miała czas dokładnie się sobie przyjrzeć.

      Przed wyjściem spakowała jeszcze pozostawione przez Grześka ubrania do worka na śmieci w celu oddania biednym. Tak naprawdę miała ogromną ochotę je spalić. Może udałoby jej się w ten sposób nieco wyładować złość, ale znacznie lepiej, gdyby ich właściciel to zobaczył. Zdecydowała, że takie działanie nie ma sensu.

      Wychodząc, wrzuciła worek do odpowiedniego pojemnika, licząc, że ktoś będzie zadowolony z modnych i dobrej jakości ubrań.

      Grzegorz lubił się stroić, czasem miała wrażenie, że gdy on piękniał, ona traciła na urodzie. Wyciągał ją do galerii handlowej i z energią buszował po sklepach, a ją szybko dopadało znużenie. Robiła to jednak dla niego, mimo że jej myśli, nawet w wolnych chwilach pochłaniała praca. Ze sklepu wychodzili z kilkoma torbami, zazwyczaj ubraniami dla Grzegorza. Miał lekką rękę do wydawania pieniędzy, czasem musiała go wspomóc, obiecywał, że odda jej po wypłacie. Teraz zdała sobie sprawę, że nigdy tego nie zrobił, a ona zawsze zapominała.

      Idąc ulicą Świętojańską, próbowała skupić się na otaczających ją dźwiękach, na przechodniach i urokach nadmorskiego miasta. Bloki w równych odstępach i zazwyczaj tej samej wysokości zatrzymywały promienie słoneczne, ale nie wiatr, który porywał końce szalików i gniótł rozłożone parasole mijanych przez nią kawiarni.

      Przymknęła na chwilę oczy, delektując się ostrym smakiem morskiego powietrza, które wiatr roznosił po mieście. Musiała z kimś porozmawiać, z kimś, kto ją wesprze, a w pobliżu była tylko Liwia. Do mamy nie miała ochoty dzwonić, wiedziała, czego się spodziewać.

      Słupsk był oddalony od Gdyni o dwie godziny drogi, wystarczyło wsiąść w auto i odwiedzić rodzinne strony i matkę, która – gdy usłyszy o jej utracie pracy – od razu wykorzysta okazję, by ściągnąć ją do siebie. Jeśli Hana próbowałaby się sprzeciwić, Ewa Swat poczuje się obrażona odmową. Musiała więc nadal udawać, że pracuje, zwłaszcza że mama mocno przeżywała złe wiadomości.

      Mogła jeszcze zadzwonić do starszego brata, z którym czasem wymieniali się zdawkowymi wiadomościami ze swojego życia. Było od niej starszy o trzy lata, miał żonę i dwójkę dzieci – wszystko do czego namawiała ją mama, choć Hana wyraźnie chciała podążać własną drogą.

      Miała inny pomysł na życie, które wydało jej się ekscytujące i pełne możliwości. Udało jej się wyrwać spod skrzydeł rodzicielki, gdy dostała się na studia w Gdyni. Wiedziała, że to jej bilet do wolności i postanowiła go w całości wykorzystać.

      Studia skończyła z wyróżnieniem, potem podjęła pracę na miejscu, ku niezadowoleniu rodzicielki, która w rodzinnym mieście czekała СКАЧАТЬ