Название: Bóg Imperator Diuny
Автор: Frank Herbert
Издательство: PDW
Жанр: Зарубежная фантастика
Серия: s-f
isbn: 9788381887786
isbn:
Najbardziej obawiał się broni laserowej. Mogła go ciężko zranić, niewielu jednak znało odporność ciała preczerwia na żar.
Runął na Idaho, odtrącając laser w momencie strzału. Z jednej z bezużytecznych płetw, które były kiedyś nogami Leto, rozeszła się fala bólu, wdzierając się do jego świadomości. Przez chwilę istniał tylko ból. Ciało czerwia miało jednak swobodę działania, a wstrząs wywołał gwałtowne ruchy. Leto usłyszał chrzęst łamanych kości. Broń została odrzucona daleko po posadzce krypty spazmatycznym ruchem ręki Idaho.
Staczając się z gholi, Leto przygotował się do nowego ataku, nie było jednak potrzeby. Zraniona płetwa słała sygnały bólu, a jej czubek był spalony. Skóra piaskowych troci zamknęła już ranę. Ból zmienił się w przykre pulsowanie.
Idaho się poruszył. Nie było wątpliwości, że jest śmiertelnie ranny. Klatka piersiowa została wyraźnie zgnieciona. Był już w agonii, ale otworzył oczy i spojrzał na Leto.
„Ten upór tych śmiertelnych opętań!” – pomyślał Leto.
– Siono! – westchnął Duncan.
Leto widział, jak opuszcza go życie.
„Ciekawe – pomyślał. – Czy to możliwe, by ten Duncan i Siona…? Nie, on zawsze okazywał głupocie Siony szczerą pogardę”.
Leto wspiął się na królewski powóz. Tym razem było blisko! Bez wątpienia Duncan mierzył w mózg. Leto zawsze pamiętał o swych wrażliwych dłoniach i stopach, ale nie pozwoli nikomu domyślić się, że to, co było jego mózgiem, nie jest już związane z twarzą. Mózg nie miał nawet ludzkich cech, bo jego węzły rozchodziły się po całym ciele. Powierzył to jedynie swym dziennikom.
O, te krajobrazy, które widziałem! I ci ludzie! Te dalekie wędrówki Fremenów i wszystkich innych. Nawet powrót, poprzez mity, aż do czasów Terry. O, te lekcje astronomii, intrygi, wędrówki ludów, bezładne ucieczki, nocne gonitwy do bólu w nogach i w płucach po wszystkich tych drobinkach kosmosu, na których broniliśmy naszego przemijającego stanu posiadania. Powiadam wam, że jesteśmy cudem, a moje wspomnienia nie pozostawiają co do tego wątpliwości.
– Wykradzione dzienniki
Kobieta pracująca przy pulpicie pod ścianą była zbyt rosła na wąskie krzesło, na którym przysiadła. Na zewnątrz dochodziło południe, ale w tym pokoju bez okien, głęboko pod miastem Onn, świeciła wysoko w narożniku tylko jedna lumisfera. Ustawiono ją na ciepłe, żółte światło, lecz nie rozpraszało ono szarości niewielkiego pomieszczenia. Ściany i sufit pokryte były jednakowymi prostokątnymi panelami z matowego szarego metalu.
W pokoju był jeszcze tylko jeden mebel – wąskie łóżko z cienkim materacem przykrytym szarym, nierzucającym się w oczy pledem. Było oczywiste, że żadnego ze sprzętów nie przeznaczono dla tej kobiety.
Nosiła luźny jednoczęściowy niebieski strój, opinający ciasno jej szerokie ramiona, kiedy pochylała się nad pulpitem. Lumisfera oświetlała krótko przycięte jasne włosy i prawą stronę jej twarzy, podkreślając kwadratowy zarys szczęki. Usta poruszały się bezgłośnie, wypowiadając słowa, gdy jej grube palce naciskały ostrożnie klawisze. Traktowała maszynę z respektem zrodzonym z lęku, który zmieniał się opornie w pełne obawy podniecenie. Długa znajomość z urządzeniem nie osłabiła żadnego z tych uczuć.
W miarę jak pisała, słowa pojawiały się na ekranie ukrytym w prostokącie ściany, który odsłonił opuszczony pulpit.
„Siona kontynuuje działania, które zapowiadają gwałtowny atak na Twoją Świętą Osobę. Pozostaje niezachwiana w swoim zadeklarowanym zamyśle. Dziś powiedziała mi, że kopie wykradzionych ksiąg rozda grupom, w których lojalność wobec Ciebie nie można wierzyć. Wymieniła Bene Gesserit, Gildię i Ixan. Mówi, że księgi zawierają Twoje zaszyfrowane słowa i że liczy na pomoc obdarowanych w przetłumaczeniu tych Twoich Świętych Słów.
Panie, nie wiem, jakie wielkie objawienia mogą się kryć na tych stronach, ale jeśli zawierają one coś, co zagraża Twojej Świętej Osobie, błagam, zwolnij mnie z przysięgi posłuszeństwa Sionie. Nie wiem, dlaczego kazałeś mi ją złożyć, ale się jej lękam.
Pozostaję Twoją wierną sługą
Nayla”
Krzesło skrzypnęło, gdy Nayla opadła na oparcie, zastanawiając się nad swymi słowami. Dźwiękoszczelny pokój był prawie całkowicie odcięty od świata. Słychać było tylko cichy oddech kobiety i odległe pulsowanie jakiejś maszynerii, wyczuwalne raczej w podłodze niż w powietrzu.
Nayla patrzyła na wiadomość na ekranie. Przeznaczona jedynie dla Boga Imperatora, wymagała czegoś więcej niż świętej prawdomówności. Wymagała pełnej szczerości, co kosztowało Naylę wiele wysiłku.
Po chwili skinęła głową i nacisnęła przycisk rozpoczynający kodowanie słów i przygotowanie ich do transmisji. Z pochyloną głową modliła się jakiś czas w milczeniu, zanim ukryła pulpit w ścianie. Wiedziała, że robiąc to, przekazuje wiadomość. Sam Bóg umieścił w jej głowie implant, żądając pod przysięgą zachowania tajemnicy i uprzedzając, że może nadejść dzień, kiedy przemówi do niej przez ten drobiazg. Nigdy tego jednak nie zrobił. Podejrzewała, że to dzieło Ixan. To było coś w ich stylu. Ale wykonawcą był sam Bóg, mogła więc odrzucić podejrzenie, że może się w tym kryć komputer, że może to być zakazane przez Wielką Konwencję.
„Nie będziesz czynił machin na obraz i podobieństwo umysłu ludzkiego”.
Wzdrygnęła się. Wstała i przestawiła krzesło na zwykłe miejsce przy łóżku. Jej ciężkie, muskularne ciało prężyło się pod lekkim niebieskim strojem. Były w niej pewność i rozwaga osoby świadomej swej siły. Odwróciła się i spojrzała tam, gdzie wcześniej był pulpit. Teraz widniał tam tylko prostokątny szary panel niczym się nieróżniący od innych. Żadna pozostawiona nitka ani włos nie ujawniały jego tajemnicy.
Nayla odetchnęła głęboko i tak pokrzepiona, wyszła jedynymi drzwiami na szary korytarz słabo oświetlony przez nieliczne białe lumisfery. Szum maszyn był tu głośniejszy. Ruszyła w lewo i po paru minutach była już z Sioną w nieco większym pokoju. Na stole pośrodku ułożono przedmioty wykradzione z cytadeli. Dwie srebrzyste lumisfery oświetlały scenę – siedzącą przy stole Sionę i stojącego obok jej pomocnika Topriego.
Podczas gdy dla Siony Nayla żywiła zazdrosny podziw, Topri budził tylko jej otwartą niechęć. Był nerwowym tłuściochem o wytrzeszczonych zielonych oczach, nosie mopsa i cienkich ustach nad podbródkiem z dołeczkiem. Mówił piskliwym głosem.
– Popatrz, Naylo! Zobacz, co Siona znalazła między kartami tych ksiąg.
Nayla zaryglowała jedyne drzwi.
– Za dużo mówisz, Topri – powiedziała. – Papla z ciebie. Skąd mogłeś wiedzieć, czy jestem sama w korytarzu?
Topri pobladł. Skrzywił się gniewnie.
– СКАЧАТЬ