Bóg Imperator Diuny. Frank Herbert
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Bóg Imperator Diuny - Frank Herbert страница 7

Название: Bóg Imperator Diuny

Автор: Frank Herbert

Издательство: PDW

Жанр: Зарубежная фантастика

Серия: s-f

isbn: 9788381887786

isbn:

СКАЧАТЬ wstrząśniętym takim naruszeniem bezpieczeństwa.

      – I pozwoliłeś jej z tym uciec?

      – Nie, to ty na to pozwoliłeś.

      Duncan cofnął się, usłyszawszy to oskarżenie. Powoli na nowo brał w nim górę zdecydowany na wszystko zabójca.

      – To wszystko, co zdobyła? – spytał.

      – Razem z planami były dwa tomy, kopie moich dzienników. Wykradła je.

      Idaho badał wzrokiem nieruchomą twarz Leto.

      – Co jest w tych dziennikach? Czasem mówisz, że to pamiętnik, a czasem, że historia.

      – Po trosze jedno i drugie. Mógłbyś to nawet nazwać podręcznikiem.

      – Nie martwi cię, że zabrała te tomy?

      Leto pozwolił sobie na lekki uśmiech, który Idaho wziął za zaprzeczenie. Nagłe napięcie przebiegło po ciele Boga Imperatora, gdy Idaho sięgnął do teczki. Po broń czy po raport? Chociaż ciało Leto było odporne na wysokie temperatury, wiedział, że niektóre partie są wrażliwe na strzał z broni laserowej, zwłaszcza twarz.

      Idaho wyjął z teczki raport, ale zanim jeszcze zaczął go czytać, Leto zrozumiał wszystko. Duncan nie przynosił informacji, ale szukał odpowiedzi na pytania. Pragnął usprawiedliwienia dla wybranego już kierunku działania.

      – Wykryliśmy kult Alii na Giedi Prime – zaczął.

      Leto milczał, kiedy Idaho podawał szczegóły. Jakież to było nudne. Pozwolił myślom powędrować gdzie indziej. Czciciele dawno zmarłej siostry jego ojca mogli go teraz co najwyżej przelotnie ubawić. Duncanowie zapewne widzieli w ich działaniach skryte zagrożenie.

      Idaho skończył czytać. Miał skrupulatnych agentów, nie da się zaprzeczyć. Skrupulatnych do znudzenia.

      – To tylko wskrzeszenie kultu Izydy – rzekł Leto. – Moi kapłani i kapłanki będą się mogli zabawić, dławiąc kult i jego wyznawców.

      Idaho pokręcił głową, jakby odpowiadał wewnętrznemu głosowi.

      – Bene Gesserit wiedziały o tym kulcie – oznajmił.

      I to zainteresowało Leto.

      – Zgromadzenie nigdy mi nie wybaczyło odebrania mu planu eugenicznego.

      – To nie ma z tym nic wspólnego.

      Leto ukrył rozbawienie. Duncanowie byli zawsze wrażliwi na punkcie planu eugenicznego, choć niektórzy z nich bywali reproduktorami.

      – Rozumiem – powiedział. – Cóż, Bene Gesserit są bardziej niż trochę szalone, ale szaleństwo to przecież przypadkowy zbiór niespodzianek. Niektóre z nich mogą być wartościowe.

      – Nie widzę w tym żadnych wartości.

      – Myślisz, że zgromadzenie stoi za tym kultem? – spytał Leto.

      – Tak.

      – Wyjaśnij to.

      – Mają świątynię. Nazwali ją Świątynią Krysnoża.

      – I cóż z tego?

      – Ich główna kapłanka zwie się Strażniczką Światła Jessiki. Czy to nie zastanawiające?

      – Urocze. – Leto nie starał się ukryć rozbawienia.

      – Co w tym uroczego?

      – Połączenie mojej babki i ciotki w jedną boginię.

      Idaho pokręcił głową, nie rozumiejąc.

      Leto pozwolił sobie na małą, trwającą ułamek sekundy przerwę. Jego babka wewnątrz nie była szczególnie zainteresowana kultem na Giedi Prime. Musiał się odciąć od jej wspomnień i osobowości.

      – Jaki jest, według ciebie, cel tego kultu? – spytał.

      – Oczywisty. Konkurencyjna religia dla podkopania twego autorytetu – odparł Duncan.

      – To zbyt proste. Cokolwiek by myśleć o Bene Gesserit, nie są prostaczkami.

      Idaho czekał na wyjaśnienie.

      – Chcą mieć więcej przyprawy! Więcej matek wielebnych.

      – Zatem będą cię nękać, póki się nie okupisz?

      – Rozczarowujesz mnie, Duncanie.

      Idaho spojrzał na Leto, który zdobył się na westchnienie, skomplikowany odruch nieprzystający do jego nowej postaci. Duncanowie byli zwykle bystrzejsi, Leto przypuszczał jednak, że ten ma myśli zmącone knuciem spisku.

      – Na swą siedzibę wybrały Giedi Prime – powiedział. – Co z tego wynika?

      – To była twierdza Harkonnenów, ale to stare dzieje.

      – Twoja siostra zginęła tam z rąk Harkonnenów. To słuszne, że ten ród i Giedi Prime łączą się w twoich myślach. Dlaczego nie wspomniałeś o tym wcześniej?

      – Nie sądziłem, że to ważne.

      Leto zacisnął usta. Wzmianka o siostrze zakłopotała Duncana. Ten człowiek zdawał sobie sprawę, że jest tylko ostatnim z długiego szeregu gholi, które zostały stworzone z oryginalnych komórek w kadziach aksolotlowych Tleilaxan. Nie mógł uciec od swoich ożywionych wspomnień. Wiedział, że Atrydzi uratowali go z niewoli Harkonnenów.

      „A ja wciąż jestem Atrydą, czymkolwiek jeszcze mogę się stać” – pomyślał Leto.

      – Do czego zmierzasz? – zapytał Idaho.

      Leto uznał, że należy podnieść głos.

      – Harkonnenowie gromadzili przyprawę!

      Duncan cofnął się o krok.

      – Na Giedi Prime ukryte są zapasy melanżu – kontynuował ciszej Leto. – Zgromadzenie stara się je zdobyć pod osłoną religijnych sztuczek.

      Idaho był zmieszany. Ta odpowiedź wydawała się oczywista. „A ja to przeoczyłem” – pomyślał.

      Okrzyk Leto wtłoczył go znów w rolę komendanta straży królewskiej. Idaho znał maksymalnie uproszczoną ekonomikę Imperium: niedozwolone było jakiekolwiek oprocentowanie, wyłącznie „gotówka na stół”. Na jedynej monecie widniała podobizna zakapturzonej twarzy Leto, Boga Imperatora. Wszystko to jednak opierało się na melanżu, jedynej substancji, której wartość, chociaż ogromna, stale rosła. W zwykłej sakwie można było unieść równowartość całej planety.

      „Trzymajcie w ręku mennice i sądy – niech tłuszcza bierze resztę” – pomyślał Leto. Tak mówił stary Jakub Broom, a Leto słyszał СКАЧАТЬ