Someone new. Laura Kneidl
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Someone new - Laura Kneidl страница 15

Название: Someone new

Автор: Laura Kneidl

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Книги для детей: прочее

Серия:

isbn: 978-83-7686-912-4

isbn:

СКАЧАТЬ była z Amazona. Nic szczególnego, ale przynajmniej miałam dobry powód, by jeszcze raz spróbować z nim porozmawiać. Nie widziałam go od naszego spotkania w poniedziałkowy poranek. Codziennie wychodził z mieszkania na długo przed rozpoczęciem zajęć i najwyraźniej wracał dopiero w nocy, albo w ogóle nie wracał. Powoli zaczynałam się zastanawiać, czy jeszcze żyje.

      Po wyjściu kuriera wyciągnęłam z plecaka karteczkę samoprzylepną i napisałam wiadomość dla Juliana. Przykleiłam mu ją do drzwi.

      Cześć, Julian. Odebrałam Twoją przesyłkę. Możesz ją wziąć w każdej chwili. Tylko dziś wieczorem nie będzie mnie w domu.

      Xoxo, Micah

      Już w mieszkaniu z ciekawością potrząsnęłam paczką, ale usłyszałam tylko ciche stukanie. Postawiłam ją obok drzwi i znowu usiadłam na podłodze, by przeglądać albumy ze zdjęciami. Czas upłynął szybciej niż bym chciała – i nie było w tym żadnej przesady. Zastanawiałam się, czy nie wymyślić jakieś choroby, żeby wymigać się od kolacji z rodzicami, ale skończyłoby się to w ten sposób, że zaczęliby się o mnie martwić i przyszliby tutaj, a tego życzyłam sobie jeszcze mniej. Ułożyłam włosy w, jak mawiali rodzice, „przyzwoitą” fryzurę i wyjęłam z pudła designerską sukienkę. Była trochę pognieciona, ale nic już nie mogłam z tym zrobić.

      Posiadłość moich rodziców spokojnie mogłaby się równać rozmiarami z tutejszym miejskim parkiem. Od ulicy prowadziła droga do kutej żelaznej bramy. Żeby ją otworzyć i zostać wpuszczonym do środka, należało wpisać siedmiocyfrowy kod. Długi obsadzony drzewami podjazd oświetlały latarnie. Dalej rozciągał się rozległy trawnik poprzecinany kwiatowymi rabatami. Już z daleka widać było oświetloną reflektorami willę z potężnymi kolumnami, wysokimi oknami i mocno ukwieconymi balkonami.

      Ponad siedemdziesiąt lat temu posiadłość kupił mój pradziadek ze strony ojca. I to on założył kancelarię adwokacką. Przejął ją mój dziadek, który osiem lat temu zmarł na atak serca. Od tego czasu firmę prowadzili rodzice. Poznali się na studiach prawniczych na Harvardzie i po śmierci pradziadka zamieszkali w willi, chcąc założyć rodzinę.

      Zaparkowałam samochód w jednym z garaży, bo tata nie znosił zostawiania aut na dworze. Tak jakby chodziło o jakieś delikatne rzeczy, które może uszkodzić najlżejszy podmuch wiatru. Gdyby się dowiedział, że przed nowym domem najczęściej zostawiam swoje BMW na ulicy bez żadnej ochrony, to chyba dostałby załamania nerwowego.

      Na wysokich obcasach podreptałam do wejścia, oświetlanego automatycznie przez urządzenie na fotokomórkę, i nacisnęłam dzwonek. Po chwili drzwi się otworzyły i stanęłam naprzeciwko Rity.

      Gosposia przywitała mnie z ciepłym uśmiechem.

      – Dobry wieczór, Micah.

      – Cześć, Rita. – Nachyliłam się i objęłam ją. – Co u ciebie?

      – Dobrze. Plecy trochę mnie bolą, ale to nic nowego.

      Obejrzała mnie od stóp do głów, nie w oceniający, ale czuły sposób, jakby chciała się upewnić, że wszystko ze mną w porządku.

      – Jak tam nowe mieszkanie?

      – Piękne, ale na razie wygląda trochę chaotycznie.

      To określenie nawet w przybliżeniu nie oddawało stanu faktycznego, bądź co bądź jak dotąd rozpakowałam do połowy tylko jeden karton i od blisko tygodnia korzystałam tylko z jednej walizki, której zawartość leżała porozrzucana po całym mieszkaniu. Dobrą stroną tego wszystkiego było to, że mieszkałam w tym bałaganie sama i nie musiałam odczuwać wyrzutów sumienia, że Rita za mnie sprząta.

      – Gdzie rodzice?

      – Twój ojciec czeka w salonie, a mama jeszcze się szykuje.

      – Już jestem gotowa.

      Ledwo Rita dokończyła zdanie, rozległ się głos mamy. Pospiesznie schodziła z góry. Czarne włosy opadały jej na ramiona, a zamiast kostiumu z blezerem miała na sobie ciemne spodnie z materiału i luźną bluzkę. Jej wersja wygodnego stroju.

      – Niestety musiałam jeszcze zostać w kancelarii i trochę się spóźniłam.

      Zatrzymała się przede mną i prawie niezauważalnie ucałowała mnie w oba policzki. Jej włosy śmierdziały dymem papierosowym. Właściwie rzuciła palenie kilka lat temu, ale w szczególnie stresujących sytuacjach nadal sięgała po papierosa.

      – Wszystko w porządku?

      – Tak, to tylko zwykłe sprawy. – Uśmiechnęła się do mnie. Przed chwilą zmyła makijaż, więc wokół jej ust i oczu pojawiła się siateczka drobnych zmarszczek. Było też wyraźnie widać piegi, które po niej odziedziczyłam. Lubiłam tę wersję mamy, przypominała mi dawne czasy i dawała nadzieję na pojednaną rodzinę.

      Rita wzięła ode mnie torebkę i wróciła do kuchni dopilnować jedzenia. W wielkiej willi zapachy szybko znikały, ale wydawało mi się, że czuję lekko słodki aromat przywodzący na myśl świeżo upieczone ciasto.

      Mama zaprowadziła mnie do salonu, w którym siedział tata na starym skórzanym fotelu i w zamyśleniu wpatrywał się w ekran swojego laptopa. Jak na pięćdziesięciolatka wyglądał dobrze, ale wiek i na nim zostawił ślad. Miał już zakola, a jego brązowe włosy siwiały na skroniach, tak samo jak broda. Z tego powodu regularnie ją golił.

      Całkowicie pochłonięty pracą zauważył nas dopiero, gdy stanęłyśmy tuż przy nim. Spojrzał na nas z zaskoczeniem, a następnie na jego zamyślonej twarzy pojawił się uśmiech. Zdjął okulary i zamknął laptop.

      – Jesteś już.

      – Co znaczy już? Jest dziewiętnasta.

      Byłam punktualna co do minuty. Im wcześniej zaczniemy kolację, tym szybciej skończymy.

      Dziś wieczorem zamierzałam jeszcze zajrzeć do Supernowej, klubu, który był dosyć popularny wśród gejów. Trzy miesiące temu wyrobiłam sobie fałszywy dowód osobisty i od tego czasu regularnie odwiedzałam podobne miejsca z nadzieją, że w którymś z nich znajdę Adriana albo przynajmniej kogoś, kto coś o nim słyszał. Oczywiście wiem, że nie wszyscy geje się znają, ale gdybym ja była na miejscu Adriana, szukałabym różnych kontaktów, a najłatwiej je znaleźć wśród swoich. Przynajmniej tak sobie wmawiałam, bo nie miałam pojęcia, w jakim innym miejscu mogłabym go jeszcze szukać.

      Ojciec zerknął na wielki ścienny zegar nad kominkiem, jakby chciał sprawdzić, czy to, co powiedziałam, jest zgodne z prawdą, i ze zdziwieniem uniósł krzaczaste brwi.

      – No, patrzcie. Znowu praca za bardzo mnie pochłonęła.

      Pokręcił głową i zwrócił się do mnie. Na jego twarzy ciągle błąkał się lekki uśmiech. Tak wesoły. Tak niewymuszony. Tak normalny. Jakby nikogo z nas nie brakowało. A Adriana nie było i to nie tak jak wtedy, kiedy wybrał się na Hawaje, na wakacyjny wyjazd ze swoją przyjaciółką. On zniknął i nikt z nas nie wiedział, gdzie się podziewa. Zwinęłam dłonie w pięści i powstrzymałam się od wypowiedzenia słów, które cisnęły mi się na usta. Za często kłóciliśmy się w ostatnich tygodniach i miesiącach z powodu mojego brata, a i tak do niczego to nie doprowadziło. Kiedy następnym razem СКАЧАТЬ