Someone new. Laura Kneidl
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Someone new - Laura Kneidl страница 12

Название: Someone new

Автор: Laura Kneidl

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Книги для детей: прочее

Серия:

isbn: 978-83-7686-912-4

isbn:

СКАЧАТЬ nadąsaną minę.

      Aliza spojrzała na mnie ze współczuciem.

      – Przykro mi.

      – Niepotrzebnie. W końcu nie każdy ma dobry gust – droczyłam się z nią i wypiłam trochę coli. Przynajmniej próbowałam przeciągnąć ją na moją stronę.

      Nigdy nie udało mi się też zarazić moją pasją Lilly ani Adriana, ale od czasu do czasu chodzili ze mną do księgarń z komiksami i zawsze popierali moje marzenia o studiowaniu sztuki i opublikowaniu kiedyś własnej powieści graficznej. Więcej nie mogłabym sobie życzyć. Jednak od kilku miesięcy, a dokładniej od trzech, utknęłam przy projekcie Albtraumlady. Brakowało mi inspiracji i kreatywności, tak jakby Adrian zabrał ze sobą tę część mnie. Tęskniłam za nią prawie tak bardzo jak za bratem.

      Rozdział 4

      Kimberly przyniosła nam jedzenie i już miałam się na nie rzucić, gdy Aliza zabrała mi talerz sprzed nosa, żeby zrobić zdjęcie na swój blog. Właściwie powinnam była już się do tego przyzwyczaić, ale na widok jedzenia dezaktywowało się coś w moim mózgu i znowu o tym zapominałam. Na szczęście Aliza potrafiła aranżować zdjęcie tak sprawnie, że przynajmniej nie trzeba było długo czekać.

      Jadłyśmy w milczeniu, a potem Aliza zapytała mnie o przeprowadzkę. Opowiedziałam jej o firmie, która pojawiła się w piątek w południe u moich rodziców, żeby spakować rzeczy do pudeł. Wszystko poszło sprawnie i jeszcze tego samego wieczoru pudła znalazły się w moim nowym mieszkaniu. W sobotę rano przyjechały nowe meble, które nadal czekały na złożenie. Nie wiem, co mnie napadło, że nie zamówiłam od razu montażu. Przecież nawet nie miałam odpowiednich narzędzi. Chyba kierowała mną fałszywa duma, ale jakoś sobie z tym poradzę.

      Opowiedziałam Alizie o Aurim i Cassie. Uśmiechnęłam się na myśl o tej dwójce. Nie widziałam ich już później, ale miałam nadzieję, że to się wkrótce zmieni. Zastanawiałam się, czy nie wziąć dla nich kilku kanapek, które tak bardzo lubili; jako podziękowanie za miłe przyjęcie i może szansa na rozmowę z Julianem. Po prostu nie mogłam zapomnieć obojętności, z jaką mnie potraktował.

      Aliza zapłaciła za nasz obiad i poszłyśmy z powrotem na uczelnię, cierpieć na ostatnich wykładach. Były okropnie nudne. Początkowo jeszcze próbowałam słuchać, ale ostatecznie dotrwałam do końca, rysując innych studentów. Każdemu dodawałam jakiś fantastyczny element. Blondynowi w okularach, siedzącemu dwa rzędy przede mną, dorysowałam kilka rogów. Jego koleżanka obok dostała skrzela. A łysemu chłopakowi, którego profesor Nakamura przez cały wykład bombardował pytaniami, wyrastało na głowie poroże z gałęzi.

      Po ostatnich zajęciach nie byłam ani trochę mądrzejsza niż poprzednio, ale za to bogatsza o pięć szkiców. Pożegnałam się z Alizą, która mieszka na drugim końcu miasta u rodziców, i pieszo ruszyłam w stronę domu. Mam wprawdzie samochód – oboje z Adrianem dostaliśmy własne auta na szesnaste urodziny – ale moje mieszkanie znajduje się tylko dziesięć minut drogi od kampusu.

      Wyjęłam telefon i zajrzałam do konwersacji z Adrianem. Przy czym „konwersacja” to nie było najlepsze słowo, bo ostatnich sto wiadomości pochodziło ode mnie. Niedawno wysłałam mu zdjęcia kartonowej twierdzy.

      Poczułam, jak po całym ciele rozlewa się znajoma fala frustracji i wystukałam nową wiadomość: Hej, Łosiu, co najbardziej lubią jeść samochody?

      Czekałam na odpowiedź. Nie nadeszła.

      Placyki, odpowiedziałam sobie sama i parsknęłam, trochę rozbawiona, trochę rozczarowana. Adrian uwielbiał takie kiepskie dowcipy i często mnie nimi wnerwiał, ale dzisiaj dałabym wszystko, by usłyszeć, jak je opowiada. Wmawiałam sobie, że kiedyś na pewno tak się stanie. Przecież to niemożliwe, żeby na zawsze zniknął z mojego życia.

      Zanim zdążyły mnie zdołować myśli o Adrianie i inne rzeczy, wybrałam numer Lilly. Powinna już skończyć lekcje, mimo to nie odebrała od razu.

      – Tak? – zapytała zdyszana.

      – Cześć – powiedziałam i ominęłam jakiegoś psa, który plątał mi się pod nogami. – Wszystko w porządku?

      – Nic nie jest w porządku!

      I to tyle jeśli chodzi o porady typu: Wszystko będzie dobrze. W mojej głowie rozdzwoniły się dzwonki alarmowe i błyskawicznie zaczęłam sobie wyobrażać, co mogłoby wprawić Lilly w taką panikę.

      Tanner z nią zerwał.

      Znowu była w ciąży.

      Rodzice wyrzucili ją z domu.

      Nie zdała egzaminu.

      Ktoś miał wypadek.

      – Co się stało?

      – Lincoln jest chory.

      – Och.

      Od razu mi ulżyło. Jasne, to okropne, że zachorował, ale jeśli chodzi o zdrowie syna, to Lilly była przewrażliwiona. Może brało się to stąd, że urodził się o kilka tygodni za wcześnie i w pierwszych dniach życia potrzebował respiratora.

      – Co mu jest?

      – Kaszle.

      – Byłaś z nim u lekarza?

      – Czy byłam u lekarza? – W głosie Lilly słychać było oburzenie. – Oczywiście.

      Uniosłam brew.

      – No i co powiedział?

      Milczała przez moment, a potem odpowiedziała cicho:

      – Że ma jakąś niegroźną infekcję. Jak będzie dużo pił, niedługo powinno mu przejść, ale gardło go boli od kaszlu. Płakał i… – Lilly westchnęła. – Po prostu nienawidzę, jak jest chory.

      Chciałabym, żeby w takie dni nie była sama. Wprawdzie wszyscy ją wspieraliśmy, ale nikt nie mógł w takich momentach zastąpić Tannera.

      – Mam wpaść do ciebie? – zapytałam mimo to.

      – Nie, nie ma takiej potrzeby. Śpi teraz, a ja muszę nadrobić lekcje, na które dzisiaj nie poszłam.

      Zatrzymałam się na światłach i czekałam na zielone.

      – Masz już materiały? Mogę jechać do szkoły i ci je przywieźć.

      – Nie trzeba. Annie już mi podrzuciła.

      Światła się zmieniły i przeszłam na drugą stronę ulicy.

      – Okej, ale gdybyś czegoś potrzebowała, to zadzwonisz, prawda?

      – Zadzwonię – zapewniła, ale wiedziałam, że zrobiłaby to tylko w ostateczności. Postanowiła być samodzielna, zwłaszcza jeśli chodzi o Linka, tak jakby stale musiała udowadniać całemu światu, że mimo swoich osiemnastu lat może być dobrą matką.

      – A co nowego u ciebie? Rozmawiałaś z Julianem?

      – Tak СКАЧАТЬ