Someone new. Laura Kneidl
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Someone new - Laura Kneidl страница 11

Название: Someone new

Автор: Laura Kneidl

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Книги для детей: прочее

Серия:

isbn: 978-83-7686-912-4

isbn:

СКАЧАТЬ to chodźmy.

      Schowałam komiks do plecaka i wstałam. Już od pół godziny burczało mi w brzuchu, ale Aliza była jeszcze na wykładzie, na który ja nie chodziłam, a wolałam na nią poczekać, żeby nie jeść sama.

      Otrzepałam sobie spodnie z trawy i poszłyśmy do Wild Olive, wegetariańskiej restauracji oddalonej od kampusu tylko o dwie ulice. Chodziłyśmy tam prawie codziennie, bo nie odpowiadało nam jedzenie w stołówce.

      – Przeczytałaś teksty na popołudnie? – zapytała Aliza i wyciągnęła z torby okulary przeciwsłoneczne. Z pośpiechu i ekscytacji, że zobaczę dziś rano Juliana, oczywiście zapomniałam swoich i teraz musiałam mrużyć oczy.

      – A jak myślisz?

      Skrzywiła się.

      – A więc nie?

      – Piip – zapiszczałam. – Pudło. Jasne, że przeczytałam te głupoty. Chyba nie myślałaś, że zostawię cię samą na wykładzie profesor Lawson.

      Lawson nas nienawidziła. Na zajęciach zmieszała nas z błotem za wagary w pierwszym dniu. I niby stuprocentowa frekwencja nie jest dla niej taka ważna, ale, jak nam to dobitnie wyjaśniła, jak ktoś nie ma w sobie nawet tyle motywacji, żeby pojawić się punktualnie na pierwszych zajęciach, to nie jest wart jej wysiłków. Akurat jeśli chodzi o mnie, nie pomyliła się aż tak bardzo, ale Aliza miała dobre wytłumaczenie. Tyle że Lawson skwitowała je nieprzychylnym prychnięciem. Dźwięk, który równie dobrze mogłaby wydać moja mama.

      – Dzięki, uspokoiłaś mnie. Bałam się, że będę musiała przejść przez to sama.

      Wzruszyłam ramionami.

      – Może nas nie zapyta.

      Aliza przewróciła oczami.

      – Oszukuj się dalej.

      Mruknęłam coś w odpowiedzi. Lawson uważała nas za osoby „niegodne” studiów prawniczych, więc zwracała na nas uwagę i dbała o to, żebyśmy niczego nie przegapiły i usłyszały wszystko, co mówi. Nie bez powodu ciągle sadzała nas w pierwszym rzędzie i stale o coś pytała.

      Doszłyśmy do Wild Olive, niepozornie wyglądającej restauracji, mieszczącej się na parterze budynku z odpadającym tynkiem i wyblakłymi futrynami okiennymi. Poszarpany wiatrem baner z nazwą wiszący nad drzwiami był rozdarty w niektórych miejscach, ale to wszystko nas nie odstraszało. Weszłyśmy do środka i zadrżałam, kiedy owionął mnie zimny strumień powietrza z klimatyzacji.

      – Cześć – przywitała nas Kimberly z szerokim uśmiechem. Była córką właściciela i zarządzała restauracją. W ciągu dnia pracowała też jako kelnerka, bo nie opłacało się zatrudniać nikogo na stałe dla nielicznych gości jedzących tu obiad. Kimberly wzięła dwie karty ze stojaka obok drzwi wejściowych i zaprowadziła nas na nasze stałe miejsce pod wielkim oknem, skąd miałyśmy dobry widok na mały trawnik z placem zabaw. – Przynieść wam coś do picia?

      – Colę.

      – A dla mnie herbata ziołowa.

      Potrząsnęłam głową.

      – Nie rozumiem, jak przy tym upale możesz pić herbatę.

      – Ochładza ciało od środka, a poza tym nie jest tutaj zbyt ciepło.

      To prawda. Marzłam w T-shircie i zastanawiałam się, czy nie wyciągnąć z plecaka rozpinanego swetra. Uwielbiam słońce i ciepło. Gdyby to zależało ode mnie, zima jako pora roku na pewno przestałaby istnieć. Nie mogłam więc zrozumieć, dlaczego ludzie tak ochładzają pomieszczenia; prędzej czy później same by się wychłodziły. Jak mawiali Starkowie: „Winter is coming”. Prawdopodobnie za dwa albo trzy miesiące.

      Aliza otworzyła swoją kartę.

      – Kto dzisiaj płaci?

      – Ten, kto pyta – powiedziałam z uśmiechem.

      Ponieważ przychodziłyśmy tutaj regularnie od początku semestru, postanowiłyśmy płacić na zmianę. Nie miało bowiem sensu, by za każdym razem dzielić rachunek na pół.

      – Ja wezmę może wrap z hummusem i awokado.

      – Dobry wybór, to jest pyszne.

      – A ty co bierzesz?

      Aliza spojrzała w kartę. Z trudem podejmowała decyzje, więc któregoś razu postanowiła przetestować każdą potrawę po kolei.

      – Frytki warzywne z sałatką i sosem jogurtowo-arachidowym. Brzmi dobrze.

      Zdecydowanym ruchem zamknęła kartę i położyła ją na mojej.

      – Jak upłynął ci weekend? – zapytałam. Dzisiaj nie miałyśmy jeszcze okazji porozmawiać, bo przez czekanie na Juliana miałam mało czasu i ledwo zdążyłam na pierwszy wykład.

      – Uczyłam się, gotowałam, piekłam, pracowałam nad nowym wyglądem mojego bloga, ale niewiele zrobiłam, bo ciągle aktualizowałam Instagrama. Mam prawie dwieście pięćdziesiąt tysięcy followersów – pisnęła z zachwytem, a ja się roześmiałam. Odkąd się poznałyśmy, nie mogła się doczekać, by osiągnąć tę liczbę na swoim blogu o jedzeniu.

      – Ile jeszcze brakuje?

      – Czekaj. – Aliza wyciągnęła telefon. – Niecałe dwa tysiące.

      – Będziesz je miała najpóźniej pojutrze.

      Westchnęła.

      – Byłoby fajnie. Miałabym wtedy ćwierć miliona obserwujących jeszcze przed trzecią rocznicą powstania tego bloga. Wiesz, ile to jest ludzi? Cholernie dużo! A wiesz, kto ostatnio polubił moje zdjęcia? Gwyneth Paltrow.

      – Ale ty nie znosisz jej książki kucharskiej – powiedziałam. Ja też nie byłam jej fanką, ale szanowałam ją za grę w filmach o Iron Manie.

      Aliza wzruszyła ramionami.

      – Może i tak, ale to w końcu Gwyneth Paltrow.

      Kiwnęłam głową właśnie wtedy, gdy Kimberly nadeszła z naszymi napojami. Przyjęła od nas resztę zamówienia.

      – Co sądzisz o powieściach graficznych, które ci przyniosłam? – zapytałam i wypiłam łyk coli. – Rzuciłaś na nie okiem?

      – Tak.

      – I? – Spojrzałam na nią z wyczekiwaniem.

      Aliza popatrzyła na mnie i bez słowa sięgnęła po cukier. Wsypała go do herbaty i powoli mieszała, dopóki gorąca woda nie zabarwiła się od ziół na ciemny kolor.

      – Są całkiem zabawne.

      Całkiem zabawne? To wszystko? Dałam jej moich faworytów! To prawda, Wytches i The Walking Dead były krwawe i nie każdemu mogły się podobać, ale przyniosłam jej też Ms Marvel i pierwsze dwa tomy Sagi, a nawet książkę Sarah Anderson. Jak można było tego nie pokochać?

      Aliza СКАЧАТЬ