Dzieci zapomniane przez Boga. Graham Masterton
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Dzieci zapomniane przez Boga - Graham Masterton страница 18

Название: Dzieci zapomniane przez Boga

Автор: Graham Masterton

Издательство: PDW

Жанр: Зарубежные детективы

Серия: horror

isbn: 9788381887687

isbn:

СКАЧАТЬ Wciąż nie rozumiem, gdzie jest tutaj rola dla mnie, sierżancie.

      – Twoja rola wynika z tego, co mówili podwładni Martina Elliota, kiedy ich przesłuchiwano w związku ze zniknięciem szefa. Były to indywidualne przesłuchania, więc raczej nie mogli uzgodnić zeznań. Wszyscy troje przysięgali, że zanim ten Elliot zniknął, widzieli w kanałach kilka postaci, które opisali jako dziwne zjawy.

      – Zjawy? Sierżancie, niech pan da spokój. Jak mogli dostrzec zjawy, skoro, sam pan to powiedział, w kanale było zupełnie ciemno? Poza tym zjawy są chyba przezroczyste, prawda? Zresztą sam nie wiem, do tej pory żadnej nie widziałem.

      – One same były źródłem światła, tak utrzymywali ci ludzie, jakby świeciły czy też, jak to się mówi, fosforyzowały. Tylko dzięki temu można je było zobaczyć.

      – To jakieś bzdury. Założę się, że załatwili nieszczęśnika, bo nie chciał im wypłacić premii albo z podobnego powodu. Dostał cios w głowę, potem zatopili go w ściekach i teraz próbują zrzucać winę na jakieś widma. Dziecinne wyjaśnienia.

      – Cokolwiek się wydarzyło, czy w grę wchodzą zjawy czy nie, wiele wskazuje na to, że mamy do czynienia z morderstwem, dlatego Peckham przekazało śledztwo nadinspektorowi Waltersowi.

      – Wciąż nie rozumiem, jaki to ma związek ze mną.

      – Tę trójkę z Crane’s Drains ponownie przesłuchali ostatniego wieczoru dwaj funkcjonariusze z Pierwszego Zespołu Śledczego. Nadinspektor Walters powiedział, że ich opowieści są może głupawe, ale przy tym spójne. Zadano im mnóstwo podchwytliwych pytań, ale nikt z nich nie wyskoczył z bzdetami, których nie potwierdziliby pozostali. Możliwe, że kiedy weszli do kanału, czegoś się nawdychali albo nawąchali i dostali małpiego rozumu, wszyscy jednak mieli identyczne halucynacje, aż do ostatniego drobnego szczegółu. A przecież to niemożliwe, gdyby naprawdę chodziło wyłącznie o halucynacje, prawda?

      Jerry nie odpowiedział mu, ale wiedział już mniej więcej, co sierżant Bristow zaraz mu powie.

      – Rozwiązałeś, oczywiście razem z detektyw sierżant Patel, tę dziwną sprawę z ubraniami, które zdawały się ożywać, co wskazuje, że w dużej mierze rozumiesz to, co ludzie nazywają przesądami albo zabobonami. Widzisz… chodzi o kwestie, które odbiegają od rutyny pracy policyjnej.

      – Sierżancie, to był jednorazowy wyczyn. Wciąż nie potrafię pojąć znacznej części tego, co się wtedy zdarzyło. Te ubrania były zakażone jakimś wirusem i tylko tyle potrafiliśmy dowieść. Jasne, sierżant Patel i ja rozwiązaliśmy sprawę, ale właściwie jedynie przez przypadek. Przecież nie jesteśmy pogromcami duchów.

      – Niczego takiego nie sugeruję, Jerry. Ale ty i sierżant Patel jesteście jedynymi funkcjonariuszami londyńskiej policji, którzy z powodzeniem poprowadzili śledztwo, w którym, cokolwiek byśmy na ten temat powiedzieli, wystąpiły zjawiska niedające się racjonalnie wyjaśnić. Pierwszy Zespół Śledczy zajmuje się zabójstwami, których wyjaśnienie wymaga bardzo specjalistycznych umiejętności, a jeżeli wy dwoje nie jesteście takimi specjalistami, to ja nie wiem, kogo w policji można określić tym słowem. Nadinspektor Walters poprosił, abyśmy włączyli cię do sprawy zaginięcia Martina Elliota, i polecił, aby w pracy towarzyszyła ci sierżant Patel.

      – Rozmawiał pan już o tym z szefem?

      – Owszem, zamieniłem kilka słów z detektywem inspektorem Karimem.

      – I pewnie jest zadowolony, że pojadę do Peckham?

      – Zadowolony? Powiedziałbym, że jest zachwycony.

      Kiedy dotarł do komisariatu w Peckham, sierżant Patel już tam na niego czekała. Wciąż padał rzęsisty deszcz, ale z biura rzeczy znalezionych Jerry zabrał parasol. Nie widział Dżamili od blisko siedmiu miesięcy, choć już od dłuższego czasu planował wziąć dzień wolny i pojechać do niej do północnego Londynu. Znów pracowała w Redbridge w specjalistycznym zespole zajmującymi się morderstwami honorowymi w społeczności Azjatów i jakoś ani Jerry, ani ona nie znajdowali czasu na spotkanie.

      Dżamila, w czarnej jedwabnej chuście na głowie i w ciemnoszarym spodnium, była równie śliczna i elegancka jak siedem miesięcy temu, urzekała ogromnymi oczami księżniczek z filmów Disneya i lekko wydętymi, pełnymi ustami. Jerry uznał jednak, że od ich ostatniego spotkania trochę się postarzała, jakby trudna praca odbierała jej młodość. Właściwie czuł, że coś takiego dzieje się i z nim.

      Siedziała na krześle w gabinecie detektywa inspektora Granta, ściskając papierowy kubek kawy ze Starbucksa. Inspektor Grant siedział za biurkiem w koszuli z krótkimi rękawami. Był zwalistym mężczyzną o jasnych włosach ostrzyżonych na jeża, wypukłych niebieskich oczach i podwójnym podbródku unoszącym się ponad kołnierzem koszuli. Przy oknie wychodzącym na High Street stał nadinspektor Walters, przełożony detektywów w okręgowym oddziale Pierwszego Zespołu Śledczego. Był chudy i lekko się garbił, miał duży nos przywodzący na myśl dziób orła, choć o bardziej skomplikowanym kształcie, a rzednące czarne włosy czesał do tyłu. Wyglądał tak, jakby w każdej chwili mógł sfrunąć na ulicę, złapać jakieś dziecko dziobem za kołnierz i z nim odlecieć.

      W gabinecie było także dwoje detektywów z Pierwszego Zespołu Śledczego – krępy rudzielec w grubej kurtce i niepozorna kobieta w obszernym białym golfie, przypominająca Jerry’emu dawną wychowawczynię ze szkoły. Może to wspomnienie wywołał w nim jej kok z cienkich ciemnobrązowych włosów, a może gęste brwi i duży pieprzyk nad górną wargą.

      – Przepraszam za spóźnienie – powiedział Jerry. – Ruch na ulicach jest dzisiaj większy niż zazwyczaj.

      – Nic się nie stało – odparł inspektor Grant. – Mogliśmy sobie przynajmniej pogawędzić o Brexicie. Detektywie nadinspektorze Walters, przedstawiam panu detektywa posterunkowego Pardoe.

      Walters odwrócił się i uważnym wzrokiem zmierzył Jerry’ego od góry do dołu.

      – Muszę przyznać, że wygląda pan inaczej, niż się spodziewałem. – W jego słowach, wypowiedzianych oschłym, cichym głosem, można było uchwycić słaby szkocki akcent.

      Jerry miał ochotę go zapytać: „A kogo pan się spodziewał? Ojca Karrasa?”, postanowił jednak milczeć. Doświadczenie podpowiadało mu, że właściwie wszyscy nadinspektorzy są pozbawieni poczucia humoru, a już zwłaszcza ci, którzy pochodzą ze Szkocji.

      – Oczywiście zna pan detektyw sierżant Patel. Chcę jednak panu przedstawić detektywów posterunkowych O’Briena i Pettigrew. Oboje pracują w Pierwszym Zespole Śledczym. To oni przesłuchiwali troje pracowników Crane’s Drains, którzy znajdowali się w kanale ściekowym razem z Martinem Elliotem, kiedy ten zaginął.

      Jerry usiadł obok Dżamili. Popatrzyła na niego, po czym uśmiechnęła się i powiedziała:

      – Jak się masz, Jerry?

      – Daję sobie radę. Wciąż próbuję schudnąć. Gdybyśmy tylko nie mieli cukierni obok komisariatu…

      – A w pracy?

      – W ciągu ostatnich sześciu miesięcy mieliśmy w Tooting zatrzęsienie bijatyk z użyciem noży. Dzieciaki chyba znudziły się grą Fortnite i doszły do przekonania, СКАЧАТЬ