Dzieci zapomniane przez Boga. Graham Masterton
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Dzieci zapomniane przez Boga - Graham Masterton страница 20

Название: Dzieci zapomniane przez Boga

Автор: Graham Masterton

Издательство: PDW

Жанр: Зарубежные детективы

Серия: horror

isbn: 9788381887687

isbn:

СКАЧАТЬ i popatrzyła na oprawioną w ramki fotografię, na której obok Micka opierała się o poręcz balkonu w hotelu na Gran Canarii. Trzymała w ręce kieliszek z sangrią i uśmiechała się, ale Mick miał zmarszczone czoło. Fotografia powstała pół godziny po tym, jak Mick poprosił Jenny o rękę, a ona nie wyraziła zgody – w każdym razie jeszcze nie teraz. Miała dopiero dwadzieścia trzy lata i chociaż kochała Micka, nie zamierzała jeszcze osiąść na stałe u boku męża. Pragnęła bawić się i cieszyć życiem, a przede wszystkim chciała poświęcić się karierze aktorskiej. Zagrała już małą rolę kelnerki w EastEnders. Nawet wypowiedziała jedną kwestię, która brzmiała: „Kochany, jesteś gotowy złożyć zamówienie?”.

      Zamknęła oczy i znowu zasnęła. Zaczęła śnić, że chodzi po ulicach Peckham, próbując znaleźć dom swojej przyjaciółki, Tiny, ale Peckham z jej snu różniło się od tego, które znała: było mokre i wymarłe i Jenny szybko się zgubiła w labiryncie ulic. Mimo że wszystko działo się w ciągu dnia, zasłony w oknach wszystkich domów były zaciągnięte, więc przypuszczała, że nawet jeśli zadzwoni do którychś drzwi, żeby zapytać o drogę, nikt jej nie otworzy i nie odpowie. Wciąż padał deszcz, a Jenny była bez butów, ubrana tylko w mokrą koszulę nocną.

      Na rogu zobaczyła oświetlony kiosk z gazetami. Kiedy zbliżyła się do niego, zobaczyła na drzwiach tabliczkę z napisem ZAMKNIĘTE, a przecież była pewna, że widzi poruszający się w środku przygarbiony cień.

      Już zamierzała zapukać w okno, ale w tym momencie obudziła ją kotka, Persefona. Miauczała, stojąc w przedpokoju przed drzwiami łazienki. Jenny otworzyła oczy i popatrzyła na boczną ścianę komody stojącej przy łóżku. Persefona znowu miauknęła, a potem syknęła, a Jenny przez chwilę słyszała, jak kotka drapie pazurami dywan. Może złapała mysz, chociaż od minionego roku w mieszkaniu nie było już ani jednej myszy. Nie było to zasługą Persefony, lecz właściciela nieruchomości, który kazał zalać betonem mały, zarośnięty chwastami ogród na tyłach domu.

      Jenny usiadła. Drzwi sypialni były półotwarte, dzięki czemu widziała ścianę przedpokoju i zawieszoną na niej, oprawioną w ramki reprodukcję grafiki M.C. Eschera przedstawiającej ludzi wspinających się po niemających końca schodach, ale nie dostrzegła Persefony ani myszy.

      – Persia? – zawołała. – Co się dzieje, kochanie?

      Persefona przestała już jednak miauczeć i syczeć, a Jenny znowu słyszała tylko uderzenia kropli deszczu o szyby.

      – Persia? – zawołała jeszcze raz, po czym opadła na poduszkę i naciągnęła na siebie kołdrę aż po podbródek.

      Doszła do wniosku, że dodatkowe dwadzieścia minut snu już nic jej nie da. W gruncie rzeczy mogłaby natomiast zatelefonować do Carol i odwołać lunch, tłumacząc się kiepskim samopoczuciem.

      Jeszcze raz zamknęła oczy i w tym samym momencie poczuła, że unosi się kołdra przy jej stopach. Padł na nie podmuch zimnego powietrza. Jednocześnie usłyszała odgłos drapania.

      – Persia!… – jęknęła i zaczęła poruszać nogami.

      Persefona miała takie zachowanie w swoim kocim zwyczaju. Wpełzała pod kołdrę i starała się przytulić do swojej pani, szczególnie w zimne dni. Jenny wiedziała, że kotka w ten sposób wyraża swoje przywiązanie i jednocześnie szuka ciepła, ale zawsze głośno przy tym mruczała, a w jej oddechu wyczuwało się tuńczyka.

      Coś dotknęło lewej łydki Jenny, na pewno nie było to jednak futro Persefony. Jenny poczuła, że coś lepkiego i zimnego stara się wpełznąć pomiędzy jej nogi jak wielki pająk. Natychmiast zerwała z siebie kołdrę i wyskoczyła z łóżka. Stanęła przy nim zaskoczona i przerażona.

      Przed chwilą leżała w pościeli razem z jakimś dziwnym stworzeniem, które teraz w większości zakryte było kołdrą. Dostrzegła jednak wpatrujące się w nią wilgotne oczy i jakby palec wyciągnięty w jej kierunku, choć na końcu tego palca znajdowało się mnóstwo małych wypustek.

      Stwór, czymkolwiek był, nie ruszał się przed dobre dwadzieścia sekund, lecz po chwili się wycofał, bardzo powoli, i całkowicie zniknął w pościeli.

      Jenny była zdezorientowana. Nie miała najmniejszego pojęcia, co robić. Wiedziała jednak, że w stojaku na parasole, tuż przy drzwiach wejściowych, znajduje się kij golfowy Micka. Gdyby niepostrzeżenie wyszła z sypialni i złapała ten kij, mogłaby zatłuc stwora na śmierć. Co to jednak było i skąd się wzięło w mieszkaniu? No i dlaczego wpełzło do jej łóżka?

      Zaczęła powoli wycofywać się z sypialni, nie odrywając wzroku od małego niewielkiego wybrzuszenia na kołdrze. W przedpokoju dostrzegła Persefonę skuloną ze strachu wśród sterty butów i kaloszy. Jej rude futro było najeżone, a małe, ostre ząbki odsłonięte. Syknęła, gdy Jenny zbliżyła się do niej, jakby chciała ostrzec panią, że stwór pod jej kołdrą to coś niebezpiecznego i że należy się go obawiać.

      – Wszystko w porządku, Persia – szepnęła Jenny. – Mamuśka da sobie z tym radę.

      Niemal natychmiast pomyślała: Dlaczego ja właściwie szepczę?

      Wzięła ze stojaka kij golfowy i wróciła do sypialni, starając się poruszać bezgłośnie, nawet wstrzymując oddech. Wybrzuszenie na pościeli znajdowało się wciąż w tym samym miejscu, nie poruszało się. Nie potrafiła się zdecydować, czy natychmiast zatłuc stwora, czy też nic nie robić i zatelefonować do Micka. Wiedziała, że Mick nie da rady natychmiast wrócić do domu, ponieważ pojechał do Sheffield na spotkanie z dostawcami, ale mógłby przynajmniej coś jej poradzić. Gdyby tylko wiedziała, z czym ma do czynienia, poczułaby się o wiele pewniej. Gdyby pod jej kołdrą leżało jakieś zabłąkane zwierzę, mogłaby zatelefonować do Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami. A gdyby to był szczur, zatelefonowałaby do oddziału Rentokil.

      Podeszła do brzegu łóżka. Jeszcze przez chwilę się zastanawiała, lecz w końcu uniosła kij i z całą siłą uderzyła nim w wybrzuszenie na pościeli. Stwór przemieścił się pod kołdrą, lecz po sekundzie znowu znieruchomiał.

      Boże, to przerażające, pomyślała. Muszę zadzwonić do Micka. Ale on mnie przecież od razu spyta: „Co to, do cholery, jest, Nance?”. A ja wyjdę na idiotkę, ponieważ jestem zbyt przerażona, żeby spojrzeć na to i poznać prawdę.

      Złapała lewą ręką za róg kołdry, a prawą zacisnęła na kiju golfowym. Odliczyła do trzech i szarpnęła za kołdrę, ściągając ją na podłogę. Kiedy zobaczyła stworzenie, które się pod nią kryło, cofnęła się o dwa kroki, niemal na glinianych nogach, i głośno jęknęła. W płucach miała za mało powietrza, żeby krzyknąć.

      Stwór miał mniej więcej rozmiar dziecięcej ręki i przypominał kraba. Z małej, okrągłej głowy wychodziły cztery kończyny podobne do palców – na końcu każdej z nich widniały okrągłe wypustki. Te kończyny kojarzyły się Jenny ze zdeformowanymi pod wpływem talidomidu rączkami malutkich dzieci.

      Najbardziej jednak wstrząsnęło Jenny to, że stwór miał ukształtowaną twarz. Była to twarz dziecka, o zamkniętych oczach, wydętych, bladych wargach i dwóch małych, wilgotnych otworach zamiast nosa. Oddychał szybko i płytko, jakby wpadł w panikę.

      Jenny upuściła kij golfowy na podłogę i drżąc z przerażenia i niedowierzania, przez długą chwilę wpatrywała się w СКАЧАТЬ