Dzieci zapomniane przez Boga. Graham Masterton
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Dzieci zapomniane przez Boga - Graham Masterton страница 15

Название: Dzieci zapomniane przez Boga

Автор: Graham Masterton

Издательство: PDW

Жанр: Зарубежные детективы

Серия: horror

isbn: 9788381887687

isbn:

СКАЧАТЬ w przestrzeń pomiędzy sufitem a zatorem. Jego brzegi przecinały ostre trójkątne wyżłobienia, których wcześniej nie widzieli, a jednak nie można było uznać za prawdopodobne, że Martin wspiął się na górę i zniknął w czeluściach.

      – A może to te stwory wciągnęły go do środka? – zasugerowała Gemma.

      Newton zaświecił wprost w szczelinę, ale w mroku zamajaczyły jedynie te same korzenie drzew, przypominające grube włókna, i te same tłuszczowe stalaktyty, które Gemma widziała wcześniej. Niczego innego nie dało się dostrzec.

      – Szefie! – zawołał Jim wprost do szczeliny. – Szefie, słyszysz mnie? Szefie!

      Czekali przez długą chwilę, ale nadaremnie.

      – Wszystko jest chyba jasne – powiedziała Gemma drżącym głosem. – Musimy wyjść na powierzchnię i zatelefonować po straż pożarną. Zadzwonię też do Michaela i powiem mu, żeby przywiózł georadar.

      Chodziło jej o sprzęt do penetracji gruntu, który najczęściej wykorzystywali do poszukiwania ukrytych w ziemi rur i kabli.

      – Mam bardzo, bardzo złe przeczucia, Gem – odezwał się Jim. – Naprawdę. To jest najstraszliwsza rzecz, jaka przydarzyła mi się w kanałach, odkąd tutaj pracuję.

      – O sobie mogę powiedzieć to samo, Jim. Ale nie możemy się poddać. I nieważne, jakie to wszystko jest straszne, nie mamy czasu do stracenia.

      7

      Doktor Macleod czekał już przed gabinetem profesora Karounisa, kiedy ten wrócił ze spotkania z zarządem szpitala, które odbyło się w centrum Londynu.

      – Stuart? Coś się stało? – zapytał Karounis, zbliżając się do niego. – Wyglądasz, jakby zdechł twój ukochany kot.

      – Obawiam się, że to coś znacznie gorszego, profesorze… zresztą nie mam kota. Dzisiaj rano wykonałem zabieg przerwania ciąży. Gdybym poinformował pana, że operacja nie przebiegła zgodnie z planem, byłoby to największe niedopowiedzenie w tym stuleciu.

      – Coś złego stało się z matką?

      – Nie, matka dochodzi do siebie bez powikłań. Chodzi o płód.

      – Lepiej wejdź do gabinetu – powiedział profesor Karounis, otwierając drzwi.

      Przy biurku w sekretariacie siedziała jego asystentka, a ponieważ była u niego tylko na czasowym zastępstwie, nie chciał, żeby podsłuchała poufną rozmowę. Koszty odszkodowań i procesów sądowych wytaczanych szpitalom sięgały milionów funtów.

      Zamknął za sobą drzwi gabinetu, zdjął i powiesił na wieszaku szary płaszcz, po czym usiadł na fotelu za wielkim biurkiem z mahoniu. Już od ośmiu lat był dyrektorem Centrum Medycznego Warren BirthWell i chociaż stał się trochę arogancki, zapewne miał ku temu powody. Doskonale dbał o sprawy finansowe, a podczas swojego urzędowania uczynił z placówki najlepsze w kraju centrum opieki prenatalnej i neonatalnej. Stosowano tutaj najbardziej zaawansowane techniki, a specjalistyczny sprzęt medyczny, jakim się posługiwano, trudno było znaleźć w innych klinikach.

      Był niskim, schludnym mężczyzną o lśniącej łysinie wyglądającej jak wielki kasztan, miał krótko przyciętą brodę, nosił okulary bez oprawek, a do pracy zawsze przychodził w szarym trzyczęściowym garniturze, z czerwoną muszką.

      – A więc… w czym problem? – zapytał zza biurka, wskazując krzesło doktorowi Macleodowi. Ten jednak wolał stać.

      – Matka jest Nigeryjką, ma trzydzieści pięć lat. Przywieziono ją do nas z ostrego dyżuru, ponieważ skarżyła się na silny ból brzucha. Zrobiliśmy badanie USG i stwierdziliśmy, że kobieta jest w ciąży, lecz ona nie miała pojęcia, jak to możliwe, skoro całkiem niedawno poddała się aborcji i według niej od tamtego czasu nie odbyła żadnego stosunku seksualnego. Ultrasonografia wykazała, że płód jest straszliwie zdeformowany. Gdy mówię „straszliwie zdeformowany”, mam na myśli to, że trudno mi było określić, czy to w ogóle jest płód ludzki. Zorientowaliśmy się, że cierpi na polimelię, ma nadmiarową liczbę kończyn, poważnie niedorozwinięte ciało, skrzywienie i niedorozwój kręgosłupa, a także wytrzewienie. Proszę. – Doktor Macleod podał profesorowi zieloną tekturową teczkę. – W środku jest kilka fotografii. Płód ma męskie genitalia, więc sądzę, że możemy określać go mianem chłopca. Sam pan jednak zobaczy, że praktycznie jest to jedynie głowa z mnóstwem rąk i nóg oraz ze szczątkowymi narządami.

      Profesor Karounis otworzył teczkę i przez dłuższą chwilę uważnie oglądał fotografie. Wreszcie podniósł głowę i popatrzył na doktora Macleoda. Był wyraźnie wstrząśnięty.

      – Nie wiem, co powiedzieć, Stuart. Pracuję w położnictwie od dwudziestu sześciu lat i nigdy czegoś takiego nie widziałem. Nigdy.

      – Cóż, profesorze, to jest nas dwóch.

      – Te kończyny… i płuca, które właściwie znajdują się na zewnątrz! Ale twarz, Stuart! Chciałoby się powiedzieć… O Theós ston ouranó!

      – Wiem. Wygląda jak twarz cherubina, prawda? Obawiam się jednak, że mamy tu do czynienia z czymś jeszcze bardziej niepokojącym. Wykonałem cięcie cesarskie i usunąłem płód z macicy matki, ale on wciąż żyje.

      – Co?

      – Wciąż żyje, profesorze. I oddycha. Umieściliśmy go w inkubatorze, oczywiście w izolatce. Nie chcemy, żeby ktoś go zobaczył, w szczególności inni rodzice.

      – Jak to możliwe, żeby to… żeby on wciąż żył?

      – Nie mam pojęcia, profesorze. Miałem zamiar zakończyć jego życie za pomocą morfiny, ale wtedy otworzył oczy i zaczął płakać jak zwyczajne dziecko. Muszę przyznać, że nie byłem w stanie przeprowadzić eutanazji, nie zdobyłem się na to. Pomyślałem, że skoro Bóg pozwolił takiemu chłopcu żyć, zapewne ma ku temu jakiś powód i zabierze go do siebie dopiero wtedy, kiedy uzna to za stosowne. Niemniej wątpię, żeby długo pozostał przy życiu.

      Profesor Karounis wstał i oddał Macleodowi teczkę z fotografiami.

      – Muszę go zobaczyć. Rozumiem, że dotąd nie widział go nikt poza personelem, który asystował podczas operacji? Musimy utrzymać tę sprawę w tajemnicy. Jeżeli o takich dziwacznych narodzinach dowiedzą się dziennikarze, nie opędzimy się od nich.

      Wyszedł z gabinetu. Jego asystentka podniosła głowę znad dokumentów i powiedziała:

      – Profesorze Karounis…

      – Później, Mandy, później – rzucił, machając ręką. Kiedy czekali na windę, która miała ich zawieźć na trzecie piętro, zapytał Macleoda: – Jak sądzisz, ile czasu to może jeszcze potrwać?

      – Nie wiem. Może kilka godzin? A może dobę, jeżeli go nakarmimy.

      – Czy jego w ogóle można karmić? Ma żołądek?

      – Budowa jego układu trawiennego wydaje się prawidłowa. Ale trudno powiedzieć, czy podejmie swoją СКАЧАТЬ