Dzieci zapomniane przez Boga. Graham Masterton
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Dzieci zapomniane przez Boga - Graham Masterton страница 14

Название: Dzieci zapomniane przez Boga

Автор: Graham Masterton

Издательство: PDW

Жанр: Зарубежные детективы

Серия: horror

isbn: 9788381887687

isbn:

СКАЧАТЬ stwór podszedł bliżej, jego ręce odbiły się w pomarszczonej brudnej wodzie. Ich refleksy pojawiły się także na ceglanych ścianach i cały kanał ściekowy nagle wypełnił się migotającym światłem stroboskopowym. Po chwili w głębi tunelu Gemma zobaczyła więcej takich zjawisk, a z ciemności zaczęły się wyłaniać kolejne lśniące postaci. Było ich przynajmniej sześć lub siedem. Dwie z nich były szczupłe, podobne do tej, która pojawiła się jako pierwsza, i miały bezwładne kończyny przypominające patyki. Następne były jednak inaczej zdeformowane. Jedna była garbata i miała szerokie, okropnie wgniecione czoło. Zanurzona po ramiona w ściekach posuwała się w kierunku ludzi tak, jakby każdy krok sprawiał jej wielką trudność. Za nią sunęła dziewczynka, której wypruto wnętrzności. Jelita zwisały luźno przed nią i unosiły się na ściekach, a kości jej klatki piersiowej były obnażone. Jednak ponad obojczykami jej szyja była biała i długa jak u łabędzia, a twarz przywodziła na myśl blade piękności z obrazów prerafaelitów. Miała też falujące rude włosy, które wbrew grawitacji unosiły się niemal do sufitu.

      Gemma chciała zawołać: „Kim jesteście? Czego chcecie?”, ale nie była w stanie wciągnąć do płuc dość powietrza, żeby wypowiedzieć choćby słowo. Jedynie otwierała i zamykała usta, skrzecząc cichutko jak żaba. Widok tych zdeformowanych, rozsiewających bladą poświatę stworów brnących w jej kierunku tak ją przerażał, że stała jak sparaliżowana, nie mogąc nawet ruszyć nogami, żeby uciec.

      – Jim! Widzę was teraz! Zostańcie na miejscu! – zawołał Martin.

      Gemma odwróciła głowę i zobaczyła Martina zbliżającego się do Jima, ale chwilę potem kanał ściekowy znowu pogrążył się w absolutnej ciemności. W nieprzeniknionej, totalnej czerni. Coś ciągliwego i śliskiego, jak wąż albo długa macka, uderzyło Gemmę w plecy. Krzyknęła i spróbowała się cofnąć, ale wtedy coś jakby dłoń zakończona długimi szponami uderzyła w kask Gemmy, niemal zrzucając jej go z głowy. Próbując uciec, kobieta zrobiła krok do przodu i zderzyła się z Newtonem, który właśnie stawał na nogi.

      – Kurwa, co robisz, Gem?! – wrzasnął.

      W tej samej chwili ciemność rozdarły krzyki Jima:

      – Odczep się ode mnie. Jezu, daj mi spokój. Newt! Gemma! Szefie! Spadajmy stąd!

      Kolejne szpony zaczęły szarpać polipropylenowy kombinezon Gemmy, drapać jej kask, bez wątpienia po to, żeby zerwać go z jej głowy. Zaczęła walczyć, uderzała w nie na oślep z całej siły, starając się od nich uwolnić. Pod wpływem jej ciosów stwory zaczęły wydawać wysokie, dziwaczne odgłosy. Brzmiały jak rozpaczliwy płacz dzieci i zarazem jak zwierzęcy skowyt.

      Newton chrząknął i zaklął, a Gemma poczuła, że on także wymachuje rękami, bez wątpienia podobnie jak ona walcząc z mackami. Uderzył w coś i natychmiast zdał sobie sprawę, że to ręka Gemmy. Złapał ją za nadgarstek i krzyknął:

      – Chodź!

      Pociągnął ją w ciemność i po chwili oboje brnęli przez ścieki w kierunku włazu. Newton ciągnął kobietę tak mocno, że omal jej nie przewrócił.

      – Jim! – krzyknęła, z trudem nadążając za Newtonem. – Martin!

      – Jestem za tobą, kochana! – wysapał Jim.

      Słyszała, jak jego buty rozbryzgują ścieki tuż za jej plecami, ochlapując jej plecy i nogi.

      Potykając się, brnęli przez ciemność, a Gemmie zdawało się, że to wszystko trwa wieczność, chociaż cała ucieczka zajęła najwyżej trzy minuty. Wreszcie wszyscy dostrzegli światło zimowego dnia wpadające do kanału przez otwarty właz. Dotarli do dolnych szczebli metalowej drabiny, sapiąc i ciężko dysząc. Gemma pierwsza zaczęła się wspinać, chcąc jak najszybciej wyjść na górę. W połowie drabiny zatrzymała się jednak i krzyknęła:

      – Martin! Gdzie jest Martin?!

      Wszyscy popatrzyli do tyłu, w ciemność. Nagle zrobiło się bardzo cicho – słyszeli jedynie szum ścieków płynących w kanale i odgłosy samochodów jadących nad ich głowami szeroką High Road w Peckham.

      – Był tuż za mną, przysięgam – powiedział Jim. Zdjął kask z głowy i zawołał: – Szefie! Jesteś tam? Szefie!

      Gemma wróciła na dół i też zdjęła kask.

      – Martin! Słyszysz mnie? Martin!

      – Może się przewrócił – zasugerował Newton.

      Przytrzymywał się drabinki z taką desperacją, jakby w tej chwili jego jedynym pragnieniem było wydostanie się z kanału ściekowego na świeże powietrze.

      – Spróbuj zapalić lampę, Newt – powiedział Jim. – Nie możemy przecież wrócić po niego bez światła.

      – No i te potworne istoty… – powiedziała Gemma. – Jak myślicie, kim są? W jednej sekundzie były oświetlone, a w następnej pociemniały. I zachowywały się tak, jakby chciały nas porozrywać na strzępy. Popatrzcie tylko na mnie, wciąż cała się trzęsę.

      – Kochana, nie mam najmniejszego pieprzonego pojęcia, co to za zjawy. Nic nie przychodzi mi do głowy, a w swoim czasie widywałem już w kanałach różne przedziwne stworzenia. Widziałem szczura, który miał jedną głowę i dwa korpusy. A pod Chancery Lane natknąłem się na człowieka bez nóg. Spróbowałem go zatrzymać, ale uciekał na rękach tak szybko, że go nie dogoniłem. Przypuszczam, że wciąż wiedzie marny żywot w kanałach. – Jim umilkł, po czym dodał: – Może tak właśnie ta kobieta straciła rękę? Może te stwory rozerwały ją na kawałki? O rety! Aż strach o czymś takim myśleć.

      Niespodziewanie zamigotała lampa Newtona. Po dwóch czy trzech sekundach zapaliły się także lampy na kaskach. Wszyscy troje popatrzyli po sobie w milczeniu. W tej chwili doskonale znali nawzajem swoje myśli.

      – Wracam po niego – odezwał się Jim. – A wy?

      – A jeśli światło zgaśnie znowu? – zapytał Newton.

      – To po prostu zawrócimy, bo co nam pozostanie? Nie możemy go tam tak po prostu zostawić, prawda?

      – Właśnie – zgodziła się Gemma. – Jeżeli znowu zgasną światła, ściągniemy na dół przenośne światła ledowe, ale przy odrobinie szczęścia to nie będzie konieczne.

      – A jeśli te stwory wciąż tam są?

      – Newton! – krzyknęła Gemma. – Jestem równie przerażona jak ty, ale Martin wciąż gdzieś tam jest w ciemnościach. Może zwichnął nogę w kostce… Bóg jeden wie, co złego mogło mu się przydarzyć.

      Newton nie zareagował na jej słowa, ale Jim już ruszył przez ścieki. Po chwili wahania Newton wzruszył ramionami i poszedł za nim, unosząc lampę bardzo wysoko, aby oświetlić kanał na jak największej przestrzeni. Na końcu poczłapała Gemma, z suchymi ustami i z sercem bijącym jak oszalałe. Starała się nie wyobrażać sobie, co mogło spotkać Martina. Przecież te potwory chciały zedrzeć jej z głowy kask. Dlaczego?

      Wszystkie lampy świeciły bez problemów i wkrótce we troje dotarli do białej СКАЧАТЬ