Название: Czerń nie zapomina
Автор: Agnieszka Hałas
Издательство: PDW
Жанр: Зарубежное фэнтези
Серия: Teatr węży
isbn: 9788381887656
isbn:
– Pytałem w Shan Vaola. Byłem w Podziemiach. Kryjówka jest pusta, a po Krzyczącym wszelki słuch zaginął.
– W takim razie nie wiem, co wam doradzić. I możecie schować te pieniądze, nie handluję informacjami o braciach w darze.
Chryzoprazowe oczy mężczyzny zwęziły się gniewnie.
– Nie ma potrzeby się unosić – powiedział cicho. – Pytałem grzecznie.
Jego źrenice musiały być zamaskowane wyciągiem z szarego muchomora, bo ich kształt wydawał się zwyczajny, ale padające z boku światło ujawniało w głębi zdradzieckie fiołkowe skry. Talizman ukryty za dekoltem sukni Śnieg drgnął ostrzegawczo, po skórze żmijki przebiegł zimny prąd.
– Lepiej już stąd idźcie – powiedziała spokojnie. – Mówiłam, że czekam na kogoś. – Za oknem sklepu ponownie zauważyła chłopca z gildii. Machnął ręką i poruszył ustami, ale przez grube szybki nie potrafiła rozpoznać, co próbował powiedzieć. Potem odbiegł. Śnieg zaczęła mieć bardzo złe przeczucia. – Wyjdźcie – powtórzyła.
Wzruszył ramionami.
– Wedle życzenia. Przepraszam za to najście. Bywaj, siostro.
Założył z powrotem kapelusz, ale nim zdążył opuścić sklep, dzwonek znów zadzwonił i drzwi się otworzyły. Wszedł niski, gruby mężczyzna w seledynowym kaftanie skrojonym według najnowszej mody. Zerknął na Żałobnika bez zainteresowania, najwyraźniej uznawszy go za przypadkowego klienta.
– Kłaniam się panience i przepraszam za spóźnienie – oznajmił z uśmiechem. – Jak się miewa pan Perselli?
– Leży chory – odrzekła Śnieg, skupiona na śledzeniu zmysłami maga, co robi Żałobnik. – Dopadło go lumbago.
– U nas w Eume leczy się tę przypadłość gorącymi okładami – padł ustalony odzew.
Feren Berilt wyszedł na ulicę, ale wyraźnie nie zamierzał odchodzić nigdzie dalej. Stanął przy bramie sąsiedniego domu i chyba wdał się w rozmowę ze staruszkiem handlującym wodą z sokiem. A chłopak przysłany przez gildię gdzieś zniknął. Szlag, szlag, szlag! Śnieg sięgnęła umysłem w przestrzeń, sprawdzając okolice sklepu. Nie wyczuła niczego podejrzanego, ale nie zmniejszyło to jej niepokoju.
– Ma panienka dla mnie te zamówione szarfy? – zapytał tymczasem wysłannik.
– Oczywiście. – Sięgnęła pod ladę, wyjęła pęk szarf z mięsistego jedwabiu i rozłożyła je gestem podpatrzonym u kramarzy.
Grubas pochylił się, przesunął palcem po symbolach wyhaftowanych złotą, czerwoną i czarną nicią.
– Kto to wszystko haftował? Panienka?
– Czeladnicy mistrza Persellego według wzorów, które im dostarczyłam – odrzekła z kamienną twarzą Śnieg. Okłamywanie wysłannika byłoby poniżej jej godności.
Szarfy wykonane rękami maga byłyby oczywiście znacznie cenniejsze, ale niekoniecznie bardziej skuteczne. Te zostały trzykrotnie namoczone w źródlanej wodzie z płatkami złota i wysuszone przy świetle księżyca, a później Śnieg wyrecytowała nad każdą z nich dziewięć formuł Xellesa, by nasycić wyhaftowane znaki energią. Owszem, w pewnym sensie były podróbkami, ale podróbkami wysokiej klasy.
Wysłannik z zainteresowaniem oglądał turkusową szarfę z wodnym zaklęciem de Torlisa. Dotknął wyhaftowanych piktogramów przedstawiających rybę i smoka.
– Jaki to czar? – spytał.
– Chroniący przed utonięciem. Niestety działa maksymalnie przez godzinę. – Śnieg zmarszczyła brwi, gdy jej talizman ponownie zawibrował, tym razem znacznie silniej. Mimo upału przeniknął ją dreszcz. – Wybaczcie, muszę wyjrzeć na ulicę.
Znała ten chłód, ostrzeżenie daru. Wsunęła palce za dekolt, żeby dotknąć talizmanu, sięgnęła umysłem w przestrzeń i zesztywniała.
Wokół kamienicy zaczynała się powolutku, podstępnie krystalizować magiczna bariera. Emanująca lodem srebrnej magii.
Pułapka.
Czar nie nabrał jeszcze pełnej mocy, ale gdy Śnieg chciała wybiec na zewnątrz, uderzyła w niewidoczną szybę i w jej ciele eksplodował palący ból, jakby wbiegła w ogień. Zatoczyła się do tyłu, usiłując wyszarpnąć talizman spod sukni, wykrzyczeć zaklęcie, ale gardło i język odmówiły jej posłuszeństwa. Częścią świadomości zarejestrowała jeszcze, że wysłannik z Eume coś woła, a z powietrza materializują się toporne białe sylwetki.
Golemy.
2. Tonący chwytają się brzytew
W bawialni panował półmrok, słońce z trudem przenikało przez zaciągnięte zasłony. Szybki w oknach drżały, ilekroć ulicą przejeżdżały wyładowane wozy lub karoce. Ilyssa Heglin, wdowa po kupcu korzennym z Bel Ingre, z bijącym sercem słuchała instrukcji udzielanych przez ciemnowłosego mężczyznę nazwiskiem Fosso.
Doskonale zdawała sobie sprawę z ryzyka, jakie podejmuje, ale nie było już wyjścia, cyrograf został podpisany. Pan Fosso, który mówił z alkaryjskim akcentem, miał słabość do czarnych atłasowych kaftanów i przedstawiał się jako astrolog, w rzeczywistości służył Otchłani. Zaproponował kupcowej udział w tajemnym przedsięwzięciu, które właśnie realizował, a zapłatą miało być złoto. Bajeczna kwota, która pozwoli Ilyssie spłacić rosnące z każdym dniem długi, uratuje podupadający po śmierci męża sklep, zagwarantuje jej oraz dzieciom wygodne życie. W zamian pani Heglin miała podporządkować się instrukcjom i pomóc Otchłani zdobyć sto dwadzieścia dusz.
Dusz nędzarzy. Bezużytecznych, leniwych darmozjadów żyjących z jałmużny. Prawdę mówiąc, przekonywał pan Fosso swoim jedwabistym barytonem, kręcąc zadbany wąsik i patrząc jej w oczy – tylko wyświadczy miastu przysługę. I zainkasuje za to mnóstwo złota. Któż by się wahał?
Ilyssa Heglin się nie zawahała. W myślach już przeliczała brzęczące monety, które uratują jej sklep i kamienicę przed zbliżającym się widmem licytacji.
– Powiedzcie, co będę musiała zrobić – zadeklarowała.
Kiedy Fosso skończył wyjaśniać, czego od niej oczekuje, zadała tylko jedno pytanie.
– Ale wy dostarczycie koszule? Nie stać mnie na…
– Tak, pani Heglin – potwierdził z uśmiechem sługa Otchłani. – Ma się rozumieć, że dostarczymy koszule.
* * *
W gospodzie „Pod Czaplą” co prawda nie darzono sympatią odmieńców, ale szanowano pieniądze, a damulka w czarnej sukni płaciła złotem. Dlatego karczmarz nie skomentował obecności Rożka, omiótł go tylko nieprzychylnym spojrzeniem. Skłonił się i wskazał jedną z bocznych salek. Stał tam СКАЧАТЬ