Czerń nie zapomina. Agnieszka Hałas
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Czerń nie zapomina - Agnieszka Hałas страница 9

Название: Czerń nie zapomina

Автор: Agnieszka Hałas

Издательство: PDW

Жанр: Зарубежное фэнтези

Серия: Teatr węży

isbn: 9788381887656

isbn:

СКАЧАТЬ Pytajcie w Shan Vaola. Tam miał swoją kryjówkę. W Podziemiach.

      – Pytałem w Shan Vaola. Byłem w Podziemiach. Kryjówka jest pusta, a po Krzyczącym wszelki słuch zaginął.

      – W takim razie nie wiem, co wam doradzić. I możecie schować te pieniądze, nie handluję informacjami o braciach w darze.

      Chryzoprazowe oczy mężczyzny zwęziły się gniewnie.

      – Nie ma potrzeby się unosić – powiedział cicho. – Pytałem grzecznie.

      Jego źrenice musiały być zamaskowane wyciągiem z szarego muchomora, bo ich kształt wydawał się zwyczajny, ale padające z boku światło ujawniało w głębi zdradzieckie fiołkowe skry. Talizman ukryty za dekoltem sukni Śnieg drgnął ostrzegawczo, po skórze żmijki przebiegł zimny prąd.

      – Lepiej już stąd idźcie – powiedziała spokojnie. – Mówiłam, że czekam na kogoś. – Za oknem sklepu ponownie zauważyła chłopca z gildii. Machnął ręką i poruszył ustami, ale przez grube szybki nie potrafiła rozpoznać, co próbował powiedzieć. Potem odbiegł. Śnieg zaczęła mieć bardzo złe przeczucia. – Wyjdźcie – powtórzyła.

      Wzruszył ramionami.

      – Wedle życzenia. Przepraszam za to najście. Bywaj, siostro.

      Założył z powrotem kapelusz, ale nim zdążył opuścić sklep, dzwonek znów zadzwonił i drzwi się otworzyły. Wszedł niski, gruby mężczyzna w seledynowym kaftanie skrojonym według najnowszej mody. Zerknął na Żałobnika bez zainteresowania, najwyraźniej uznawszy go za przypadkowego klienta.

      – Kłaniam się panience i przepraszam za spóźnienie – oznajmił z uśmiechem. – Jak się miewa pan Perselli?

      – Leży chory – odrzekła Śnieg, skupiona na śledzeniu zmysłami maga, co robi Żałobnik. – Dopadło go lumbago.

      – U nas w Eume leczy się tę przypadłość gorącymi okładami – padł ustalony odzew.

      Feren Berilt wyszedł na ulicę, ale wyraźnie nie zamierzał odchodzić nigdzie dalej. Stanął przy bramie sąsiedniego domu i chyba wdał się w rozmowę ze staruszkiem handlującym wodą z sokiem. A chłopak przysłany przez gildię gdzieś zniknął. Szlag, szlag, szlag! Śnieg sięgnęła umysłem w przestrzeń, sprawdzając okolice sklepu. Nie wyczuła niczego podejrzanego, ale nie zmniejszyło to jej niepokoju.

      – Ma panienka dla mnie te zamówione szarfy? – zapytał tymczasem wysłannik.

      – Oczywiście. – Sięgnęła pod ladę, wyjęła pęk szarf z mięsistego jedwabiu i rozłożyła je gestem podpatrzonym u kramarzy.

      Grubas pochylił się, przesunął palcem po symbolach wyhaftowanych złotą, czerwoną i czarną nicią.

      – Kto to wszystko haftował? Panienka?

      – Czeladnicy mistrza Persellego według wzorów, które im dostarczyłam – odrzekła z kamienną twarzą Śnieg. Okłamywanie wysłannika byłoby poniżej jej godności.

      Szarfy wykonane rękami maga byłyby oczywiście znacznie cenniejsze, ale niekoniecznie bardziej skuteczne. Te zostały trzykrotnie namoczone w źródlanej wodzie z płatkami złota i wysuszone przy świetle księżyca, a później Śnieg wyrecytowała nad każdą z nich dziewięć formuł Xellesa, by nasycić wyhaftowane znaki energią. Owszem, w pewnym sensie były podróbkami, ale podróbkami wysokiej klasy.

      Wysłannik z zainteresowaniem oglądał turkusową szarfę z wodnym zaklęciem de Torlisa. Dotknął wyhaftowanych piktogramów przedstawiających rybę i smoka.

      – Jaki to czar? – spytał.

      – Chroniący przed utonięciem. Niestety działa maksymalnie przez godzinę. – Śnieg zmarszczyła brwi, gdy jej talizman ponownie zawibrował, tym razem znacznie silniej. Mimo upału przeniknął ją dreszcz. – Wybaczcie, muszę wyjrzeć na ulicę.

      Znała ten chłód, ostrzeżenie daru. Wsunęła palce za dekolt, żeby dotknąć talizmanu, sięgnęła umysłem w przestrzeń i zesztywniała.

      Wokół kamienicy zaczynała się powolutku, podstępnie krystalizować magiczna bariera. Emanująca lodem srebrnej magii.

      Pułapka.

      Czar nie nabrał jeszcze pełnej mocy, ale gdy Śnieg chciała wybiec na zewnątrz, uderzyła w niewidoczną szybę i w jej ciele eksplodował palący ból, jakby wbiegła w ogień. Zatoczyła się do tyłu, usiłując wyszarpnąć talizman spod sukni, wykrzyczeć zaklęcie, ale gardło i język odmówiły jej posłuszeństwa. Częścią świadomości zarejestrowała jeszcze, że wysłannik z Eume coś woła, a z powietrza materializują się toporne białe sylwetki.

      Golemy.

      2. Tonący chwytają się brzytew

      W bawialni panował półmrok, słońce z trudem przenikało przez zaciągnięte zasłony. Szybki w oknach drżały, ilekroć ulicą przejeżdżały wyładowane wozy lub karoce. Ilyssa Heglin, wdowa po kupcu korzennym z Bel Ingre, z bijącym sercem słuchała instrukcji udzielanych przez ciemnowłosego mężczyznę nazwiskiem Fosso.

      Doskonale zdawała sobie sprawę z ryzyka, jakie podejmuje, ale nie było już wyjścia, cyrograf został podpisany. Pan Fosso, który mówił z alkaryjskim akcentem, miał słabość do czarnych atłasowych kaftanów i przedstawiał się jako astrolog, w rzeczywistości służył Otchłani. Zaproponował kupcowej udział w tajemnym przedsięwzięciu, które właśnie realizował, a zapłatą miało być złoto. Bajeczna kwota, która pozwoli Ilyssie spłacić rosnące z każdym dniem długi, uratuje podupadający po śmierci męża sklep, zagwarantuje jej oraz dzieciom wygodne życie. W zamian pani Heglin miała podporządkować się instrukcjom i pomóc Otchłani zdobyć sto dwadzieścia dusz.

      Dusz nędzarzy. Bezużytecznych, leniwych darmozjadów żyjących z jałmużny. Prawdę mówiąc, przekonywał pan Fosso swoim jedwabistym barytonem, kręcąc zadbany wąsik i patrząc jej w oczy – tylko wyświadczy miastu przysługę. I zainkasuje za to mnóstwo złota. Któż by się wahał?

      Ilyssa Heglin się nie zawahała. W myślach już przeliczała brzęczące monety, które uratują jej sklep i kamienicę przed zbliżającym się widmem licytacji.

      – Powiedzcie, co będę musiała zrobić – zadeklarowała.

      Kiedy Fosso skończył wyjaśniać, czego od niej oczekuje, zadała tylko jedno pytanie.

      – Ale wy dostarczycie koszule? Nie stać mnie na…

      – Tak, pani Heglin – potwierdził z uśmiechem sługa Otchłani. – Ma się rozumieć, że dostarczymy koszule.

      * * *

      W gospodzie „Pod Czaplą” co prawda nie darzono sympatią odmieńców, ale szanowano pieniądze, a damulka w czarnej sukni płaciła złotem. Dlatego karczmarz nie skomentował obecności Rożka, omiótł go tylko nieprzychylnym spojrzeniem. Skłonił się i wskazał jedną z bocznych salek. Stał tam СКАЧАТЬ