Czerń nie zapomina. Agnieszka Hałas
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Czerń nie zapomina - Agnieszka Hałas страница 7

Название: Czerń nie zapomina

Автор: Agnieszka Hałas

Издательство: PDW

Жанр: Зарубежное фэнтези

Серия: Teatr węży

isbn: 9788381887656

isbn:

СКАЧАТЬ zabijając dziesiątki tysięcy ludzi oraz wywołując gigantyczne zachwianie Ekwilibrium. Wstrząśnięty arcymistrz Elity podjął decyzję, że w państwach, które podpisały pakty ze srebrem, czarni magowie na wszystkich etapach rozwoju daru będą odtąd tropieni, by ich humanitarnie likwidować w sposób uniemożliwiający odrodzenie w innym ciele. Bez wyjątków. Zaczęto budować Domy Godnego Odejścia.

      Zaihos ar Kyth, znany z tego, że przez długie lata współpracował z czarnymi magami i przyjaźnił się blisko z Adrienem de Vere, w akcie samotnego protestu wyemigrował w sfery. A Akhania, wtedy jeszcze zwyczajna Akaine Pelle, pięcioletnia córka rękawicznika, bawiła się lalkami w mieszczańskim domu w Fal Tirra. Nieświadoma, że już wkrótce przyjdą po nią ludzie ubrani w biel i błękit, że pewnego dnia sama założy na szyję srebrny medalion z pentagramem i weźmie do ręki różdżkę, a siedem lat później przejdzie rytuał Przepaści na pustkowiach Vithanare, zyskując prawo noszenia białych szat…

      Przystanęła. Jak okiem sięgnąć, krajobraz wszędzie wyglądał tak samo. W jej rodzinnym mieście żył artysta, który malował dziwaczne pejzaże – nieszczęśliwy człowiek uzależniony od opium i lucyferii. Akhania miała w wieży dwa jego obrazy: jezioro pokryte warstwą lilii wodnych, z których wychylały się twarze, i czerwoną pustynię pod nocnym niebem, na której rosły dwa krzewy oplecione plątaniną węży. Gdyby mu polecono namalować to ukwiecone pole, na pewno wzbogaciłby je o niepokojące szczegóły. Może kwiaty zamiast płatków miałyby ludzkie ręce, może pomiędzy liśćmi pełzałyby jaszczurki o główkach dzieci. Ale blade, harmonijne piękno, na które patrzyła teraz Akhania, też miało w sobie coś wytrącającego z równowagi. Jak sen, który wydaje się jawą, ale nią nie jest.

      Skupiła się i wyszeptała formułę rozpraszającą iluzje. Powietrze wokół niej zadrgało jak pod wpływem gorąca, ale nic więcej się nie stało. Kwiaty trwały w bezruchu pod turkusowym niebem.

      – Zaihosie! – krzyknęła Akhania, magicznie wzmacniając swój głos, by zadźwięczał jak dzwon. – Zaihosie! Ukaż się!

      Wśród kwiatów zaszeleścił powiew wiatru. Lekkie wahnięcie aury kazało Akhanii się obejrzeć. Po niebie sunęła chmura znacznie większa od pozostałych. Zniżała się powoli, kłęby mgły spełzały ku ziemi. Magini na wszelki wypadek osłoniła się zaklęciem tarczy i czekała.

      Mgła spowiła ją – mleczna, nieprzenikniona – po to tylko, by po kilku sekundach się rozwiać, odsłaniając pałacyk.

      Wznosił się tam, gdzie chwilę wcześniej nie było nic. Biała budowla o ostrołukowych oknach, spadzistym dachu krytym dachówką i trzech ozdobnych wieżyczkach, dość podobna do rezydencji arcymistrza. Nic dziwnego, camarryjska architektura miała wielu wielbicieli, zwłaszcza wśród magów starszej daty.

      Wokół pałacyku rozciągał się obrośnięty pnączami mur, ale dwuskrzydłowa kuta brama była uchylona. Akhania powoli weszła na dziedziniec. Wzdłuż muru rosły palmy i niskie drzewka obsypane różowym kwieciem, wszystko wymuskane, jak z obrazka. Nad głową magini przefrunął koliber.

      – Zaihosie! – zawołała ponownie.

      – Witaj, dostojna pani – przemówił pozbawiony ciała głos tak nagle, że drgnęła. Jedwabisty, głęboki baryton skojarzył jej się z gęstym jak lawa sosem śliwkowo-korzennym, który w Lossorze serwowano do pieczeni i serów. – Co cię sprowadza w nasze progi?

      – Ukaż się, proszę – odrzekła. – Nie lubię prowadzić dialogu z niewidzialnym rozmówcą.

      Poczuła lekkie wahnięcie aury. Powietrze pośrodku dziedzińca zgęstniało w mglisty zarys sylwetki, który po chwili nabrał kolorów. Akhania ujrzała wielkiego pawia ze złotą obróżką na szyi.

      – Jestem Chakkel z czwartego dominium, chowaniec mistrza Zaihosa – oznajmił ptak. – A ciebie, pani, zwą…

      – Akhania ar Vithanare z Zakonu Dziewiątej Przysięgi. Jestem doradczynią arcymistrza Iliusa i pragnę rozmawiać z mistrzem Zaihosem.

      – W takim razie zapraszam do środka.

      Ptak odwrócił się i ruszył w stronę głównego wejścia do pałacyku. Akhania weszła za nim do obszernej, wyłożonej marmurem sieni i wspięła się szerokimi schodami do górnego holu, gdzie wisiały dziwne olejne obrazy w pozłacanych ramach – dwugłowe i trójgłowe postacie, skłębione wężowate kształty – i stało kilka alabastrowych rzeźb. Zaintrygowało ją, czy Zaihos tylko zabrał w sfery swoją kolekcję nietypowej sztuki, czy może sam ma zapędy artystyczne.

      Paw wprowadził ją do komnatki o ścianach wyłożonych barwną materią. Meble były z palisandru, nawoskowany parkiet lśnił. Na stoliczku stał pozłacany globus astralny, a naprzeciwko okna wisiała duża, oprawiona mapa sfer.

      – Mój pan zaraz się zjawi – oznajmił Chakkel, po czym zostawił maginię samą.

      Akhania podeszła do globusa, żeby obejrzeć go z bliska. Frapowało ją, że pustelnia Zaihosa okazała się wystawnie urządzoną rezydencją – pasowałoby to raczej do magów z młodszego pokolenia. Miała nadzieję, że jej przybycie tutaj nie okaże się pomyłką.

      Znów poczuła drgnienie aury i w komnacie zmaterializował się biało odziany mężczyzna. Miał szpakowate, kędzierzawe włosy, przenikliwe spojrzenie i chłodną, jaśniejącą srebrem aurę.

      – Jestem Zaihos ar Kyth – powiedział, lekko pochylając głowę.

      Akhania odwzajemniła ten oszczędny ukłon i przedstawiła się oraz pokrótce streściła cel swojej wizyty. Zaihos słuchał ze zmarszczonymi brwiami.

      – Czyli Ilius ufa, że nie zaprzedałem się Otchłani? To miłe z jego strony – oznajmił z ironicznym uśmieszkiem, gdy skończyła. Potem spoważniał. – Młodsza siostro, oczywiście w pełni rozumiem kłopotliwość waszego położenia. Pytanie brzmi, jakiej konkretnie pomocy oczekuje ode mnie arcymistrz? Z całym szacunkiem, „wsparcie w godzinie próby” to truizm.

      – Arcymistrz liczy, że raczycie wrócić do świata ludzi i wspierać go radą w ciągu najbliższych miesięcy – odrzekła Akhania. Nie poczuła się urażona tym, jak się do niej zwracał. Była aż nadto świadoma różnicy wieku i doświadczenia. – Z chęcią zaoferuje gościnę w swej prywatnej rezydencji na wyspie Elspe.

      – Pochlebia mi ta propozycja, młodsza siostro – odrzekł Zaihos. – Niemniej przekaż, proszę, arcymistrzowi wyrazy ubolewania, gdyż nie będę mógł spełnić jego prośby. Mój powrót do świata ludzi nie wchodzi w rachubę.

      – Ze względów ideologicznych?

      – Nie. Zdrowotnych.

      Ani jego wygląd, ani aura nie sugerowały kłopotów ze zdrowiem. Był znacznie starszy od Iliusa, a wyglądał odeń o dwadzieścia lat młodziej. Jednakże Akhania wiedziała, jak łatwo można zakamuflować oznaki cielesnej słabości nawet przed oczami innych magów. Przed wyprawą w sfery sama zadbała, by nie można było się zorientować, że jest rekonwalescentką. Nasycona mocą szarfa wystarczyła, by zamaskować zdradzieckie ciemne plamy w aurze. Zaihos nie nosił szarfy, ale być może ukrywał pod odzieniem odpowiednie talizmany.

      Albo kłamał. Nie chciała jednak kwestionować jego słów.

      – СКАЧАТЬ