Czerń nie zapomina. Agnieszka Hałas
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Czerń nie zapomina - Agnieszka Hałas страница 13

Название: Czerń nie zapomina

Автор: Agnieszka Hałas

Издательство: PDW

Жанр: Зарубежное фэнтези

Серия: Teatr węży

isbn: 9788381887656

isbn:

СКАЧАТЬ się nie wracało.

      Serce żmijki waliło jak młotem, w ustach jej zaschło. W celi nie było wody. Śnieg pomyślała ponuro, że gdyby nie dostała środków wytłumiających dar, mogłaby opić się cierpieniem wszystkich żmijów, którzy zakończyli życie w tych murach. Taka dawka czerni prawdopodobnie wystarczyłaby, żeby bez trudu rozerwać kajdany i teleportować się na drugi koniec świata. Ale srebrni wiedzieli, jak temu zapobiec. Ciekawe, co jej podali, eliksir Zaanada?

      Z braku lepszych pomysłów wyciągnęła się na słomie i zamknęła oczy. Zastanawiała się, kto ją sprzedał srebrnym – gildia, Feren Berilt czy pasamonik Perselli. Wyglądało to raczej na grubszą intrygę, a wysłannik z Eume prawdopodobnie brał w niej udział. Co do Ferena Śnieg nie dałaby sobie ręki uciąć. Jeśli to on zdradził, należałoby przypuszczać, że wysłannik jest niewinny, ale jeśli wysłannik był zdrajcą, może żmij zwany Żałobnikiem jakimś cudem znalazł się w niewłaściwym miejscu w niewłaściwym czasie? Czy srebrni go pojmali, czy też zdążył zbiec? I czy istniała nadzieja, że gildia spróbuje ją stąd wyciągnąć? Po cichu, podstępem, przekupstwem? Teoretycznie mieli szerokie możliwości działania. O ile, ma się rozumieć, to nie oni ją sprzedali Elicie.

      A może srebrnym chodziło o Ferena Berilta, Śnieg zaś zgarnięto niejako przy okazji? Ale jak miało się do tego zachowanie wysłannika? Może jednak intuicja błędnie jej podpowiadała, że był w zmowie ze srebrnymi?

      Gorączkowa gonitwa myśli tylko nakręcała niepokój. Śnieg nie mogła dłużej wytrzymać w bezruchu. Poderwała się i przeszła kilka kroków w jedną stronę, kilka w drugą, pobrzękując kajdanami.

      To wszystko bez znaczenia, i tak cię zabiją – wyszeptał paskudny głosik w jej głowie.

      – Jeszcze zobaczymy – syknęła, zaciskając pięści. Ale na razie sprawy wyglądały źle. Była tu sama, bezbronna i osłabiona, z wytłumionym darem. I brakowało jej pomysłów.

      Położyła się z powrotem. Czas mijał.

      Doskwierało jej zimno, więc przykryła się słomą, ale niewiele to pomogło. W końcu ciemność i bezruch zrobiły swoje – Śnieg zapadła w płytki, niespokojny sen. Przyśnił jej się Feren Berilt. Martwy, rozciągnięty na metalowym stole, wolno i metodycznie patroszony przez dwa czwororękie golemy.

      Ocknęła się odrętwiała i nieznośnie spragniona, z wyschniętym gardłem. Wiedziała, co ją obudziło: metaliczny łoskot, który po chwili się powtórzył. Z korytarza dobiegały też głosy. Nadstawiła ucha. Ktoś – Feren? – protestował gniewnie, ale nie mogła rozróżnić słów. Zabrzmiał głuchy odgłos uderzenia, jęk bólu, a potem miarowe, lekko upiorne cykanie i poćwierkiwanie golemów.

      Śnieg usiadła, obejmując ramionami kolana. Marzyła o kubku gorącej herbaty albo grzanego wina – marzenie ściętej głowy, w Domach Godnego Odejścia skazaniec raczej nie miał prawa do ostatniego życzenia – ale przede wszystkim chciała, żeby to przeklęte oczekiwanie już dobiegło końca.

      Wzdrygnęła się, gdy w zamku nagle zgrzytnął klucz. Drzwi zaskrzypiały. Golem – inny niż poprzednio, o pięciu cienkich metalowych odnóżach – odczepił od ściany łańcuch kajdan i szarpnął lekko, a potem mocniej. Przekaz był jasny. Śnieg niezgrabnie ruszyła za stworem, otrzepując się ze słomy.

      Została zaprowadzona do większego pomieszczenia na końcu korytarza. Wewnątrz płonęły pochodnie, a przy stole siedziała magini, która wcześniej przyszła skontrolować celę. Wymuskana, w nieskazitelnie białej szacie, z obojętną miną. Omiotła więźniarkę wzrokiem i skinęła lekko głową.

      Zbiegiem okoliczności obie miały włosy w identycznym kolorze. Śnieg wiedziała, że przedwczesne siwienie może wystąpić u magów obu barw.

      U przeciwnego krańca stołu siedział Feren Berilt. Również miał na szyi obrożę, a pilnował go golem zakuty w płytową zbroję. Szklane oko zwróciło się w stronę Śnieg, zamigotało czerwono. Golem, który ją przyprowadził, odpowiedział metalicznym świergotem.

      Na widok żmijki Feren drgnął, ale zachował milczenie. Spuścił wzrok. Śnieg zauważyła, że w odróżnieniu od niej miał skute nadgarstki, a na policzku siniec i smugę zaschniętej krwi. Krew zlepiała też jego czarne włosy.

      – Usiądź, Shial – poleciła magini, wskazując twardy stołek. – Wiesz, gdzie jesteś?

      – W Domu Godnego Odejścia, jak się domyślam. – Śnieg postanowiła, że bez względu na okoliczności będzie trzymać fason do samego końca. – Dawno nie nocowałam w tak fatalnych warunkach.

      – Masz charakter. To się chwali. Ale i nieco więcej rozsądku niż pan Berilt. – Magini spojrzała z ukosa na czarnowłosego żmija, który hardo odwzajemnił jej wzrok. – Krótko i konkretnie, moi drodzy: nazywam się Akhania ar Vithanare, należę do Zakonu Dziewiątej Przysięgi i pracuję dla wywiadu Elity. Mam dla was propozycję nie do odrzucenia.

      – Propozycję współpracy? – zapytał jadowicie Feren.

      – Nie inaczej.

      – Nie wiedziałam, że srebro w ogóle dopuszcza układy z czernią – powiedziała Śnieg. – Kiedy ostatnio sprawdzałam, Elita wychodziła z założenia, że trzeba wymordować wszystkich ka-ira jako zagrażających równowadze świata.

      – Czasy się zmieniają – odrzekła magini bez mrugnięcia okiem. – Wiecie, czym jest Zakon Dziewiątej Przysięgi?

      Oboje pokręcili głowami.

      – To pomniejsze bractwo w obrębie Elity, które kieruje się odmiennymi zasadami niż większość naszych braci w srebrze, a za cel postawiło sobie przede wszystkim walkę z Otchłanią. Nawet herb mamy inny. – Uniosła swój medalion i stuknęła palcem w wyobrażony na nim pentagram. Śnieg dopiero teraz zauważyła, że wpisana w okrąg srebrna gwiazda ma pomiędzy pięcioma dłuższymi ramionami cztery krótkie. – Jesteśmy wojownikami, więc staramy się postępować pragmatycznie, a tak się składa, że jesteście nam potrzebni. Zwłaszcza ty, Shial. Pan, panie Berilt, wpadł w nasze ręce przypadkiem, ale był to nader szczęśliwy przypadek.

      – Potrzebni? – powtórzyła Śnieg. – To znaczy?

      Zastanowiło ją przelotnie, czemu srebrna magini zwraca się do niej po imieniu, a do Ferena nie. Doszła do wniosku, że to chyba kwestia różnicy wieku – wygląd oczywiście tego nie zdradzał, ale wyczuwała po aurze, że oboje są od niej znacznie starsi. O co najmniej kilkadziesiąt lat.

      – Jestem mistrzynią Elity – odrzekła z uśmiechem Akhania – i zgodnie z prawem Elity mogę przyjąć na służbę, kogo zechcę, choćby był to demon Otchłani. Jeśli zgodzicie się zostać moimi sługami, przeżyjecie. W przeciwnym wypadku zostaniecie straceni.

      Żmije wymienili spojrzenia.

      – Na czym miałaby polegać ta służba? – zapytała Śnieg.

      – Na wykonywaniu rozkazów.

      – Jeżeli miałoby to oznaczać polowanie na braci w czerni, wolę zginąć – oznajmił Feren.

      – Bardzo to szlachetne z pańskiej strony, panie Berilt – w głosie СКАЧАТЬ