Название: Hrabina Cosel
Автор: Józef Ignacy Kraszewski
Издательство: Public Domain
Жанр: Зарубежная классика
isbn:
isbn:
Młoda kobiéta roiła… a marzenia są niebezpiecznemi towarzyszami w samotności.
Niekiedy rumieniąc się sama przed sobą przyznawać musiała, że ten tak krótki pobyt na dworze już ją zmienił i wywarł na nią wpływ zgubny…
Duma i chęć panowania budziły się w niéj zwolna i duszę skłonną do poddania się im, opanowywały.
Gdy nadszedł wieczór i godzina w któréj miała się ukazać na wieczorze u Reussowéj, Anna ubrała się jak najstaranniéj, z niewymuszoną ale smakowną elegancyą. Moda wieku dozwalała jéj cudnych kształtów ręce obnażone do ramion i prześliczny tok karczku, i utoczone marmurowe odsłonić popiersie… Cera nie potrzebowała bielidła ani różu, była świeżości wiosennéj, a krew to ją obléwała purpurą, to śnieżną zostawiała po sobie białość. Czarne krucze sploty włosów utrefione wdzięcznie podnosiły jeszcze blask płci przejrzystéj i jak atłasy delikatnéj. Lecz wszystko to było niczém przy oczach pełnych ognia i uroku czarodziejskiego… Oczy te, gdy się wpiły w człowieka, mogły go doprowadzić do szału, mówiły więcéj niż ona sama kiedykolwiek usty wysłowić mogła. Był w nich ten nieokreślony wdzięk tajemniczości, niezbadany, nęcący, niepokojący, który ciągnie jak wejrzenie bajecznego bazyliszka, co jednym zabijało błyskiem.
Przejrzawszy się w zwierciadle Anna znalazła się sama tak piękną, iż się swéj postaci uśmiechnęła… Ubrana była czarno, a ponsowych wstęg pęki odżywiały strój fantastyczny i malowniczy. Vitzthumowa która zajechała po nią, ujrzawszy ją z progu pokoju, krzyknęła z podziwu: znalazła ją tak piękną, tak piękną, iż nawet rzucenie pod stopy jéj korony nie byłoby jéj zdziwiło…
– I ty mówisz – zakrzyknęła ręce łamiąc – że chcesz w zaciszu przemęczyć się z moim bratem… a stroisz się w takie wdzięki przeciw królowi?
– Juźciż – odparła zimno Anna – żadna kobiéta dobrowolnie brzydką się nie czyni.
– Ależ ty mistrzyni wielka i rady do stroju nie potrzebujesz… No, jedźmy…
Ten sam okrzyk i ciche szepty radośne przywitały ją u pani Reuss. Piękność jéj która na balu była już zwycięzką, tu wydawała się promieniejącą. Wszystkie te panie co się nie wyrzekły były pretensyi do wdzięku, poczuły się teraz staremi i zwiędłemi. Anna o któréj wiedziano iż ma lat 24, wyglądała na ośmnaście. Była to Dyanna starożytna z całą swą dumą dziewiczą i surowością leśnego bóstwa, co się zdala od oczów tłumu schowało…
Nikt się tak nie cieszył jak hr. Reuss, bo jéj widokom odpowiadało to najlepiéj. Annę otoczono kołem, zawczasu czcząc ją jak królowę i starając się jéj łaski pozyskać. Fürstemberg poprzedzający króla na chwilę, zobaczywszy Hoymowę osłupiał.
– Znam króla – rzekł – ta kobiéta zrobi z nim co zechce, jeśli się potrafi opierać.
Annę prowadził instynkt i wcale jéj uczyć nie było potrzeba.
Po chwili drzwi się otworzyły dyskretnie od gabinetu, król wszedł. Od progu już szukał téj którą chciał widziéć, ujrzawszą ją zarumienił się, pobladł, zmieszał i zapomniawszy o gospodyni, przybiegł ją najprzód przywitać. Na czole jego nie pozostało śladu smutnych przygód ze Szwedami, niewdzięczności polskiéj, milionowych strat, zdrad i zawodów.
Anna przywitała go zdala ceremonialnie i chłodno, ale strój już sam mówił wiele. Chciała się podobać, to było oczywistém, i dawało dobrą nadzieję.
Pomimo doznanego wrażenia król chciał zachować wszystkie formy grzeczności i względów należnych płci pięknéj. Chociaż niecierpiał hr. Reuss, usiadł przy niéj na chwilę rozmawiając bardzo uprzejmie, ale oczów od Anny nie odrywał. Na osobności poszeptał coś z panną Hülchen… potém uśmiechnął się do Vitzthumowéj, na okół obdarzył wejrzeniami i galanteryą wszystkie przytomne panie bez wyjątku. W czasie tego ceremonialnego obchodu, pani Vitzthum miała czas ująć bratową pod ramię i zaprowadzić ją do gabinetu pod pozorem jakiéjś pilnéj ciekawéj rozmowy. Był to strategiczny manewr dla ułatwienia królowi słodkiego téte a téte, bo jak tylko August ukazał się w progu, i zagaił kilką słowy rozmowę z Hoymową, pani Vitzthum poczęła się wysuwać powoli ku salce i znikła.
Drzwi zostały wprawdzie otwarte i podniesiona portiera dozwalała przechadzającym się po salonie paniom oglądać zdala oblicze N. pana, ale nikt nie mógł ztąd posłyszéć co mówili między sobą.
August już dziś wczorajszéj obawy zapomniał, widocznie był rozpłomieniony.
– Pani jesteś dziś jeszcze piękniejszą a zupełnie inną niż wczoraj! Pani jesteś czarodziejką… – zawołał nie hamując się wcale. Hoymowa się skłoniła.
– N. Pan tak znanym jesteś ze swéj pobłażliwości i grzeczności dla kobiét, iż najpochlebniejszym jego wyrazom trudno uwierzyć – odezwała się Anna.
– Wymagasz pani przysięgi! na wszystkie bóstwa Olympu przysiądz jestem gotowy… Tak pięknéj kobiéty nie widziałem w życiu i zdumiewam się nielitości losu, który takiego anioła oddał w ręce mojéj akcyzy.
Anna mimowoli się rozśmiała, pierwszy raz z pod warg różowych, wyszedł rzęd białych jak perły ząbków. Uśmiech ten nadał nowy wyraz całéj jéj fizyognomii, stała się jeszcze bardziéj uroczą… Dwa maleńkie dołki, jakby wycałowane ukazały się na rumianych policzkach i znikły… Twarz oblana chwilę karminem… bladła zwolna i przechodziła w ton jakby blaskiem wewnętrznym ogrzana…
Król spojrzał na ręce, a namiętnie lubił piękne ręce całować, i ledwie się mógł powstrzymać od przyciśnięcia ich do ust. Były to arcydzieła snycerskie… W głowie mu zawracać się poczynało…
– Gdybym był tyranem – zawołał – Hoymowi-bym wrócić tu nie pozwolił, bom zazdrośny o tego Wulkana…
– Wulkan jest téż zazdrosny – odparła Anna…
– A Venus przecież go kochać nie może? Milczenie było odpowiedzią: długo król czekał.
– Jeśli nie miłość, są inne kajdany co wiążą silniéj może nad nią: łańcuchy obowiązku i przysięgi.
Król się uśmiechnął.
– Przysięgi w miłości.
– Nie N. Panie, w małżeństwie.
– Ale są małżeństwa świętokradzkie – rzekł August – a za takie uważam gdy się piękność łączy z taką nieznośną szpetotą… Bogowie naówczas złamanie przysiąg rozgrzeszają.
– Ale duma ich skruszać nie dopuszcza.
– Surową pani jesteś.
– Więcéj niż się może zdaje W. kr. mości.
– Przerażasz mię hrabino..!
– Was СКАЧАТЬ