Название: Ukraina. Przewodnik historyczny
Автор: Sławomir Koper
Издательство: PDW
Жанр: История
isbn: 9788311123113
isbn:
Franciszek Smolka był Polakiem z wyboru, synem Niemca i Węgierki. W 1832 roku ukończył prawo na Uniwersytecie Lwowskim i rzucił się w nurt życia konspiracyjnego. Niebawem został aresztowany i po prawie trzech latach pobytu w więzieniu skazany na karę śmierci. Ułaskawiony, do polityki powrócił podczas Wiosny Ludów, pełniąc funkcję prezydenta parlamentu wiedeńskiego. Po stłumieniu rewolucji wrócił do Lwowa, gdzie przez kilkanaście lat znajdował się pod nadzorem policyjnym.
Demokratyzacja życia politycznego w monarchii Habsburgów zadecydowała o jego dalszych losach. Został wybrany zastępcą przewodniczącego parlamentu, a niebawem jego przewodniczącym. Ten człowiek, bez kropli polskiej krwi w żyłach, zawsze jawnie manifestował polski patriotyzm. Po upadku powstania styczniowego demonstracyjnie nosił narodowy strój – chodził w czamarze, szerokich szarawarach, butach z cholewami i w rogatywce.
Ostatnie lata życia spędził w zaciszu domowym przy ulicy Słowackiego 18, gdzie zmarł w grudniu 1899 roku w wieku 89 lat. Informacja o jego śmierci poruszyła monarchię austro-węgierską i całą Polskę pod zaborami. Ówczesna prasa wyliczała setki osobistości i instytucji, które nadesłały kondolencje do Lwowa. Pogrzeb Smolki (na koszt państwa) był „wielką i podniosłą manifestacją żałobną, godną pamięci tego, dla którego była przeznaczona”. Pochowano go na cmentarzu Łyczakowskim [28].
Lwowianie w 1912 roku uhonorowali Franciszka pomnikiem, niestety niezachowanym do dzisiaj. Postać z brązu, w surducie (po lwowsku: w szluzroku) stała na wysokim cokole u zbiegu dzisiejszych ulic Hnatiuka i Listopadowego Czynu. Przed 1939 rokiem plac nazwano imieniem Smolki, teraz patronem jest generał Hryhorenka.
Kopiec Unii Lubelskiej (stan u schyłku XIX stulecia)
(…) Stoji sy nad Miastem moja sztuczna góra,
Wiatry ku nij lecu zy wszystkich stron świata;
To w słońcu jaśnieji, to utoni w chmurach,
Srebrna w śniegach zimy, zilona w czas lata…
Dlatego specjalni jo lubiu lwuwiani,
Bu stond je prześliczna panorama Lwowa;
W spacerach pu Zamku często staju na nij,
Aby si na Miastu z luboiściu kikować.
Dlatego ja, Smolka, pragnym, by stału si ze mnu
To co z tymi, chtórych na Kopcu widzicie;
Aby mocu jakuś dźwignienty tajemnu
Tyn mój POMNIK stanuł na myj góry szczyci.
Abym móg, jak oni pełyn zachwycenia
Miastu naszy cudny podziwiać du woli;
Płaczym jednak skryci, bu na nic marzenia…
I pomnik ma sercy, chóry czasem boli… [29]
Synem Franciszka był Stanisław Smolka – jeden z najwybitniejszych polskich historyków, profesor uniwersytetów we Lwowie i Krakowie, przedstawiciel krakowskiej szkoły historycznej.
Franciszek Smolka nie był jedynym obcokrajowcem, który we Lwowie uległ polonizacji. To miasto w nieprawdopodobny sposób wpływało na psychikę napływowych urzędników i ich rodzin. Niejeden twórca polskiej kultury miał obce korzenie, a jednak wychowany nad Pełtwią czuł się Polakiem. Wincenty Pol (syn Vincenta Pohla), Karol Szajnocha (syn Vencla Shejnohy Vtelensky’ego), Józef Dietl (syn Heinricha Dietla). Kompletnie zdezorientowany cesarz Franciszek I pisał w dniach powstania listopadowego:
„Że Polacy galicyjscy idą do powstania, to mnie nie dziwi […]. Ale nie mogę pojąć, czego tam szukają synowie moich urzędników? Wszakże u Pana Boga za piecem nie będzie im lepiej jak u mnie?!” [30]
Zgodnie z zaleceniem cesarskim radca gubernialny Reitzenheim przygotował projekt surowych kar (łącznie z więzieniem) dla rodziców, których dzieci zbiegły do powstania. W dniu oficjalnego ogłoszenia rozporządzenia otrzymał raport policyjny stwierdzający, że jego rodzony syn prosto z jakiegoś balu uciekł do Kongresówki walczyć z Rosjanami. Wyjechali również inni synowie polityków i urzędników: konsyliarza rządowego von Roya, sędziego Webera, starosty Ostermana, oficerów policji Rosenberga i Wittmana. Wykładający historię powszechną na zniemczonym Uniwersytecie Lwowskim profesor Mauss (nie znał nawet słowa po polsku!) niemal siłą wyrzucał z zajęć studentów, nakazując im iść do powstania! I jak tu nie mówić, że Lwów był najbardziej polskim z polskich miast?
Józef Reitzenheim walczył pod Olszynką Grochowską i Ostrołęką, a po upadku powstania wyemigrował do Francji, gdzie działał w strukturach polskiej emigracji i przyjaźnił się z Juliuszem Słowackim. Polskim patriotą pozostał na zawsze, do kraju powrócił w czasie Wiosny Ludów, walczył na Wołyniu podczas powstania styczniowego.
Zmiany polityczne w monarchii habsburskiej umożliwiły mu powrót do Lwowa, gdzie spędził ostatnie lata życia i został pochowany na cmentarzu Łyczakowskim. I właśnie o tych Polakach z wyboru, o lwowiakach obcego pochodzenia, warto pomyśleć, stojąc na tarasie widokowym Wysokiego Zamku.
Lwowski bałak i batiarzy
Mówimy Lwów, a myślimy Łyczaków. W żadnym innym polskim mieście jedna dzielnica nie zdominowała w taki sposób postrzegania miasta. To na Łyczakowie narodziła się słynna lwowska gwara (bałak), to stąd pochodzili najsłynniejszy batiarzy. W odróżnieniu od warszawskiej Pragi czy Czerniakowa pochodzenie z Łyczakowa nobilitowało. Niemal każdy lwowiak mieszkał lub urodził się na Łyczakowie, a przynajmniej tak twierdził.
Ulica Łyczakowska ponownie nosi historyczną nazwę i wejście na nią (koło klasztoru Bernardynów) oznacza podróż w czasie, wędrówkę śladami najbardziej charakterystycznych miejsc dawnego Lwowa. Dzielnica zachowała się w niemal niezmienionym stanie, nie ma tu wprawdzie zabytków wysokiej klasy (jedynie klasztor Klarysek i kościół Świętego Antoniego), ale jej ozdobą jest legenda. To miejsce, gdzie narodził się folklor lwowski, do dziś wspominany z łezką w oku:
„Tam na końcu – opisywał Alfred Nossig – szeregu domów miejskich, wyższych, o szerokiej fasadzie, znajdowały się szpitale i zakłady dla kalek, umieszczone w tej okolicy dla suchego i zdrowego powietrza; tu rozpoczynało się przedmieście. Tam miasto się skończyło, niby las wysoki, cienisty; tu wystąpiłeś na zrąb jasny, słoneczny, niskim zarośnięty krzewem. Dachy niskie, z gontów układane, dziwacznie powyginane, ciągną się rzędem nieprzerwanym, jak baldakiny krzewów z gałązek utworzone; a poniżej okienka małe, otwarte, pełne kwiatów lub zamknięte, połyskujące, jakby tarnina ciemna, a błyszcząca szadzią” [31].
Dzisiaj zniknęło już wrażenie, że początek Łyczakowskiej oznacza koniec miasta. Lwów się rozrósł, ale domy z niewielkimi oknami stoją tak jak przed 1939 rokiem.
„Tu, od kościoła Piotra i Pawła, szersza i jaśniejsza droga się otwiera. Poza domkami niskimi, pomiędzy którymi zielenią się małe ogródki, widzisz już widnokrąg szeroki, falisty; droga pod górę się wspina, a na wierzchołku jej z dala ujrzysz już czarno-żółte belki rogatki miejskiej. Domki gorzej budowane, niektóre kryte dachem słomianym, chowają się za parkanem z desek szarych. Poza prawym rzędem domków rozpoczyna się wzgórze niskie a rozległe, na którego grzbiecie widnieje z daleka cmentarz Łyczakowski, СКАЧАТЬ