Ukraina. Przewodnik historyczny. Sławomir Koper
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Ukraina. Przewodnik historyczny - Sławomir Koper страница 14

Название: Ukraina. Przewodnik historyczny

Автор: Sławomir Koper

Издательство: PDW

Жанр: История

Серия:

isbn: 9788311123113

isbn:

СКАЧАТЬ panny to ma, słodziutkie, ten gród,

      Jak sok, czekolada i miód!

      Więc gdybym miał kiedyś urodzić się znów -

      Tylko we Lwowie!

      Bo ni ma gadania i co chcesz, to mów -

      Ni ma jak Lwów!

      Możliwe, że więcej ładniejszych jest miast,

      Lecz Lwów jest jedyny na świecie!

      I z niego wyjechać, ta gdzież ja bym mógł!

      Ta mamciu, ta skarz mnie Bóg!

      Bo gdzie jeszcze ludziom tak dobrze, jak tu?

      Tylko we Lwowie!

      Gdzie pieśnią cię budzą i tulą do snu?

      Tylko we Lwowie!

      Czy bogacz, czy dziad jest tam za «pan brat»

      I każdy ma uśmiech na twarzy!…

      A panny to ma, słodziutkie, ten gród,

      Jak sok, czekolada i miód [35].

      Szczepcio i Tońcio nie byli jedynymi gwiazdami programu, zasłużoną sławą cieszyli się: radca Strońć (Wilhelm Korabiowski) i jego synek Marcelek (Ada Sadowska), humor żydowski reprezentowała para Aprikosenkranz i Untenbaum (Mieczysław Monderer i Adolf Fleischen). Teksty dostarczał Wiktor Budzyński, główny animator audycji, piszący monologi, skecze i piosenki (z wyjątkiem dialogów batiarów). Audycję nadawano początkowo raz w miesiącu, w niedzielę, w godzinach wieczornych, potem program skrócono do pół godziny, ale za to lwowiacy pojawiali się raz w tygodniu. Słuchało ich regularnie około sześciu milionów słuchaczy, ulice Polski wyludniały się na czas audycji! Kiedy w 1934 roku zespół ruszył w trasę po kraju z programem scenicznym, z miejsca wyprzedano wszystkie bilety. Bo czy można nie zachwycać się obietnicami radcy Strońcia składanymi synowi:

      „Bondź, Marcelku, posłuszny, to tatu ci weźmie zy sobu pod cukierni Zaleskiego na Akademicku ulicy, aby ta sy móg zubaczyć, jak ludzi lody jedzy!” [36] Lwowska fala spopularyzowała w Polsce gwarę miasta, która sama w sobie była sprawą bez precedensu. W żadnym innym dużym mieście Rzeczypospolitej większość ludności nie mówiła gwarą, może nie tak ortodoksyjną jak Szczepcio i Tońcio, ale jednak. We Lwowie specyficznego języka używali niemal wszyscy, od mecenasa do ulicznego sprzedawcy gazet. Urzędnik magistratu wolał jajecznicę z „trembulką” (szczypiorkiem), zagryzając „chlibem”, pił „halbę” (kufel) piwa, a jak miał wolny czas i nastrój, to zamawiał „sztyry halby”. Do tego dochodziła jeszcze specyficzna gramatyka („dzieci poszli do szkoły”) oraz kompletna zamiana znaczenia niektórych czasowników („te rękawiczki słychać benzyną”). Jak do sprzedaży weszły papierosy „Płaskie” (produkowano je jeszcze w czasach PRL), to we Lwowie mówiono na nie natychmiast „przideptane”. Nie mniej ważne okazały się pozostałości półtora wieku panowania Habsburgów. Prawdziwy lwowianin – od profesora do „szymona” (dozorcy), miał w mieszkaniu „nakastlik” (stolik nocny) i „trymutkę” (szafkę z szufladami), do śniadania lubił zjeść „bałabuch” (bułkę), w szkole chodził na „hinter” (wagary), a kobiety upinały sobie włosy „harnadlem” (spinką).

      Dziwnym trafem, sporo określeń pochodzących z gwary lwowskiej rozprzestrzeniło się po całej Polsce. Niektóre weszły do języka młodzieży (może, co prawda, nie tej dzisiejszej, ale trochę starszej). Osobiście pamiętam, jak używałem niektórych słów, nie wiedząc o ich lwowskim rodowodzie. Zresztą zobaczmy sami: bajerować, bańdzioch, bimbać, brykać, buchnąć, chara, dyndać, filować, heca, chojrak, kimać, kumać, łypać, motać, rychtować, szlug, szpanować, szwendać, taskać, trefny, wcinać. A to tylko niewielki przykład lwowskiego bałaku.

      Po wybuchu wojny Lwowska fala ewakuowała się do Rumunii, gdzie w siedzibie YMCA zorganizowano występy dla uchodźców. Potem przez Jugosławię i Włochy batiarzy dotarli na granicę włosko-francuską i tam powstała Polska Czołówka Teatralna nr 1. Od tej chwili, już w mundurach, bawili polskich żołnierzy, podróżując od obozu do obozu, a czasami wręcz czołgając się od okopu do okopu. Batiarów awansowano do stopni podporuczników, a gwiazdkę do beretu Tońka przypinał osobiście generał Maczek, wręczając mu własną, oderwaną z generalskiego naramiennika [37].

      Po wojnie ich drogi się rozeszły. Wajda nie mógł już dłużej żyć poza Polską, nawet tą komunistyczną i bez Lwowa w swoich granicach. Powrócił do kraju, gdzie w Warszawie, przy Myśliwieckiej, prowadził radiowe audycje masowe Przy sobocie po robocie. Zmarł na atak serca w 1955 r. i został pochowany na cmentarzu Rakowickim w Krakowie. To miasto bardziej przypominało mu ukochany Lwów, a poza tym to przecież też była Galicja…

      Tońko wyjechał aż do RPA, potem powrócił do Anglii i przez siedemnaście lat wykładał w college’u łacinę i zasady brytyjskiej konstytucji (w cywilu był doktorem prawa!). Wreszcie i on miał już dosyć emigracji i po 44 latach przyjechał do kraju. Doczekał się jeszcze upadku komunizmu i wolnej ojczyzny, ale do Lwowa już nie powrócił. Tuż przed śmiercią zdążył otrzymać informację, że jego ukochana Łyczakowska znów ma dawną nazwę i jej patronem nie jest już Włodzimierz Iljicz Lenin. Zmarł w październiku 1990 roku w lecznicy rządowej w Warszawie, gdzie znalazł się dzięki wstawiennictwu kolejnego lwowiaka – Jacka Kuronia.

      Cmentarz na Łyczakowie

      Powszechnie uważa się, że istnieją cztery najważniejsze polskie nekropolie: Stare Powązki w Warszawie, cmentarz Rakowicki w Krakowie, wileńska Rossa i lwowski cmentarz na Łyczakowie. Początki ostatniej z wymienionych nekropolii sięgają 1786 roku – wówczas to wyznaczono dla Lwowa pierwszy cmentarz krajobrazowo-parkowy. Zgodnie z obowiązującymi trendami nekropolia miała stać się obiektem kultury, terenem spacerów i miejscem zadumy nad przemijaniem.

      Brama na cmentarz Łyczakowski około 1900 roku

      Cmentarz Łyczakowski idealnie wpisał się w wyznaczoną rolę. Zadecydowała o tym falista rzeźba terenu, z tarasowo opadającymi zboczami, i doskonali wykonawcy, wśród których nie brakowało najlepszych rzeźbiarzy i poetów. W niezliczonych wariantach powtarzają się postacie zasmuconych aniołów, kobiet obejmujących sarkofagi, cierpiących płaczek, symbole smutku, żalu, pociechy, ukojenia i wiary. Na nagrobkach Łyczakowa rozwinięto chyba całą dostępną antyczną i chrześcijańską symbolikę żałobną.

      Renomę cmentarza tworzyli również pochowani tu ludzie. A lista jest niezwykle długa i figurują na niej literaci (Konopnicka, Zapolska, Łoziński, Goszczyński, Bełza), plastycy (Grottger, Harasimowicz), naukowcy (Banach, Kętrzyński, Balzer, Dybowski), wojskowi (Ordon), politycy (Smolka). A dodatkową sławę przyniosły miejsca pamięci narodowej: kwatery powstańców listopadowych i styczniowych oraz Cmentarz Orląt Lwowskich. Pogrzeby wybitnych rodaków na Łyczakowie organizowano z wielką starannością, cieszyły się więc ogromnym zainteresowaniem. Nie bez powodu pisał lwowski satyryk Jan Lam:

      „Wyrabia się u nas specjalność jedyna w swoim rodzaju: oto człowiek może lepiej urodzić się gdzie indziej, lepiej się ożenić, lepiej ochrzcić dzieci, ale nigdzie nie może mieć piękniejszego pogrzebu. Weszło już nawet w modę zapraszać znakomitych ludzi, aby przyjeżdżali umierać we Lwowie” [38].

      Kilkanaście lat temu, odwiedzając СКАЧАТЬ