Ten dzień. Blanka Lipińska
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Ten dzień - Blanka Lipińska страница 13

Название: Ten dzień

Автор: Blanka Lipińska

Издательство: PDW

Жанр: Короткие любовные романы

Серия:

isbn: 9788381179966

isbn:

СКАЧАТЬ cię, zamiast gadać.

      ROZDZIAŁ 3

      Gdy się obudziłam, przez niezasłonięte rolety do pokoju wpadało słońce. Sięgnęłam po telefon i zobaczywszy, która jest godzina, jęknęłam. Była dziesiąta. Ślub miał się odbyć o szesnastej; pomyślałam, że mam jeszcze sporo czasu. Massimo jak zwykle przepadł bez śladu, ubrałam się więc w leżący na fotelu szlafrok i poszłam na górny pokład.

      Przy uginającym się od jedzenia stole siedziała Olga i szukała czegoś w telefonie. Zajęłam krzesło obok niej i sięgnęłam po herbatę.

      – Chyba się wyrzygam – oznajmiłam, upijając łyk.

      – Znowu cię mdli, bidulko?

      – Trochę tak, zwłaszcza na myśl o tym, że jem przy stole, na którym pieprzyłaś się ostatniej nocy.

      Olo wybuchnęła śmiechem i odłożyła telefon na blat.

      – To nie kąp się też w jacuzzi, nie pływaj skuterem ani nie siadaj na kanapie w głównym salonie.

      – Jesteś niemożliwa – powiedziałam, kręcąc głową.

      – Owszem – odparła z triumfem. – I miałaś rację, oni mają to w genach. Jeszcze nigdy nie byłam tak dobrze wydymana. To chyba to powietrze tutaj daje im takie pierdolnięcie. No i ten wielki kutas. Szok!

      – Dobra, Olo, bo naprawdę zwymiotuję.

      Nagle przy stole pojawił się Domenico. Ubrany był zdecydowanie mniej oficjalnie niż zwykle, miał na sobie spodnie od dresu i czarną koszulkę. Włosy niedbale opadały mu na twarz, wyglądał, jakby wstał z łóżka trzy minuty temu. Nalał sobie kawy i włożył na nos okulary przeciwsłoneczne.

      – O dwunastej macie fryzjera, później makijaż, a o piętnastej zabieram cię z posiadłości. Suknia wisi gotowa w twoim pokoju, Emi będzie o czternastej trzydzieści, żeby cię ubrać. A mnie zaraz kac rozerwie głowę, więc pozwólcie, że się reanimuję.

      Po tych słowach wyciągnął plastikową torebeczkę i wysypał biały proszek na talerz, uformował dwie kreski i wciągnął. Odchylił się na krześle i splatając ręce za głową, powiedział:

      – Lepiej mi.

      Siedziałam, patrząc na nich, i zastanawiałam się, jak to możliwe, że są wobec siebie tacy obojętni, zupełnie jakby wczorajsza noc nie miała miejsca. Ona ponownie zajęta była telefonem, a on usiłował dojść do siebie.

      – No dobrze, a kiedy chcieliście mi powiedzieć o weselu?

      Olga przewróciła oczami i rozłożyła szeroko ręce, wypatrując ratunku od młodego Włocha, gdy tymczasem on wskazywał na nią palcem, jakby się przed nią broniąc.

      – Olga miała ci powiedzieć. A to, że zwlekała, to już nie moja wina.

      – A ty od kiedy wiedziałeś? – zaatakowałam go, obracając ku niemu twarz.

      – Od dnia, kiedy się zgodziłaś wyjść za dona, ale…

      Podniosłam rękę, dając znak, by zamilkł, i schowałam twarz w dłonie.

      – Kochanie, będziesz zadowolona, zobaczysz – odezwała się Olo, głaszcząc mnie pieszczotliwie po głowie. – Wesele jak z bajki, kwiaty, gołębie, lampiony. Będzie tak, jak chciałaś.

      – Mhm, i gangsterzy, broń, mafia i koks. Nie ma co, idealna ceremonia.

      W tym momencie Domenico wzniósł talerz w geście toastu i wciągnął kolejną kreskę.

      – Nic się nie martw – powiedział, pocierając nos. – Nie będzie wszystkich w kościele, zjawią się tam tylko głowy rodzin i najbliżsi współpracownicy. Poza tym w kościele Madonna Della Rocca jest niewiele miejsca, tak że i tak mało kto się zmieści, nie masz się czym stresować. A teraz zjedz coś.

      Popatrzyłam na stół i skrzywiłam się na widok jedzenia. Byłam tak zdenerwowana, że mój żołądek przypominał raczej supeł niż wiadro bez dna.

      – Gdzie Massimo? – zapytałam.

      – Zobaczycie się w kościele, miał trochę rzeczy do załatwienia. A tak między nami mówiąc, myślę, że umiera ze strachu. – Domenico wesoło uniósł brwi, a na jego twarzy pojawił się ironiczny uśmiech. – Od szóstej nie spał, wiem, bo sam jeszcze nie spałem, więc pogadaliśmy i wrócił na ląd.

      Po godzinie stałam w swoim pokoju, wpatrując się w futerał z suknią. Dziś wychodzę za mąż, pomyślałam. Wzięłam telefon i wykręciłam numer mamy. Chciało mi się płakać, bo wiedziałam, że wszystko jest nie tak. Po kilku sygnałach w słuchawce usłyszałam jej głos. Zapytała, co u mnie słychać i jak mi idzie w pracy, a ja zamiast powiedzieć jej prawdę, kłamałam jak z nut. Zgodnie z rzeczywistością odpowiedziałam dopiero wtedy, gdy mnie spytała, jak nam się układa z Czarnym. Świetnie, mamo!, powiedziałam. A potem opowiadała, co słychać w domu i jak się miewa mój tata pracoholik. Właściwie ta rozmowa niczego nowego nie wniosła, ale i tak jej bardzo potrzebowałam. Dochodziła dwunasta, kiedy skończyłyśmy. Ledwo się rozłączyłam, do sypialni wkroczyła Olga.

      – Nie żartuj, że nawet nie wzięłaś prysznica! – zawołała, wytrzeszczając oczy.

      Trzymałam w rękach telefon i wybuchnęłam płaczem, opadając na kolana.

      – Olo, ja nie chcę…! – rozszlochałam się na dobre. – Moja mama powinna tu być, tata miał mnie poprowadzić do ołtarza, a brat być świadkiem. Kurwa, to wszystko jest nie tak! – wrzasnęłam i złapałam ją za nogi. – Ucieknijmy, Olo! Weźmy auto i przynajmniej na trochę im znikniemy.

      Olo stała jednak niewzruszona i unosząc ze zdziwieniem brwi, patrzyła z dezaprobatą, jak się wiję po podłodze.

      – Weź nie pierdol i wstań – powiedziała twardo. – Masz napad paniki, oddychaj. I chodź, weźmiesz prysznic, bo zaraz tu będzie ta cała ekipa od przygotowań.

      Nie reagowałam na jej polecenia i nadal w dzikiej histerii siedziałam uczepiona jej nogi.

      – Lari – powiedziała łagodnie, siadając obok. – Kochasz go, a on ciebie, prawda? Ten ślub jest nieunikniony. Poza tym to tylko papier, trzeba to odhaczyć. Jak jutro się obudzisz, nie będzie żadnej różnicy. Przeżyjemy to razem. Normalnie pocieszyłabym cię meganajebką, ale w twoim stanie jest to niewskazane. Pociesz się tym, że napiję się za ciebie.

      Mimo jej czułych słów, nadal leżałam, rycząc i w kółko powtarzając, że zaraz stąd ucieknę i nikt mi do tego nie jest potrzebny.

      – Wkurwiasz mnie już, Laura! – zawołała, łapiąc mnie za nogę. Po czym chwyciła moją kostkę i zaczęła ciągnąć po podłodze do łazienki. Próbowałam się wyszarpnąć, ale była ode mnie silniejsza. Dociągnęła mnie do prysznica i nie zważając na moje ubranie, puściła zimną wodę. Zerwałam się na równe nogi, pałając żądzą mordu.

      – Skoro СКАЧАТЬ