Ten dzień. Blanka Lipińska
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Ten dzień - Blanka Lipińska страница 17

Название: Ten dzień

Автор: Blanka Lipińska

Издательство: PDW

Жанр: Короткие любовные романы

Серия:

isbn: 9788381179966

isbn:

СКАЧАТЬ – Najpierw mnie straszysz, potem próbujesz zabić mojego męża, a teraz wymuszasz zaproszenie na nasz ślub. Przestań się poniżać.

      Podniosłam się z miejsca i ruszyłam w jej stronę. Stała w bezruchu, wbijając beznamiętnie wzrok w moje odbicie.

      Byłam spokojna i opanowana, tak jak sobie tego życzył Massimo. Zachowywałam resztki klasy, choć w głębi duszy miałam ochotę walnąć jej głową o umywalkę.

      – Myślisz, że wygrałaś? – zapytała.

      Zaśmiałam się i w tym samym momencie w drzwiach stanęła Olga.

      – Nie wygrałam, bo nie było z kim ani w czym. A ty, mam nadzieję, najadłaś się już, więc żegnam.

      Olo otworzyła drzwi i szerokim gestem wskazała jej kierunek.

      – Jeszcze się zobaczymy – powiedziała, zamykając torebkę i idąc w kierunku holu.

      – Mam nadzieję, że najwcześniej na twoim pogrzebie, szmato! – zawołałam, unosząc brodę.

      Obróciła się i rzuciła mi lodowate spojrzenie, po czym zniknęła na korytarzu.

      Kiedy wyszła, opadłam na krzesło i schowałam twarz w dłoniach. Olo podeszła do mnie i poklepując mnie po plecach, powiedziała:

      – Oho, widzę, że nabierasz ich gangsterskich nawyków. To „najwcześniej na twoim pogrzebie” dobre było.

      – Jej się trzeba bać, Olo. Ja wiem, że ona jeszcze coś odpierdoli, zobaczysz – westchnęłam. – Wspomnisz moje słowa.

      W tym samym momencie drzwi do łazienki otworzyły się z impetem i do środka wpadł Domenico z ochroniarzem. Z nieukrywanym zdziwieniem popatrzyłyśmy w ich stronę.

      – A tobie, Sycylijczyku, drzwi się pojebały? – zapytała Ola, unosząc brew.

      Po minach obu mężczyzn widać było, że są przejęci, i najwyraźniej biegli, na co wskazywały ich przyspieszone oddechy. Rozejrzeli się nerwowo po wnętrzu, a nie znalazłszy nic ciekawego, skinęli przepraszająco głowami i wyszli.

      Objęłam się dłońmi i pochyliłam głowę.

      – A może ja prócz nadajników mam też wmontowaną gdzieś kamerę?

      Pokręciłam głową, nie mogąc uwierzyć w parasol kontroli, jaki rozciągnął nade mną Massimo. Zastanawiałam się, czy wpadli tu ratować mnie, czy ją, i skąd, do cholery, wiedzieli, że sytuacja może wymagać interwencji. Po chwili, nie mogąc znaleźć logicznego wytłumaczenia, stanęłam koło przyjaciółki i zaczęłam poprawiać makijaż. Chciałam znów wyglądać promiennie i świeżo.

      Wróciłam na salę i usiadłam obok męża.

      – Wszystko dobrze, Mała?

      – Dziecku chyba nie smakuje wino bez alkoholu – odparłam bez związku.

      – Jeśli czujesz się lepiej, chciałbym cię przedstawić kilku osobom. Chodź.

      Lawirowaliśmy między stolikami, witając kolejnych smutnych panów. Tak nazwałyśmy z Olgą facetów, po których gębach widać było, że są z mafii. Zdradzały ich szramy, blizny, a czasem po prostu puste, zimne spojrzenie. Poza tym nietrudno było ich rozpoznać, bo niemal koło każdego za plecami stał jeden lub dwóch ludzi. Wdzięczyłam się i byłam słodka ponad miarę, dokładnie tak, jak życzył sobie tego Czarny. Oni natomiast ostentacyjnie pokazywali, jak bardzo mają mnie w dupie.

      Nie lubiłam tego rodzaju ignorancji, wiedziałam, że jestem inteligentniejsza od siedemdziesięciu procent z nich. Mogłam spokojnie pokonać ich wiedzą i obyciem. Z coraz większym podziwem patrzyłam za to na Massima, który odstawał od nich wyraźnie i mimo że był sporo młodszy od większości z nich, górował nad nimi siłą i intelektem. Widać było, że go szanują, słuchają i oczekują jego atencji.

      W pewnym momencie poczułam, jak ktoś łapie mnie w pasie i obraca, mocno całując w usta. Odepchnęłam człowieka, który ośmielił się mnie tknąć, i zamachnęłam się, by wymierzyć mu policzek. Kiedy się odsunął, moja ręka zawisła w górze, a serce na chwilę stanęło.

      – Cześć, szwagierko! O, faktycznie jesteś śliczna. – Przede mną stał człowiek do złudzenia przypominający Massima. Cofnęłam się i oparłam o klatkę Czarnego.

      – Co się tu, kurwa, dzieje? – jęknęłam przerażona.

      Klon mojego męża jednak nie znikał. Ku mojej rozpaczy miał niemal identyczną twarz, budowę ciała, ba, nawet włosy mieli podobnie obcięte. Kompletnie zdezorientowana, nie byłam w stanie wydusić z siebie słowa.

      – Lauro, poznajcie się, to mój brat Adriano – powiedział Massimo.

      Mężczyzna wyciągnął ku mnie dłoń, na co cofnęłam się, jeszcze mocniej wciskając plecy w męża.

      – Bliźniak. O kurwa… – wyszeptałam.

      Adriano wybuchnął śmiechem i ujął moją dłoń, delikatnie całując.

      – Nie da się ukryć.

      Obróciłam się w stronę Czarnego i w przerażeniu przyglądałam się jego twarzy, porównując ją z twarzą Adriana. Byli niemal nie do rozróżnienia. A kiedy tamten się odezwał, nawet dźwięk ich głosów brzmiał identycznie.

      – Słabo mi – oznajmiłam, chwiejąc się lekko.

      Don powiedział po włosku dwa zdania do brata i poprowadził mnie w stronę drzwi znajdujących się na końcu sali. Przeszliśmy przez nie do pomieszczenia z balkonem, które przypominało nieco biuro. Były tam półki z książkami, dębowe stare biurko i wielka kanapa. Opadłam na miękkie poduszki, a on klęknął przede mną.

      – To przerażające – warknęłam. – To jest kurewsko przerażające, Massimo. Kiedy zamierzałeś mi powiedzieć, że masz brata bliźniaka?

      Czarny skrzywił się i przegarnął włosy ręką.

      – Nie sądziłem, że się zjawi. Dawno nie było go na Sycylii, mieszka w Anglii.

      – Nie odpowiedziałeś mi na pytanie. Wyszłam za ciebie za mąż i jestem twoją żoną, do cholery! – krzyknęłam, podnosząc się z miejsca. – Urodzę ci dziecko, a ciebie nawet w takiej sprawie nie stać na szczerość?

      W pokoju rozległ się dźwięk zamykanych drzwi.

      – Dziecko? – usłyszałam znajomy głos. – Mój brat zostanie ojcem. Brawo!

      Uśmiechając się spokojnie, od drzwi szedł ku nam Adriano. Znów zrobiło mi się słabo na jego widok – wyglądał jak Czarny i poruszał się jak Czarny, zdecydowanie i władczo sunąc w naszą stronę. Podszedł do brata, który zdążył podnieść się z kolan, i ucałował go w głowę.

      – A więc, Massimo, stało się wszystko to, СКАЧАТЬ