Komando śmierci. Janusz Szostak
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Komando śmierci - Janusz Szostak страница 8

Название: Komando śmierci

Автор: Janusz Szostak

Издательство: PDW

Жанр: Биографии и Мемуары

Серия:

isbn: 9788366252028

isbn:

СКАЧАТЬ za nic nie płacą. A w przypadku chłopaków rzadko się zdarza, aby dziewczyna nie dostała pieniędzy. Natomiast policjanci nie płacą, gdyż uważają, że należy im się to za darmo. Do tego wszędzie handlują prochami.

      – Wy też mieliście spory wkład w handel choćby kokainą.

      – To prawda, w kokainę zaopatrywaliśmy chociażby jedną ze stacji telewizyjnych. Gdy kręcili popularne reality show, to koks woziliśmy tam niemal ciężarówkami.

      Jednak handel narkotykami nie był flagową działalnością tego odłamu „Mokotowa”. I to nie obrót kokainą przyniósł ludziom „Wojtasa” bandycką sławę.

      Według prokuratury Wojciech S. był jednym z głównych pomysłodawców stworzenia gangu porywającego ludzi dla okupu. Ta najbardziej bezwzględna i najlepiej zorganizowana grupa przestępcza w Polsce powstała w 2002 roku.

      Lista dokonań gangu obcinaczy palców i samego „Kierownika” jest wyjątkowo długa.

      Mimo że Wojciech S. twierdzi, iż w Warszawie nie było wojny gangów, to jednak w tym czasie trup gęsto słał się na stołecznych ulicach.

      Wojna w warszawskim półświatku wybuchła, gdy gangi nie doszły do porozumienia w sprawie stref handlu narkotykami. Do pierwszego starcia doszło w 2002 roku w centrum handlowym Klif, gdzie zginęło dwóch żołnierzy gangu podległego „Mokotowowi”.

      Zdaniem sądu „Kierownik” miał nakłaniać swoich ludzi do zabicia Szymona K., pseudonim „Szymon z Łomianek”. Szymon K. uznawany był za jednego z przywódców gangu żoliborskiego. Jego śmierć miała stanowić zemstę za masakrę w centrum handlowym Klif. Przypomnijmy, co się wówczas wydarzyło.

      Był piątek 31 maja 2002 roku, dochodziła godzina 15. Po galerii handlowej kręcił się tłum rodziców szukających prezentów na Dzień Dziecka. Tymczasem w restauracji Viking czterej mokotowscy gangsterzy jedli obiad. Pochodzący z Kazachstanu Czeczen Szarani Achmatow, pseudonim „Szach”, miał za zadanie zastrzelić jednego z nich. Tym samym wyrok zapadł także na jego towarzyszy. Zlecenie złożył „Żoliborz”.

      – Do czterech mężczyzn siedzących przy stoliku podszedł sprawca. Bez ostrzeżenia oddał kilka strzałów. Jeden z mężczyzn zmarł na miejscu, trzech pozostałych zaczęło uciekać – informował wówczas Krzysztof Hajdas z Komendy Stołecznej Policji.

      Kiler nie krył się nadmiernie, strzelał na oczach dziesiątek osób. Najpierw wymierzył do Krzysztofa B. Trafił dwa razy w głowę. Mężczyzna zginął na miejscu, a jego koledzy próbowali w tym czasie uciec z miejsca kaźni. Jednak kolejne kule dosięgły Artura M., pseudonim „Budyń”. Został trafiony trzy razy – w czoło oraz w ramię. Zginął na miejscu. Arturowi N., pseudonim „Jogi”, dwie kule przeszyły prawy bark. Przeżył. Czwarty z gangsterów, Tomasz S., pseudonim „Komandos”, zdołał uciec śmierci. Chociaż to on był głównym celem zamachowca.

      „Komandos” to były członek gangu żoliborskiego, który po wyjściu z więzienia związał się z „Mokotowem”. W ten sposób chciał przejąć pod swoje władanie północną Warszawę, głównie Żoliborz. Tomasz S. był nieobliczalny. Nawet wśród najokrutniejszych stołecznych gangsterów uchodził za bestię. Okrucieństwo „Komandosa” stawiało go w jednym szeregu z członkami gangu obcinaczy palców.

      Podobno – aby skutecznie eliminować swoich wrogów – stworzył efektywną metodę pozbywania się ciał. Swoje ofiary zawijał w siatkę ogrodzeniową, doczepiał do niej drutem płyty chodnikowe i wrzucał do Wisły. Zwykle robił to między Nowym Dworem Mazowieckim a twierdzą Modlin. Tą metodą chciał zdobyć władzę na Żoliborzu. W końcu sam znalazł się na celowniku.

      Co prawda z Klifa wyszedł bez szwanku, ale nieco ponad dwa miesiące później, 13 sierpnia 2002 roku, został zastrzelony na stacji benzynowej. Odkurzał wówczas swoje bmw.

      – Mieliśmy „Komandosa” cały czas pod obserwacją, więc szybko go zatrzymaliśmy – wspomina Marek Dyjasz, ówczesny szef Wydziału Zabójstw KSP. – Tłumaczyłem mu, że jeśli nie pójdzie z nami na współpracę, to nie gwarantuję mu długiego życia. Wiedział, że mu nie odpuszczą. Proponowałem mu nowe życie i ochronę, ale odmówił. Trzy miesiące później pojechałem – jak to mówiliśmy – na trupa, na stację benzynową przy Wale Miedzeszyńskim w Warszawie. Leżał martwy na trawniku.

      Masakra w Klifie i zabójstwo „Komandosa” sprawiły, że „Mokotów” miał rzekomo wydać w rewanżu wyrok śmierci na „Szymona z Łomianek”.

      – Ja się spotkałem z „Komandosem” i z osobami, które zginęły w Klifie. Spotkałem się z nimi mniej więcej pół godziny przed zabójstwem i wyszedłem z tego spotkania. Dlatego było takie przeświadczenie, że brałem w tym udział – wyjaśnia Szymon K.

      – Pokazali mi film ze ślubu, na którym był „Szymon” – zeznawał przed warszawskim Sądem Okręgowym Andrzej K. „Koniu”, były członek grupy mokotowskiej. – Miałem zapisać się na siłownię, do której chodził „Szymon”, i go obserwować. Czy ćwiczy sam, czy z kimś. Kiedy i z kim. Po co? Nie pytałem, ale mogłem się domyślać, że chodzi o to, by „Szymona” uprowadzić albo zabić – dodaje skruszony gangster.

      – Co do Szymona, to polowali na niego ludzie „Szkatuły”, a nie my – twierdzi jeden z byłych ludzi „Wojtasa”. – Szymon był dogadany z nami. Doszło co prawda do konfliktu o zabójstwo w Klifie, ale porozumieli się z „Korkiem”. To „Bukaciak” wymyślił ten zamach na Szymona. Napisał list do pewnego policjanta, pisał, że spotkał się z „Korkiem”, który zaoferował mu 30 tysięcy dolarów za zlikwidowanie Szymona. Potem mówił, że nie zna „Korka”, że widział go może ze dwa razy. To wszystko jest w aktach. Za jakiś czas wymyślił, że to Wojtek kazał zabić Szymona K. „Bukaciak” zeznałby wszystko, aby siebie uratować.

      Tę wersję zdaje się potwierdzać sam Szymon K. 17 października 2016 roku przed Sądem Okręgowym w Warszawie „Szymon z Łomianek” zeznał między innymi:

      – Wiem, że sprawa dotyczy jakiegoś zamachu na moje życie. Nie wiem, czy ci mężczyźni, którzy są na ławie oskarżonych, mieli to zrobić. To był okres Klifu. Chodzi o zabójstwo w Klifie, gdzie zginęło dwóch mężczyzn z grupy mokotowskiej. Byłem osobą, która była podejrzewana o to, że brałem udział w tym zabójstwie, również przez organy ścigania, jak i przez grupę mokotowską, której ludzie tam zginęli. Starałem się tę sprawę wyjaśnić i wyjaśniłem ją z Andrzejem K, pseudonim „Korek”, pośredniczył w tym wyjaśnianiu sprawy „Klajniak”, szef grupy ożarowskiej. Wyjaśniłem, że ja z tym zabójstwem nie miałem nic wspólnego. Doszliśmy z „Korkiem” do porozumienia. Co było w trakcie, tego nie wiem, o tym zeznaje Rafał B. Wiem o tym, bo byłem przesłuchiwany w prokuraturze. Po wyjściu z prokuratury pewne fakty kojarzyłem, chodzi o fakt, że „Bukaciak” był i robił tak zwaną obcinkę [obserwację – red.] mojego domu. Miałem informację, że Rafał S. „Szkatuła” zlecał zabójstwo mojej osoby. Oprócz tej sytuacji, o której mówiłem, nie miałem konfliktu z grupą mokotowską. Wiadomo, że gdy działa się na mieście, to są jakieś konflikty, mniejsze lub większe. To była kwestia dogadania się, jak ktoś wszedł na jakiś punkt, skąd brało się haracze.

      „Kierownikowi” przypisywano również planowanie zamachów na prokuratorów i policjantów, którzy rozpracowywali gang mokotowski na przełomie lat 2007 i 2008. Gangsterzy zamierzali zamordować dwóch prokuratorów СКАЧАТЬ