Название: Świat Stali
Автор: B.V. Larson
Издательство: OSDW Azymut
Жанр: Космическая фантастика
Серия: Legion Nieśmiertelnych
isbn: 978-83-66375-24-6
isbn:
Na chwilę utkwiłem w nim wzrok. Nie była to zachwycająca rekomendacja. Ale naprawdę nie miałem dokąd pójść i nie widziałem innego wyjścia. Kanapa u rodziców nadal wchodziła w grę, ale na tym etapie chyba nie zniósłbym takiej kompromitacji. Praca? Wolne żarty. Nawet jeśli udałoby mi się jakąś dorwać, w moim wieku i z moim poziomem umiejętności to, co bym zarobił, nie starczyłoby nawet na czynsz i żarcie.
– Spróbuję – powiedziałem i ruszyłem przed siebie, zostawiając go samego.
Specjalista za moimi plecami wrócił do oglądania maleńkiego ekranu. Byłem przekonany, że nie wolno tego robić na służbie, ale nie zamierzałem na niego donosić.
Zbliżyłem się do przejścia i zauważyłem, że było rzadko uczęszczane. Ci, którzy tędy przechodzili, wyraźnie odcinali się od reszty tłumu. Wprawdzie mieli na sobie mundury, ale zmięte i zaniedbane. Twarze mężczyzn pokrywał kilkudniowy zarost, a kobiety wyglądały, jakby uczesał je huragan. Wszyscy bez wyjątku mieli zdegustowane miny.
„Super” – pomyślałem, zjeżdżając po ruchomych schodach. „Będę służył w jednostce frajerów”.
Spróbowałem wykrzesać z siebie nieco optymizmu. Musiałem przynajmniej wyglądać jak człowiek sukcesu. Jeśli uda mi się zabłysnąć na dole, ktoś na pewno podpisze ze mną kontrakt.
Rozejrzałem się po emblematach legionów. Zamelinowało się tutaj tylko sześć i nie znałem żadnej z tych jednostek. Nie mając żadnego innego punktu orientacyjnego, rozejrzałem się po prostu za krótką kolejką. Przed stanowiskiem legionu o nazwie Varus nie było akurat nikogo. Na ich emblemacie widniała głowa wilka. Sprawiał wrażenie wygłodniałego. Spodobał mi się ten symbol, więc podszedłem do stoiska i stuknąłem żetonem o kontuar.
Stał za nim potężny, muskularny czarnoskóry. Zmierzył mnie wzrokiem od stóp do głów. Zrobił to bez drwiącej maniery, ale z całą pewnością krytycznie. Pokiwał głową jakby z zadowoleniem. Wziął mój dysk i przytrzymał go w uniesionej dłoni przede mną.
– Wiesz, co to takiego? – spytał.
Spojrzałem na jego identyfikator i stopień. Na sekundę zmarszczyłem brwi, bo rzadko widywałem naszywkę, którą nosił na ramieniu. Miał rangę weterana, którą nadawano wyłącznie za męstwo okazane w walce. Weterani zajmowali w hierarchii stanowisko wyższe od wszystkich specjalistów, tuż poniżej stopni oficerskich.
– Tak, weteranie Harris – odparłem.
– No więc co to?
Otworzyłem usta, po czym znów je zamknąłem. Wziąłem głęboki oddech. Zdawałem sobie sprawę, że to próba, ale nie wiedziałem, jak właściwie odpowiedzieć. Zdecydowałem się pójść na całość i powiedzieć mu szczerze, co myślę.
– Stek bzdur, weteranie. Stek zasranych bzdur.
Zaśmiał się szorstko i trzasnął żetonem o blat.
– Niech mnie szlag, dobra odpowiedź! Może i najlepsza, jaką słyszałem.
Pozwoliłem sobie na lekki uśmieszek. To miejsce bardzo się różniło od przepastnej hali nad naszymi głowami. Ci ludzie byli inni. Nie byłem do końca pewien, czy to dobrze, czy nie – ale wiedziałem na pewno, że tak jest.
– No – podjął, utkwiwszy we mnie uważne spojrzenie. – Zapomnij o dysku, testach i próbach. Jak się nazywasz, młody?
– James McGill.
– Co robisz na dole? Zgubiłeś się?
– Nie. Ci tam na górze nie chcą mnie przyjąć.
Przytaknął z głęboką zadumą. Odniosłem wrażenie, że słyszał te słowa już chyba z tysiąc razy.
– Wiesz, w co się pakujesz, wstępując do Varusa? – spytał, patrząc mi prosto w oczy.
– Zobaczę cuda, o jakich nie śniło mi się w najśmielszych marzeniach – odparłem, cytując banery reklamowe Izby Werbunkowej. – Zostanę prawdziwym mężczyzną, magnesem na laski, a do tego zyskam wspaniałą opaleniznę. Wszystko za jednym zamachem.
– Ha! Święta prawda, chłopcze. Podpisz w tym miejscu.
Przyjrzałem się tabletowi z dokumentem. Na ekranie widać było błyszczący obszar. Rekruter szybko obrócił go w moim kierunku. Zobaczyłem tam swoje nazwisko i wszystkie pozostałe dane. Wystarczyło, że przyłożę palce do ekranu. Nazywało się to „podpisywaniem”, ale tak naprawdę to zgromadzenie moich danych biometrycznych sprawiało, że kontrakt wchodził w życie.
– I już? – spytałem. – Żadnych prób ani pytań?
– Sprawdziłem cię, jeszcze zanim dotarłeś do końca schodów. Chcesz wiedzieć, co piszą w twoim profilu? Dlaczego Victrix i cała reszta nie tkną cię nawet kijem?
Przytaknąłem.
– Że jest z ciebie awanturnik. Że łamiesz zasady. Że myślisz samodzielnie. Widzisz, oni nie mogą tego znieść. Ale w moim legionie jest inaczej. Trybuni większości legionów pudrują poślady przed śniadankiem i myślą, że wojna to jakaś popołudniowa herbatka. Może dla nich faktycznie tak to wygląda, patrząc na ich wielkopańskich sponsorów. Ale nie dla Varusa. Nie dla legionów, które siedzą tutaj upakowane wokół dworca. Masz jakieś pytania?
Jego ton wyraźnie wskazywał, że nie lubi pytań, ale i tak nie powstrzymało mnie to przed podjęciem jeszcze jednego tematu.
– Czy zna pan specjalistę technicznego o nazwisku Ville?
Harris zmarszczył się na chwilę, po czym rozpromienił.
– Ta. Należał do Teutoburga, są kilka stanowisk dalej. Wymiękł, jak się znieśli kilka lat temu, i przystąpił do Hegemonii. Jest w porządku, myślę.
Zrozumiałem wszystko, co powiedział – z wyjątkiem tego, że się „znieśli”. Uznałem, że nie warto marnować na to dalszych pytań.
Pokrótce przejrzałem leżący przede mną kontrakt. Nie było tu żadnych dziwnych zapisów, o które trzeba by się martwić. Umowy tego rodzaju podlegały dość ścisłej kontroli pod nadzorem Hegemonii. Treść każdej z nich była niemal taka sama: miałem posłusznie służyć przez okres nie krótszy niż sześć lat. Po upływie tego terminu mogłem zaciągnąć się ponownie, jeśli będą mnie chcieli.
Istniał oczywiście pewien szkopuł. Wprawdzie zasady rządzące werbunkiem były zawsze niemal identyczne, nie dało się jednak tego powiedzieć o rodzajach misji, których podejmowały się poszczególne legiony. Jakiś legion mógł się zatrudnić na przykład w charakterze ochrony jakiegoś pozaziemskiego księcia, w tym fachu trudno o wygodniejszą chałturkę. Dobre żarcie, wypasione baraki i brak problemów większych niż niewypastowane obuwie, chyba że dojdzie do próby zamachu albo jakiegoś poważnego buntu. Rzecz jasna, większość legionów nie miała tak lekko. Podejmowały się misji obejmujących prawdziwą walkę.
Dawno СКАЧАТЬ