Życie i los. Василий Гроссман
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Życie i los - Василий Гроссман страница 44

Название: Życie i los

Автор: Василий Гроссман

Издательство: PDW

Жанр: Историческая литература

Серия:

isbn: 9788373926684

isbn:

СКАЧАТЬ style="font-size:15px;">      I chociaż siostra mieszkała od urodzenia w mieście, to osunęła się na kolana i cichutko, żeby nie przeszkadzać żywym, jęła zawodzić jak wiejska baba:

      – O mój kochany, kwiatuszku ty nasz, dokąd od nas odszedłeś?!

      30

      W szpitalu wszyscy dowiedzieli się o przyjeździe matki zmarłego lejtnanta Szaposznikowa. Przyjął ją komisarz szpitala, komisarz batalionowy Szymański. Przystojny mężczyzna, mówiący z lekkim polskim akcentem, z ponurą miną oczekiwał Ludmiły Nikołajewny – wydawało mu się, że nie obejdzie się bez łez, może nawet omdlenia. Przesuwał językiem po niedawno zapuszczonych wąsach, żal mu było zmarłego lejtnanta, żal jego matki, i właśnie dlatego złościł się na oboje; jeśli ma przyjmować matkę każdego zmarłego lejtnanta, to wkrótce nerwy mu wysiądą.

      Szymański wskazał przybyłej krzesło i zanim zaczął mówić, podsunął jej karafkę z wodą, na co Ludmiła Nikołajewna powiedziała:

      – Dziękuję, nie chce mi się pić.

      Wysłuchała jego opowieści o konsylium, które odbyło się przed operacją (komisarz wolał nie wspominać, że był jeden głos przeciwny zabiegowi), o związanych z nią trudnościach, o tym, że przebiegła pomyślnie; chirurdzy uważają podobną operację za wskazaną przy ciężkich ranach, takich, jakie odniósł lejtnant Szaposznikow. Poinformował ją, że śmierć nastąpiła w wyniku ustania akcji serca i, jak stwierdził w orzeczeniu patolog, lekarz wojskowy trzeciej rangi Bołdyriow, nie można było przewidzieć tego nagłego zejścia.

      Następnie komisarz batalionu powiedział, że przez szpital przewijają się setki chorych, ale mało kogo tak lubiano jak lejtnanta Szaposznikowa – był to zdyscyplinowany, kulturalny i skromny pacjent, krępował się, ilekroć musiał o coś poprosić, nie lubił trudzić personelu.

      Oznajmił, że matka powinna być dumna z syna, który mężnie i z honorem oddał życie za ojczyznę.

      Następnie spytał, czy ma jakieś prośby do komendantury szpitala.

      Ludmiła Nikołajewna przeprosiła, że zajmuje czas komisarzowi, po czym wyjęła z torebki kartkę i odczytała swoje prośby.

      Poprosiła, by wskazano jej, gdzie syn został pochowany.

      Komisarz w milczeniu skinął głową i zapisał coś w notesie.

      Chciała porozmawiać z doktorem Majzlem.

      Komisarz szpitala powiedział, że doktor Majzel sam chciał się z nią spotkać, kiedy dowiedział się o jej przyjeździe.

      Poprosiła o spotkanie z siostrą Tierientjew.

      Komisarz wyraził zgodę skinieniem głowy i znowu to sobie zapisał.

      Prosiła też, by wydano jej rzeczy syna na pamiątkę.

      Komisarz zrobił kolejną notatkę.

      Ludmiła Nikołajewna poprosiła o przekazanie rannym podarunków, które przywiozła dla syna; położyła na stole dwie puszki szprotów i paczkę cukierków.

      Ich spojrzenia się skrzyżowały; błękitne oczy Ludmiły Nikołajewny błyszczały tak, że komisarz mimo woli zmrużył swoje.

      Szymański poprosił Ludmiłę Nikołajewnę, żeby przyszła do szpitala nazajutrz o dziewiątej trzydzieści, a wszystkie jej prośby zostaną spełnione.

      Komisarz batalionu popatrzył na drzwi, które się za nią zamknęły, na zostawione przez nią prezenty, obmacał sobie przegub, ale nie wyczuł pulsu. Machnął ręką, sięgnął po karafkę i zaczął pić wodę, którą na początku rozmowy częstował Ludmiłę Nikołajewnę.

      31

      Wydawało się, że Ludmiła Nikołajewna nie ma wolnej chwili. Nocą chodziła po ulicach, siedziała na ławce w parku miejskim, wstępowała na dworzec, żeby się ogrzać, i znowu szybkim, zdecydowanym krokiem maszerowała pustymi ulicami.

      Szymański zrobił wszystko, o co prosiła.

      Siostra Tierientjew spotkała się z nią o wpół do dziesiątej rano.

      Ludmiła Nikołajewna prosiła ją, żeby opowiedziała wszystko, co wie o Toli.

      Potem włożyła fartuch i razem z pielęgniarką weszły na pierwsze piętro, przeszły korytarzem, którym jej syna wieziono na operację; Ludmiła przystanęła na chwilę przed drzwiami izolatki, popatrzyła na puste łóżko. Siostra Tierientjew szła cały czas obok niej i wycierała nos chustką. Potem znowu zeszły na parter i pożegnały się. Wkrótce do sali przyjęć, ciężko dysząc, wszedł siwy, tłusty człowiek o ciemnych, podkrążonych oczach. Nakrochmalony fartuch chirurga Majzla wydawał się jeszcze bielszy w zestawieniu z jego smagłą twarzą i czarnymi, wytrzeszczonymi oczami.

      Majzel wyjaśnił, dlaczego profesor Rodionow był przeciwny operacji. Ludmiła Nikołajewna miała wrażenie, że lekarz odgaduje wszystko, o co chciała go zapytać. Przekazał jej treść swoich przedoperacyjnych rozmów z lejtnantem Tolą. Rozumiejąc stan Ludmiły, z okrutną szczerością opowiedział o przebiegu operacji.

      Kiedy zaczął mówić, że odczuwał wobec lejtnanta dziwną, prawie ojcowską tkliwość, w jego basowym głosie cieniutko zadźwięczało szkło. Popatrzyła pierwszy raz na dłonie chirurga: były osobliwe, żyły oddzielnie od człowieka o żałobnych oczach – surowe, ciężkie, zakończone długimi smagłymi palcami.

      Majzel zdjął je z biurka. Jakby czytając w jej myślach, powiedział:

      – Zrobiłem wszystko, co możliwe, ale okazało się, że moje ręce, zamiast pokonać śmierć, tylko ją przyśpieszyły.

      Po czym znowu położył dłonie na biurku.

      Wiedziała, że wszystko, co mówił, jest prawdą.

      Każde jego słowo o Toli, tak bardzo przez nią wyczekiwane, dręczyło ją i paliło. Ale rozmowa miała jeszcze jedną bolesną stronę – czuła, że chirurg chciał się z nią widzieć nie dla niej, ale dla siebie. A to budziło w niej niechęć do Majzla.

      Żegnając się z nim, wyraziła przekonanie, że zrobił wszystko, co możliwe, by ratować jej syna. Chirurg zaczął ciężko sapać. Widać było, że jej słowa przyniosły mu ulgę, a ona znowu zrozumiała, że zasługiwał na to, by usłyszeć od niej coś takiego, i właśnie dlatego chciał z nią porozmawiać.

      Pomyślała z goryczą: „Czyżbym jeszcze musiała pocieszać innych?”.

      Chirurg wyszedł, a Ludmiła udała się do człowieka w papasze, do komendanta. Ten zasalutował i powiedział ochrypłym głosem, że komisarz kazał zawieźć ją samochodem osobowym na miejsce, gdzie pochowany jest syn. Samochód spóźnił się dziesięć minut, bo miał dostarczyć do biura przydziału kartek spis pracowników cywilnych. Rzeczy lejtnanta już są przygotowane, wygodniej jednak będzie je zabrać po powrocie z cmentarza.

      Wszystko, o co prosiła Ludmiła Nikołajewna, zostało dokładnie, po wojskowemu wykonane. Ale w stosunku komisarza, pielęgniarki i komendanta do niej czuło się, że wszyscy oni liczą na jakieś uspokojenie, przebaczenie, pociechę.

      Komisarz СКАЧАТЬ