Kroniki Nicci. Terry Goodkind
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Kroniki Nicci - Terry Goodkind страница 17

Название: Kroniki Nicci

Автор: Terry Goodkind

Издательство: PDW

Жанр: Детективная фантастика

Серия: Fantasy

isbn: 9788381887175

isbn:

СКАЧАТЬ żeby się zapoznać z biblioteką i strzec niebezpiecznej wiedzy przed tymi, którzy mogliby źle ją wykorzystać.

      Nadeszły też ciekawskie Siostry, w tym Eldine i Rhoda oraz młodziutka nowicjuszka Amber. Verna zobaczyła, że do holu wchodzi podobny do sowy uczony-archiwista Franklin, a wraz z nim główna mnemoniczka Gloria, pulchna i stanowcza kobieta. Franklin uśmiechał się niepewnym, powitalnym uśmiechem.

      – Cliffwall było ukryte przez tysiące lat, czar kamuflujący zdjęto dopiero niedawno. Nasza wiedza należy do wszystkich, którzy są jej godni.

      Verna dalej była ostrożna.

      – Nierozsądne i nieumiejętne wykorzystanie tej wiedzy już doprowadziło do paru nieszczęść, toteż musimy być rozważni. Generał Zimmer i jego żołnierze przysięgli bronić archiwum. – Zmrużyła oczy. – Jeżeli taka potężna magia wpadnie w nieodpowiednie czy nawet niewprawne ręce, może dojść do kolejnych katastrof.

      Renn się nadął.

      – Jestem czarodziejem z Ildakaru, przewyższam rangą i umiejętnościami wszystkich w Cliffwall. Przejmuję władzę.

      – O nie – powiedział Franklin. – To ja odpowiadam za Cliffwall. – Zazwyczaj cichy i łagodny, lepiej się czuł wśród ksiąg niż wśród ludzi, lecz pompatyczny czarodziej rozniecił w nim gniew.

      Najeżona Gloria stanęła u jego boku.

      – A ja reprezentuję mnemoników, którzy zapamiętali zawartość tysięcy woluminów. Przez tysiąclecia zabezpieczaliśmy w Cliffwall informacje i nie odstąpimy od tego.

      Kolejni uczeni stawili czoło przybyszom z Ildakaru i głos Verny nabrał ostrości.

      – Siostry Światła również mają dar. Przekonasz się, że jesteśmy potężnymi wrogami, każda z nas… jeśli postanowisz narobić sobie wrogów. – Skinęła ku uczonym coraz liczniej gromadzącym się w holu. – Wielu z nas studiowało pradawne zaklęcia. Jeśli dojdzie do potyczki, jestem pewna, że chętnie wykorzystają to, czego się nauczyli.

      Renn się zdenerwował, jego rumiana twarz zrobiła się czerwona.

      – Ale… ale jestem czarodziejem z Ildakaru! – Urwał, jakby na te słowa mieli spokornieć. – Władczyni Thora wysłała mnie, żebym odnalazł archiwa. – Spojrzał na towarzyszących mu żołnierzy. – I muszę…

      – Odnalazłeś je. – Verna nie ustępowała pola, ale nie próbowała też bardziej prowokować Renna. – Lecz księgi zostaną tu, gdzie mogą być chronione.

      Do holu wkroczyło dziewięciu zbrojnych d’harańskich gwardzistów; wspięli się po stoku za intruzami. Stanowili zaledwie cząstkę sił generała Zimmera, ale i tak przyćmiewali ildakariańskich żołnierzy. Zimmer położył dłoń na rękojeści miecza, jego ludzi zrobili to samo. Była to groźba, napięcie w holu narastało.

      Renn szukał słów, a tymczasem dowódca jego eskorty spokojnie powiedział:

      – Mieliśmy długą i ciężką przeprawę przez góry. Jestem kapitan Trevor, dowódca eskorty czarodzieja. Może powinniśmy się więcej dowiedzieć o sobie nawzajem, zanim zaczniemy się kłócić?

      Głos zabrał zwykle spokojny i zamknięty w sobie Franklin:

      – Jeszcze nawet nie skończyliśmy katalogowania dokumentów. Nie wiemy, jakie księgi są w archiwum, a cała biblioteka proroctw została zniszczona… hm… podczas niefortunnego magicznego wypadku, kiedy uczeń imieniem Elbert aktywował Zaklęcie Spływającego Kamienia, którego nie potrafił kontrolować. Wszystkie księgi proroctw…

      Verna westchnęła pod nosem:

      – Księgi proroctw i tak nie były już przydatne, po prostu zmarnowany papier.

      Renn łypał to tu, to tam, w głowie miał mętlik. Najwyraźniej wszystko działo się inaczej, niż sobie to wyobrażał w trakcie podróży.

      – Chcę zobaczyć archiwum.

      – Księgi pozostaną tutaj – oznajmił twardo generał Zimmer, ignorując ostatnie słowa czarodzieja.

      Pokonany Renn się przygarbił.

      – Nie sądzę, żeby Thora chociaż doceniła całą tę wiedzę. Zawsze drwiła ze mnie i z drogiej Lani, że spędzamy czas na lekturze i studiach. – Podenerwowany czarodziej tak ściszył głos, że Verna ledwo go słyszała. – Może na to nie zasługuje. – Cała jego postawa się zmieniła, stracił pewność siebie, zdaniem Verny słusznie.

      Postąpiła krok naprzód i spokojnie powiedziała:

      – Tak, mieliście długą podróż, stąd rozdrażnienie i niecierpliwość. Poznajmy się nawzajem, jak powiada kapitan Trevor. Tak samo chcemy się dowiedzieć czegoś o Ildakarze jak wy o Cliffwall.

      – W kuchni szykują zupę z soczewicy i kiełbasek, pieką chleby – powiedziała Gloria. – Może porozmawiamy przy lunchu?

      Na wzmiankę o jedzeniu Renn szeroko otworzył oczy i Verna odniosła wrażenie, że zaczął się ślinić. Żołnierze z jego eskorty też się ożywili.

      – Mamy w dolinie obóz z prowiantem i miejscem dla twoich ludzi. Żołnierze zawsze mają sobie coś do opowiadania, póki nie są wrogami – zwrócił się Zimmer do kapitana Trevora i jego dziewięciu brudnych żołnierzy.

      – Tak, póki nie są wrogami, generale – odpowiedział z uśmiechem Stuart. – I niech tak zostanie. – Potem rzekł do swoich ludzi: – Rozbijemy obóz i wypoczniemy. Łąki przy strumieniu wyglądają lepiej niż gdziekolwiek indziej od wyruszenia z Ildakaru.

      Renn chyba miał opory przed pozostaniem w pojedynkę w Cliffwall, ale zmusił się do zachowania spokoju.

      – Zupa z soczewicy brzmi zachęcająco.

      Pretensjonalny czarodziej zaczął od żądań, ale najwyraźniej zupełnie się pogubił. Z bruzd na jego twarzy i jako tako cerowanych rdzawoczerwonych szat Verna wyczytała, że podróż naprawdę musiała być trudna.

      Generał Zimmer poprowadził Trevora i jego ludzi stromą ścieżką do wojskowego obozu. Ksieni zapytała przybyłego czarodzieja:

      – Skąd się dowiedzieliście, gdzie szukać Cliffwall? Nie wiedzieliśmy, że wieść rozniosła się do aż tak oddalonych miejsc Starego Świata.

      Renn odparł:

      – Mieliśmy ostatnio gości, przybyszów z dalekich stron, i pewien młodziak, Bannon, wypaplał, gdzie znajduje się Cliffwall. Podróżował z pozbawionym mocy czarodziejem, Nathanem Rahlem, i czarodziejką Nicci.

      Verna wstrzymała oddech.

      – Widziałeś Nathana i Nicci?

      – Tak. Znasz ich? Są w Ildakarze, pracują z naszą dumą czarodziejów.

      Zaciekawiona Verna poprowadziła go w głąb archiwum.

      – W takim razie mamy wiele do omówienia.

      Przyniesiono СКАЧАТЬ