Название: Zapiski z królestwa
Автор: Przemysław Rudzki
Издательство: PDW
Жанр: Документальная литература
Серия: Biblioteka Przeglądu Sportowego
isbn: 9788380918184
isbn:
Radziecki bramkarz Aleksiej Chomicz przepuścił w mglistym meczu trzy gole. Wszystkie w pierwszej połowie.
Parę lat temu w muzeum RAF zaprezentowano wystawę, która miała przypomnieć Anglikom między innymi to, jak rywalizujące ze sobą kluby działały razem dla dobra stolicy, by futbol pozwalał ludziom zapomnieć o koszmarze wojny choć przez 90 minut. Po wojnie drużyny z Londynu chciały jednak jak najszybciej wrócić do normalnego funkcjonowania i zdrowej, sportowej rywalizacji. Dlatego z radością przyjęto możliwość zmierzenia się z egzotycznym rywalem, jakim wówczas bez wątpienia było Dynamo Moskwa. To nie był czas, w którym wizyta ekipy ze Związku Radzieckiego na Wyspach Brytyjskich jawić się mogła jako coś zwyczajnego.
Fragment tamtego spotkania Arsenalu z radzieckim gigantem można zobaczyć w brytyjskich kronikach filmowych i aż trudno uwierzyć, że… w ogóle się ono odbyło. W kilku źródłach znalazłem informację, że sędzia spotkania został przywieziony do Londynu przez gości. Być może dlatego pozwolił grać mimo niesamowicie gęstej mgły, jaka spowiła White Hart Lane.
Kanonierzy nie byli jedynym rywalem Rosjan podczas tamtego tournée. Mecz przeciwko Chelsea na wypełnionym po brzegi Stamford Bridge to była fantastyczna reklama futbolu rozumianego inaczej niż ten brytyjski. Zakończony ostatecznie remisem 3:3, bez perturbacji w postaci kiepskich warunków pogodowych, przyniósł cenną naukę także samym piłkarzom.
Tommy Lawton, napastnik Chelsea z tamtego okresu, tak wspominał to starcie na łamach „Daily Mail”: „Nie dryblowali (Rosjanie) w stylu ogólnie przyjętym w Anglii. Zamiast tego piłka krążyła od zawodnika do zawodnika, z niesamowitą prędkością i dokładnością”.
Jak przypomina zaś magazyn „Blizzard”, brytyjska prasa określiła przybyszy mianem „The Dynamos”. O ich sile przekonał się zespół z Cardiff, który na Ninian Park przyjął baty 1:10.
Wyspiarskie tournée obejmowało jeszcze konfrontację ze szkockimi Rangersami (2:2) i tytułową potyczkę widmo na White Hart Lane. Radzieccy piłkarze wracali potem do domu w glorii chwały, co przywoływało na myśl kontynuowanie zwycięskiej propagandy wojennej narodu wysportowanego i nielękającego się nikogo na świecie. Arsenal musiał uznać wyższość przeciwnika, przegrał 3:4, ale w tym meczu nic nie było normalne.
Angielska ekipa nie chciała grać, sugerowała to dość jasno sędziom, jednak ci, po konsultacji ze… sztabem szkoleniowym Dynama, postanowili kontynuować zawody. Mgła tak mocno spowijała murawę, że w pewnym momencie było na niej dwunastu zawodników gości. Kibice, którzy byli obecni na trybunach, podczas snucia opowieści w pobliskich pubach dodawali coraz to większą liczbę radzieckich piłkarzy. Niektóre źródła podają, że w pewnym momencie miało być ich na boisku aż piętnastu.
To legendy, których nie da się już niestety zweryfikować. Tym łatwiej pewnie pisać o nich po latach. Podobno ograniczona widoczność sprawiła, że bramkarz Arsenalu uderzył głową w słupek, a jego miejsce miał zająć na chwilę jeden z kibiców stojących za bramką. Kanonierzy, widząc, że rywal nie zachowuje się do końca fair, sami weszli w tę brudną grę. Jeden z nich, George Drury, został wyrzucony z boiska przez sędziego, ale po tym, jak zniknął we mgle niczym duch, pojawił się w innym miejscu murawy, korzystając z tego, że sędzia międzynarodowy Nikołaj Łatyszew nie mógł go zauważyć. Mecz zamienił się w mglisty cyrk.
Radzieckie wojaże po Anglii, Walii i Szkocji świetnie opisuje na portalu These Football Times Władysław Riabow. Podkreśla on między innymi, jak zaskakujące dla miejscowych fanów było to, że Dynamo przeprowadziło przed meczem z Chelsea rozgrzewkę. Cała wizyta w Londynie wywołała zresztą spore zamieszanie. Oto fragment tekstu:
„Dla prasy ich przybycie to był duży news. […] Piłkarze rzadko udzielali wywiadów w Związku Radzieckim, byli tam bowiem zwykłymi obywatelami. Nawet ich tłumacz był niechętny do rozmów. Być może brak pewności siebie Sowietów przed mediami sprawił, że jedna z gazet nazwała ich »The Silent Ones« (Milczący). To tylko dodawało im tajemniczości”. Według opisu Riabowa najbardziej tajemnicze były jednak bagaże Rosjan. „Cały zespół ubrany był w takie same niebieskie płaszcze, nosił frapujące torby owinięte ciemną tkaniną. Media zastanawiały się, co zawierają, a zwolennicy teorii spiskowych spekulowali, że piłkarze szmuglują bombę atomową. Odpowiedź była dużo bardziej prozaiczna: zdając sobie sprawę z systemu racjonowania żywności, jaki funkcjonował w Londynie, Rosjanie przywieźli ze sobą własne posiłki” – kontynuuje.
Wiele historii związanych z meczem jest wyolbrzymionych do granic możliwości albo po prostu wymyślonych. Te, które da się zweryfikować, pozwalają uzyskać w miarę prawdziwy obraz. Wśród nich powtarza się opowieść, że jedna z bramek dla Dynama, zdobyta przez Siergieja Sołowiewa, padła ze spalonego. Roiło się też od błędów sędziowskich.
Prawdą jest również, że przyjazd radzieckich zawodników do Anglii wzbudził tak samo olbrzymie zainteresowanie na Wyspach Brytyjskich jak w samym ZSRR. „Daily Mirror” nazywał wtedy radziecką ekipę russian soccer tourists, czego chyba nie trzeba tłumaczyć. W przepastnych archiwach dziennika „Birmingham Mail” znalazłem natomiast artykuł z 31 października 1945 roku. Opowiada on absurdalną historię. W artykule zatytułowanym £ TELEPHONE CALL można przeczytać: „Tak wielką wagę przywiązują rosyjskie władze do wizyty piłkarskiej drużyny Dynamo Moskwa w Anglii, że rosyjska rozgłośnia radiowa, szukając informacji dotyczących historii Chelsea i biografii piłkarzy, którzy będą pierwszymi rywalami Dynama w następną środę, wydała dziś rano 92 funty na 23-minutową rozmowę telefoniczną z panem Williamem Birrellem, menedżerem Chelsea”.
Wydane na telefon funty były z całą pewnością jedną z nielicznych strat poniesionych wtedy przez Rosjan. Sportowo okazali się bardzo mocni, choć nieco rozczarowani, że nie zagrali przeciwko prawdziwemu Arsenalowi, lecz naszpikowanemu gośćmi z innych klubów. George Allison wyjaśniał całą sytuację na łamach prasy, między innymi w „Nottingham Journal”: „To tylko dowód mojego podziwu dla radzieckich piłkarzy, myślałem bowiem, że spodoba im się pomysł rozegrania sprawdzianu z rywalem doświadczonym, nie wakacyjnej gierki przeciwko młodzianom, którzy normalnie nie mieliby szans na występy w pierwszej drużynie Arsenalu” – pisał.
Angielscy kibice nie przejęli się jednak tym faktem. Przyszli na White Hart Lane, aby obejrzeć wirtuozów ze Wschodu. W kolejkach po bilety ustawiali się od 5.30 rano i – jak donosił „Coventry Evening Telegraph” – stali w nich nawet po dziewięć godzin. Jak się potem okazało, zbyt wiele nie zobaczyli.
6
Sześć goli. Mało!
Jak piłkarze Charltonu Athletic dokonali niemożliwego
Ten mecz już na zawsze pozostanie jednym z najwspanialszych widowisk w historii nie tylko angielskiej piłki. 21 grudnia 1957 roku piłkarze Charltonu Athletic, grając przez ponad 70 minut w dziesięciu przeciwko jedenastu zawodnikom Huddersfield Town, nie dość, że odrobili czterobramkową stratę w drugiej połowie, to jeszcze wygrali 7:6. To najbardziej spektakularny comeback w historii piłki nożnej.
Billy White już po kilku krokach poczuł lekkie zawroty głowy. Po tygodniu leczenia kaszlu, kataru i wysokiej gorączki wreszcie mógł pójść do szkoły. Nie był jednym z tych dzieciaków, które unikały СКАЧАТЬ