Название: Zapiski z królestwa
Автор: Przemysław Rudzki
Издательство: PDW
Жанр: Документальная литература
Серия: Biblioteka Przeglądu Sportowego
isbn: 9788380918184
isbn:
To wręcz niewiarygodne, że utwór z amerykańskiego musicalu dotarł do Merseyside, gdzie jego losy splotły się z klubem piłkarskim i tak mocno wryły w jego historię. YNWA niosło zawodników The Reds jak na skrzydłach przez wiele lat, w tym podczas pamiętnego finału w Stambule, gdzie Liverpool odrabiał trzybramkową stratę z Milanem, by zostać najlepszą drużyną Europy.
W 1963 roku Bill Shankly dostał od Gerry’ego Marsdena, wokalisty liverpoolskiej grupy Gerry and the Pacemakers, singiel. Gerry i jego kumple przerobili znany w Ameryce kawałek musicalowy You Will Never Walk Alone na swoją modłę. Sporo broadwayowskich produkcji trafiało wówczas na prężnie działającą scenę muzyczną nad rzeką Mersey. Shankly’emu bardzo spodobał się utwór.
Piosenka utrzymywała się przez cztery kolejne tygodnie na szczycie listy brytyjskich singli. Jak zatem trafiła do serc fanów Liverpoolu? W dużej mierze za sprawą prasy. W sezonie ogórkowym, pomiędzy rozgrywkami, dziennikarze nie mieli o czym pisać. Grający wtedy w LFC Tommy Smith przyznał później, że podróżowali oni z zespołem, kiedy trwał okres przygotowawczy i to właśnie oni pisali teksty o tym, że klub z Anfield przyjął piosenkę jako swój hymn.
– Gerry, mój synu, dałem ci klub piłkarski, a ty nam dałeś pieśń – miał powiedzieć Shankly. Drużyna sama chętnie śpiewała utwór, robili to również kibice. DJ, który puszczał muzykę na Anfield, miał w zwyczaju grać szeroko pojętą komerchę i zazwyczaj kawałek będący najwyżej na aktualnej liście przebojów był prezentowany tuż przed pierwszym gwizdkiem.
YNWA po jakimś czasie wypadło z list, ale kibice nie zapomnieli słów. Nadal śpiewali o tym, że „nigdy nie będziesz kroczył sam”. Komentator Kenneth Wolstenholme uznał, że to jest ich hymn klubowy, gdy tysiące gardeł rozśpiewały się po wygranej z Leeds w finale Pucharu Anglii w 1965 roku. Liverpool i YNWA zostały parą już na zawsze.
Niektórzy kibice Celticu Glasgow twierdzą, że to oni jako pierwsi przyjęli YNWA za swój hymn, natomiast angielskie źródła podają wyraźnie, że do Szkocji utwór trafił po tym, jak The Bhoys zmierzyli się z Liverpoolem na Anfield w półfinale Pucharu Zdobywców Pucharów w 1966 roku. Dziś You Will Never Walk Alone rozbrzmiewa na wielu stadionach, między innymi Twente w Holandii, Borussii Dortmund, Mainz, japońskiego FC Tokio czy hiszpańskiego CD Lugo. Śpiewane jest także w hokejowych halach. Przed laty na Anfield utworu wysłuchał prezydent Hiszpańskiego Komitetu Olimpijskiego, Alejandro Blanco. Był tak poruszony, że zapragnął, by hymn jego kraju, który nie zawiera żadnych słów, także miał swój tekst.
Irving Berling, znany przed laty twórca musicali broadwayowskich, powiedział, że You Will Never Walk Alone porusza go w taki sam sposób jak Psalm 23. Nie tylko jego wzruszyła ta historia. To jeden z najbardziej popularnych utworów na świecie. Wykonywali go między innymi Johnny Cash, Elvis Presley czy Roy Orbison. Barbra Streisand podczas rozdania nagród Emmy w 2001 roku zaśpiewała nagle tę piosenkę, by oddać hołd ofiarom ataku na World Trade Center z 11 września tamtego roku.
W 1990 roku, podczas koncertu, jaki odbywał się na londyńskim gigancie Wembley, a miał na celu upominanie się o prawa czarnoskórych mieszkańców RPA, widownia zaczęła nagle śpiewać YNWA.
Nelson Mandela zwrócił się do znanej z walki z apartheidem Adelaide Tambo:
– Co to jest?
– Piosenka piłkarska – odparła.
Jak widać, to jednak coś znacznie więcej. Niesamowite jest również to, że YNWA śpiewają kibice Mainz i Borussii Dortmund, a więc dwóch klubów, w których Jürgen Klopp pracował przed przyjściem do Liverpoolu. Jak widać, Niemiec nie chce zmieniać ścieżki dźwiękowej swojego zawodowego życia. Drużyna pod jego wodzą ma duże szanse, by sięgnąć wreszcie po tytuł mistrza Anglii. Nie zrobiła tego od blisko trzech dekad. Teraz jest na dobrej drodze, by wydostać się z czyśćca, jak Billy z Karuzeli. Choć wygrana Liga Mistrzów też brzmi jak raj.
9
Nawigator
Jak grający trener sprzedał samego siebie do innego klubu
Służył w siłach RAF. Został najmłodszym grającym menedżerem piłkarskim na Wyspach Brytyjskich. Sprzedał samego siebie z Carlisle do Sunderlandu. Wkurzył szefów Manchesteru City, gdy grał dla tego klubu, jednocześnie pisząc felietony dla „Manchester Evening News”. Ivor Broadis do kwietnia 2019 roku był najstarszym żyjącym reprezentantem Anglii. Odszedł w wieku 96 lat, ale na łożu śmierci z pewnością nie mógł powiedzieć o swoim życiu, że było nudne.
Na odwrocie koperty widniało imię i nazwisko. Csaba Fekete. Adres nadawcy: 076 Budapest, 25 Thököly út 14. Ręce staruszka pokryte siatką niebieskich żyłek, drżąc lekko, sięgnęły po niewielki nożyk. Trzęsły się nie z obawy, lecz z racji wieku. Miał 82 lata.
Dziwił się, że ciągle przychodzą. Przywodziło mu to na myśl początek powieści Stiega Larssona Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet, w której pewien człowiek odbiera co rok podobną przesyłkę – roślinę w ramce. Lubił to uczucie, że w jego listach też jest coś tajemniczego. Jakby był jednym z bohaterów skandynawskiego kryminału.
Wiedział dobrze, co czeka na niego w środku. Intencje nadawcy zdradzał węgierski znaczek pocztowy i wspomniany adres. Nie mogło być mowy o niespodziance. Uwolnił wreszcie zawartość z koperty i uśmiechnął się. Tamte dni przywoływały gorzkie wspomnienie, a jednak zdobył się na szczerą radość.
Było to zdjęcie. Widniała na nim tablica, na której zegar wskazywał 19.15, a obok widniały napisy na wyświetlaczu: ANGLIA – MAGYARORSZAG 1:7 LANTOS PUSKAS KOCSIS KOCSIS TOTH HIDEGKUTI BROADIS PUSKAS. Bez trudu można było wyłowić nazwisko niepasujące do reszty. Jego nazwisko. Pod tablicą morze ludzkich głów. Zadowolonych, rozradowanych kobiet i mężczyzn. To był dla nich bardzo miły dzień. 92 000 ludzi.
Nazwisko Broadis należało do niego. Oprócz zdjęcia nadawca załączył banknot pięciofuntowy i prośbę w języku angielskim: „Szanowny Panie, czy może Pan podpisać fotografię na odwrocie i odesłać do Budapesztu na mój koszt? Będę wielce zobowiązany. W tamtym dniu miałem 10 lat. Jestem węgierskim kolekcjonerem i zdobyłem już podpisy wszystkich strzelców goli. Brakuje jedynie pańskiego. Pozdrawiam serdecznie, Csaba Fekete”.
Ivor Broadis sięgnął po długopis ze sklepu Wszystko za Funta i podpisał się na zdjęciu. Być może ktoś uznałby za masochizm składanie autografów pod własnym upokorzeniem, ale Ivorowi nigdy nie sprawiało to problemu. Cieszył się, że ludzie pamiętają. Dopóki pamiętali, żył.
W 1945 roku Anglicy mieli wziąć na Węgrach rewanż za porażkę 3:6 na Wembley. W Budapeszcie zostali jednak zmiażdżeni 1:7, a Broadis zdobył honorową bramkę dla Wyspiarzy. Dla Madziarów to jedna z najpiękniejszych chwil w historii, dla Anglików wciąż najwyższa porażka w meczu międzynarodowym.
Ich ówczesne starcie z Węgrami było zderzeniem z innym światem. Brytyjscy piłkarze przykro wspominali konfrontację ze „Złotą Jedenastką”, naszpikowaną gwiazdami takimi jak Ferenc Puskás czy Sándor Kocsis. Gospodarze wymieniali podania, a goście biegali za piłką jak bezradne dzieci. Kiedy wreszcie pokonani zeszli do szatni, Broadis zdjął buty i powiedział do kolegów: „Tylko nie dotykajcie ich, jeśli nie założycie rękawic, są gorące…”.
Wyznał СКАЧАТЬ