.
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу - страница 5

Название:

Автор:

Издательство:

Жанр:

Серия:

isbn:

isbn:

СКАЧАТЬ spłonęła. Everiss niezwykle umiejętnie zarządzał sytuacjami kryzysowymi, myśląc równolegle o rozwoju drużyny. W 1927 roku wszedł do Związku Sekretarzy i Menedżerów Ligi Piłkarskiej, tworu, którego odpowiednikiem jest dzisiaj Związek Menedżerów Ligowych (LMA). Członkiem tego stowarzyszenia był do dnia, w którym zdecydował się na zostanie prezesem klubu.

      W książce Neila Cartera zatytułowanej The Football Manager: A History znalazłem taki fragment: „Fred Everiss również nie był piłkarzem i opuścił szkołę w wieku 13 lat, w 1895 roku. Początkowo pracował jako malarz, potem chłopiec na posyłki u drukarza, zanim dołączył do West Bromwich Albion jako goniec za cztery szylingi tygodniowo w 1896 roku i miał zaledwie 20 lat, gdy został sekretarzem klubu. Jak Herbert Chapman [legendarny menedżer Arsenalu – przyp. PR] Everiss pracował w miejscowej fabryce zbrojeniowej – John’s Spencer w Wednesbury – podczas I wojny światowej, gdzie został zatrudniony przy produkcji pocisków artyleryjskich”.

      Przełomowy dla Everissa był rok 1910. Po ugaszeniu kilku pożarów – w tym jednego, wspomnianego wyżej, dosłownie – drużyna wreszcie zaczęła grać na miarę oczekiwań. Zwyciężyła w Division Two, a rok później dotarła do finału Pucharu Anglii. Everiss nie ustawał w poszukiwaniach dobrych piłkarzy mogących wzmocnić drużynę i cały czas dbał o zrównoważony budżet klubu. Oto ogłoszenie, jakie znalazłem w „Athletic News”, z poniedziałku, 9 maja 1910 roku: „West Bromwich Albion zatrudni piłkarzy, tylko pierwszego sortu, na wszystkie pozycje, w następnym sezonie. Fred Everiss, The Hawthorns, West Bromwich”. Jego metody były skuteczne. Mistrzostwo Anglii z 1920 roku pozostaje do dziś największym osiągnięciem w historii WBA, niedoścignionym marzeniem fanów The Baggies, których ukochana drużyna spadła z Premier League w na koniec sezonu 2017/18.

      Everiss poświęcił łącznie 55 lat życia jednemu klubowi. Patrząc jednak na tę bez wątpienia romantyczną historię, można powiedzieć, że było warto. Zostawił po sobie fantastyczne wspomnienia. W serwisie aukcyjnym ebay.com niedawno ktoś kupił za 1400 funtów 24-gramowy medal z 15-karatowego złota, który Everiss otrzymał za długą i wierną służbę West Bromowi. Nawet dziś można nabyć kartę z autografem byłego bossa West Bromwich Albion, podpisaną „Fred Everiss. Manager”. Kosztuje blisko 100 funtów. Na początku XX wieku Fred kupiłby za to kilku niezłych piłkarzy.

      * * *

      Latem 2019 roku grupa zagorzałych fanów WBA dopięła swego. Z okazji setnej rocznicy sezonu, w którym The Baggies sięgnęli po mistrzostwo Anglii, pokój menedżerski na The Hawthorns przyjął nazwę „The Everiss Suite”. Pamięć o Fredzie, mimo upływu stu lat, wciąż żyje w sercach kibiców West Bromu.

      3

      Jak kiedyś kupowało się mecze

      Jack Hillman lubił kłopoty: próby przekupstwa, lewą kasę, udział w podejrzanych meczach. Gdyby nie fakt, że tak często kombinował, zapewne zrobiłby dużo większą karierę. Ale to niezwykle barwna i ciekawa postać. Uwielbiał się zakładać, jak wtedy gdy, grając przeciwko Stoke City, powiedział, że może bronić z jedną związaną z tyłu ręką, a i tak nie wpuści gola. Spotkanie było ordynarnie wyreżyserowane, obie drużyny nie oddały ani jednego celnego strzału, ale przegrany w tym zakładzie nie mógł wcześniej na to wpaść. Absurd całej sytuacji dość dobrze odzwierciedla krnąbrny żywot Hillmana.

      City Ground, West Bridgford, wybrzeże rzeki Trent. Rok 1900.

      – Panowie, za nami spokojny sezon, jesteśmy już bezpieczni, dzisiaj cieszmy się po prostu grą i dajmy ludziom trochę radości. Słyszycie tę melodię? – John Calvey zawiesił głos, unosząc w górę palec wskazujący.

      Gwar w ciasnym pomieszczeniu zamienił się w ciszę.

      – Najpiękniejsza muzyka – skwitował Fred Forman, zamykając oczy. Nie mógł uwierzyć, że dobiegający ich tumult tworzy zaledwie trzy tysiące osób. Tylu widzów przyszło bowiem na City Ground, by obejrzeć ich pożegnalny mecz sezonu przeciwko Burnley.

      Drużyna Nottingham Forest szykowała się do bezpiecznego lądowania w sezonie 1899/1900. Ostatni mecz. Czas na show.

      Drzwi z odłażącą czerwoną farbą, które nosiły ślady zarówno kopnięć (cholerny Sunderland i twardy, podkuty but Johna McPhersona w akcie zemsty), jak i zgaszonych petów, lekko się uchyliły. Gigantyczna postać, mierząca ponad 190 centymetrów wzrostu, musiała mocno się pochylić, by wejść do środka, nie zawadzając głową o futrynę.

      – Nie przeszkadzam w świętowaniu? – spytał mężczyzna ubrany w gruby, ciemny sweter, naciągnięty na biały podkoszulek. Rumieńce na jego twarzy wskazywały, że rozgrzewka zmęczyła go na tyle mocno, iż rozegranie meczu jawiło się jako coś zupełnie zbędnego. Kolos sapał głęboko i wodził oczami po niewielkim pomieszczeniu, delikatnie drżącym od wrzawy na zewnątrz.

      – Świętowaniu? To chyba dopiero po meczu. – Forman się skrzywił.

      – Ja właśnie w tej sprawie. – Olbrzym gniótł czapkę w wielkiej jak bochen chleba dłoni.

      Było kilka minut po godzinie siedemnastej, gdy sędzia A.J Barker dał znak do rozpoczęcia meczu. Trybuny City Ground ryknęły jak głodny lew. Gracze Forest wyszli na to spotkanie w ustawieniu 1-2-3-5, w tym sezonie bardzo popularnym. Rywal odpowiedział identyczną strategią. Kwietniowe powietrze było rześkie, warunki idealne do gry.

      Kiedy Jack Calvey zdobył pierwszą bramkę, zrobił groźną minę. Posłał wrogie spojrzenie Jackowi Hillmanowi. Drugie tego dnia. Wcześniej w szatni, gdy bramkarz Burnley złożył swoją ofertę, zapanowała cisza. Młodsi gracze wbili wzrok w drewnianą podłogę, pełną wystających drzazg. Nie zamierzali się wychylać przed szereg. Czekali na głos starszyzny. Śpiewy kibiców dochodzące z zewnątrz stały się na chwilę drażniące. Harry Linacre, Ted Peers, Jim Iremonger, George Robinson, John McPherson, Bob Norris, Fred Forman, Jack Calvey, Grenville Morris, Arthur Capes, Alf Spouncer – zawodnicy przeznaczeni do gry w pierwszej jedenastce – przyjęli propozycję olbrzyma ze zdziwieniem.

      – Wiesz, że nie odpuścimy? – zapytał George Robinson, pociągając łyk gorącej herbaty.

      Hillman westchnął głęboko.

      – Musicie mnie zrozumieć, przychodzę jako kapitan. – Wzruszył szerokimi jak dyby ramionami.

      Billy Brown zerwał się z miejsca i skoczył do wielkoluda.

      – Jako kapitan powinieneś wiedzieć, że nie odpuszczamy. Koniec dyskusji – syknął.

      Gdy w 40. minucie meczu Alf Spouncer podwyższył na 2:0, Hillman nie miał wątpliwości, że dwa funty na głowę, które oferował rywalom, by ci podeszli do spotkania z Burnley na zasadzie take it easy, tylko ich rozdrażniły.

      Forest to klub, który słynął z pomocy innym. Takie podejście do otoczenia sprawiło, że futbol zaczął się rozwijać w kilku miejscach, między innymi w Londynie, ponieważ z Nottingham wysłano tam stroje. Kilkanaście lat wcześniej, w 1886 roku, klub podarował Arsenalowi ubiory piłkarskie, nie wiedząc wówczas, że ich czerwona barwa stanie się na wieki elementem kolorystycznym The Gunners. Forest wyciągał pomocną dłoń także do innych klubów – Brighton and Hove Albion czy Liverpoolu, wysyłał sprzęt do Evertonu. Pochylał się z troską nad innymi, by liga mogła się rozwinąć, konkurencja СКАЧАТЬ