Zapiski z królestwa. Przemysław Rudzki
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Zapiski z królestwa - Przemysław Rudzki страница 3

Название: Zapiski z królestwa

Автор: Przemysław Rudzki

Издательство: PDW

Жанр: Документальная литература

Серия: Biblioteka Przeglądu Sportowego

isbn: 9788380918184

isbn:

СКАЧАТЬ czas. Dobrze znali sens hasła: „Co Manchester robi dziś, reszta świata zrobi jutro”.

      Wąsaty mężczyzna w eleganckim kapeluszu pozostawał lekko w tyle. Czasem bolała go noga. Było to efektem dawnych zdarzeń, o których nie chciał już pamiętać. Oddzielił je grubą kreską. Najważniejsze było to, że dziś nie zawiódł, a wiolonczela słuchała go i stanowili podczas całych dwóch godzin wyjątkowo zgrany duet.

      Kochał ten instrument. Piękny z zewnątrz, a przy tym wydający cudowne dźwięki. Dziękował w duchu Luigiemu Boccheriniemu za to, że ten tak bardzo uwierzył w moc wiolonczeli, iż uczynił ją godną najpierw arystokracji, a potem hal koncertowych. Sprawił, że została gwiazdą wśród instrumentów. Włoski lutnik Stradivarius nadał jej zaś formę niemal doskonałą. Niektórzy twierdzili, że kobietom dlatego nie pozwala się grać na wiolonczeli, bo taki widok mógłby rozpalić niepotrzebne żądze. Wiolonczela była więc dla mężczyzn.

      Od jakiegoś czasu czuł na sobie wzrok jednego z młodych skrzypków. Po próbach w zeszłym tygodniu miał go nawet zapytać, dlaczego tak bacznie mu się przygląda, ale kiedy zobaczył, jak chłopak wertuje wnikliwie sportowe strony „Liverpool Echo”, zrozumiał. Dziś również dostrzegł, że skrzypek odstaje od reszty grupy, specjalnie zwalniając tempo marszu, by wreszcie zrównać się z nim i iść tak chwilę w milczeniu.

      – Coś cię gryzie, chłopcze? – zapytał wąsaty wiolonczelista z ojcowską troską w głosie.

      – Słyszał pan? W Birmingham ukradli Puchar Anglii! Nie dalej niż wczoraj, dasz pan wiarę? Z witryny sklepu! Niepojęte! – ekscytował się skrzypek.

      – Dlaczego mi o tym mówisz?

      – Myślałem, że to pana zainteresuje – spłoszył się młody człowiek.

      – Uważasz, że zaginiony puchar Anglii to ciekawa informacja dla wiolonczelisty? – spytał wąsacz.

      – Panie Southworth, pan wybaczy śmiałość. Przecież ja wiem dobrze, kim pan jest. Ja… Ja muszę poznać pańską historię. Ja chcę wiedzieć wszystko o piłce nożnej. Ja wiem, że pan nie lubi…

      – No cóż, trzeba było po prostu zapytać. Patrzysz na mnie od tygodnia, jakbym coś ci ukradł. – Jack Southworth przystanął na chwilę, by dać odpocząć nodze. Tej samej, której kontuzja przerwała jego wielką karierę piłkarską.

      Pozwolili reszcie orkiestry iść dalej, sami zaś zniknęli po angielsku, skręcając do pubu Marble Arch. Wiolonczelista pomyślał, że po raz pierwszy od dłuższego czasu ma ochotę wrócić do tamtego świata. Przynajmniej w opowieściach. Zbudowany w 1888 roku pub przywitał ich gwarem i cudownie zimnym piwem.

      W trzygwiazdkowym hotelu w Chester stojącym przy City Road nikt już tego pewnie nie pamięta. Przecież ściany nie potrafią przypomnieć gościom, że jeszcze w tym stuleciu stał w tym miejscu inny obiekt. Nazywał się The Royalty Theatre. W końcówce XIX wieku wystawiono na jego deskach adaptację Aladyna, opowieści o magicznej lampie, z której wyłaniał się dżin. Królewski Teatr pojawił się i zniknął dokładnie tak jak on.

      Charakterystyczny biały budynek ozdobiony ciemnobrązowymi belkami przetrwał ponad 120 lat, ostatecznie przegrywając bezpośrednie starcie z komercją. Dziedzictwo kulturowe liczącego ponad 100 tysięcy mieszkańców miasta legło dosłownie w gruzach. Miejscowi żalili się w listach do lokalnych gazet na taki stan rzeczy a wśród nich byli nawet młodzi ludzie, którzy nie mieli przecież prawa pamiętać jedynego występu grupy The Beatles w tym zacnym przybytku.

      30 grudnia 1893 roku Jack Southworth strzelił sześć goli w meczu Evertonu z West Bromwich Albion. Piłkarz pochodzący z rodziny, która od pokoleń była przesiąknięta muzyką, grał na wiolonczeli, bez trudu radził sobie także z instrumentami dętymi, a debiut sceniczny zaliczył w wieku 14 lat. Jego pradziadek był zakochany w melodiach do tego stopnia, że zorganizował w Royalty Theatre występ Niccolo Paganiniego, włoskiego wirtuoza skrzypiec z Genui.

      „Ojciec Jacka, Robert, łączył pracę stolarza z graniem na kornecie i dyrygowaniem Blackburn Borough Band. Robert i jego żona Martha cieszyli się posiadaniem dziewiątki dzieci, z których każde przejawiało muzyczny talent” – wspomina w tekście poświęconym Jackowi Southworthowi, zatytułowanym Maestro, Rob Sawyer z www.toffeeweb.com.

      Dokonania Southwortha przetrwały, o czym za chwilę, w przeciwieństwie do Royalty Theatre, gdzie miał okazję występować. I nie chodzi bynajmniej o rekordową liczbę koncertów. Bo choć większość jego rodzeństwa zrobiła karierę w branży muzycznej, z powodzeniem występując w różnych orkiestrach, Jack najlepiej jednak grał w piłkę.

      W pracy naukowej sprzed ponad 20 lat, napisanej przez niejakiego Johna Simkina, można znaleźć niezwykle interesujące wątki. Na przykład taki, że dwa lata po transferze Southwortha Everton kupił świetnego bramkarza, Jacka Hillmana (o jego korupcyjnej działalności znajdziecie osobny rozdział Zapisków). Pokazuje to, że klub, będący jednym z założycieli Football League, szedł z duchem czasu, już wtedy bowiem działacze rozumieli, że wydatki przekładają się na konkretne wyniki. The Toffees mieli zresztą osobliwą przypadłość – sięgali po tytuły mistrzowskie między innymi w latach, w których wybuchały dwie wielkie wojny światowe, w 1914 i 1939 roku.

      Piłkarska centrala nakazała w 1893 roku obowiązkową rejestrację wszystkich graczy w kraju. Nie mogli oni również zmieniać barw bez zgody krajowej federacji. Piłkarz, który chciał przenieść się do innego klubu, musiał uzyskać akceptację swojego macierzystego. Tak kładziono podwaliny pod rynek transferowy. Ustalono choćby to, jak opisywał Simkin, że „jeśli piłkarz odrzucił ofertę podpisania nowego kontraktu na początku sezonu, nie mógł podpisać umowy z żadnym innym klubem, do kiedy nie uzyskał zgody obecnego pracodawcy”.

      Kluby próbowały się bronić przed finansowym pędem. Na przykład przedstawiciele Derby County wyszli z propozycją, by maksymalna tygodniówka dla zawodnika wynosiła 4 funty. Jednak najlepsi mogli zarobić około 10 funtów i taki pomysł uderzał w ich dochody. Transfery miały się stać rozwiązaniem problemów finansowych klubów, szczególnie tych, które chciały rozwijać infrastrukturę. Tak było w przypadku Southwortha. W końcówce sezonu 1893/94 klub z Blackburn przestał być wypłacalny w wyniku złego oszacowania zysków z biletów na Ewood Park. Stadion chciano rozbudowywać, ale to pochłaniało dużo środków. Pozbycie się rodowego klejnotu przez Rovers stało się nieuniknione.

      Czterysta funtów, tyle wynosiła cena za ten piłkarski diament – pewnie zastanawiacie się, ile to by było dzisiaj. Otóż siła nabywcza tych czterech setek z 1893 roku to mniej więcej równowartość około 50 tysięcy funtów w obecnym świecie. Za tyle Everton pozyskał więc gracza kompletnego, który nazywany był „Księciem Dryblerów”. Dla Blackburn strzelił 97 goli w 108 meczach ligowych, do tego dorzucił 22 trafienia w pucharach. Wciąż do niego należy klubowy rekord – pięć hat tricków w jednym sezonie (1890/91). Łącznie uzbierał ich aż 13.

      Wśród fanów Evertonu szybko stał się kultową postacią. A przecież zagrał na Goodison Park tylko jeden cały sezon. Zdobył w nim jednak 27 bramek.

      W „Blackburn Standard” z 9 września 1893 roku znalazłem list, który Jack napisał do redakcji (co za piękne czasy!). Nosi on nagłówek: Jack wreszcie przemówił. Southworth wysłał jak zwykły czytelnik list, w którym chciał uciąć wszelkie spekulacje dotyczącego jego odejścia z Blackburn. Zarzucano mu bowiem chciwość i niesportową postawę. Podkreślał, że przez dwa СКАЧАТЬ