Zapiski z królestwa. Przemysław Rudzki
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Zapiski z królestwa - Przemysław Rudzki страница 7

Название: Zapiski z królestwa

Автор: Przemysław Rudzki

Издательство: PDW

Жанр: Документальная литература

Серия: Biblioteka Przeglądu Sportowego

isbn: 9788380918184

isbn:

СКАЧАТЬ 2:0 i już tylko cud mógł uratować gospodarzy.

      McNichol miał rację, stawka była wtedy niezwykle wysoka, bowiem porażka oznaczała wstydliwe miano pierwszego zespołu w historii, który wypadał z Football League, czyli tak naprawdę z zawodowego grania. Lot w niebyt amatorskiego futbolu nabierał potężnego rozpędu. Nic dziwnego, że na trybunach było coraz bardziej nerwowo. Policja musiała być cały czas czujna i mieć oko na krewkich fanów, chcących wedrzeć się na murawę, szarpiących raz po raz za barierki. Całe spotkanie można obejrzeć w YouTube – typowa angielska „rąbanka” z lat 80. ubiegłego stulecia, niewielki stadion rodem z niższych lig osadzony pomiędzy budynkami mieszkalnymi.

      To właśnie McNichol dał sygnał. Jego gol kontaktowy sprawił, że gospodarze uwierzyli w cud. A najbardziej sam zdobywca bramki, w którego wstąpiły dodatkowe siły. Walczył, biegał do każdej piłki. Podczas jednej z takich akcji policyjny pies źle odczytał intencje piłkarza. Rozjuszony głośnym tłumem owczarek niemiecki Bryn ruszył na zawodnika, chroniąc swojego pana. Zatopił zęby w nodze gracza Torquay, chcąc rozszarpać jego kończynę. Kamera nie zdążyła uchwycić tego incydentu, sfilmowane jest tylko zbiegowisko wokół abstrakcyjnego wydarzenia i jego ofiary. Dziennikarze, zawodnicy i trener byli przekonani, że to kontuzja. Na forum kibiców Torquay przeczytałem relację jednego z fanów, który tamtego dnia był na Plainmoor. Napisał, że w ogóle nie zdawał sobie sprawy z takiego zajścia, dopiero potem przeczytał o nim w gazetach.

      Defensor leżał na murawie przez pięć minut po tym, jak ostatecznie wyrwano go z uścisku szczęk psa. Zwierzę zdołał przywołać do porządku John Harris, policyjny opiekun, z którym McNichol spotka się wkrótce na komisariacie w obecności kamer. Owczarek Bryn poda mu wtedy łapę na zgodę. Obrońca Torquay, mający zresztą w Szkocji brata hodującego psy tej samej rasy, zapozuje do zdjęć zamieszczonych we wszystkich gazetach w Anglii. Dzięki prasie i telewizji tą historią przez kolejnych kilka dni będą żyli wszyscy nad Tamizą.

      Mecz trwał. Drużyna Torquay wciąż szukała jednej, upragnionej bramki, dającej utrzymanie. Wyniki innych spotkań ewidentnie nie sprzyjały ekipie Stuarta Morgana. Sytuacja przed ostatnią kolejką układała się następująco: Torquay był trzeci od końca z 47 punktami, Burnley miało punkt mniej, a Tranmere Rovers tyle samo oczek, co United, ale korzystniejszą różnicę bramek. Zespół Lincoln City natomiast, z 48 punktami, miał wszystkie karty w swoich rękach.

      Teraz, przy wyniku 1:2, fani nasłuchiwali wieści z innych stadionów. Tranmere było już bezpieczne, bo wygrało swój mecz wcześniej, w piątek. Burnley prowadziło w rozgrywanym równolegle sobotnim spotkaniu, zaś Lincoln przegrywało ze Swansea, ale i tak miało punkt więcej niż Torquay. Bez gola nawet matematyka na najwyższym poziomie nie mogła pomóc.

      Zdarzenie z udziałem psa miało miejsce siedem minut przed końcem meczu. McNichol leżał na boisku około pięciu minut. Tyle zatem musiał zatem doliczyć sędzia. Na 60 sekund przed końcem doliczonego czasu Paul Dobson strzelił najważniejszego gola w historii klubu. 2:2, spadało Lincoln City. Piłkarze tego zespołu przegrali ze Swansea, siedzieli więc w szatni i nasłuchiwali w radio wieści z Torquay.

      Przed 1987 rokiem spadek z Football League nie musiał oznaczać… spadku. Ostatnia drużyna najniższej klasy rozgrywkowej mogła po prostu zostać wybrana ponownie do występów w niej. Była zatem jeszcze deska ratunku. W 1987 roku zmieniały się reguły gry i piłkarze Torquay za wszelką cenę chcieli uniknąć takiego wstydu. Zamiast zespołu wyśmiewanego nad Tamizą stali się bohaterami czołówek gazet i informacji telewizyjnych. Świętowali do białego rana, a w kasynie przepuścili premie za utrzymanie.

      Torquay United, w którym przed laty występował między innymi młody Lee Sharpe (później gwiazda Manchesteru United), a trenerem, już w XXI wieku, był – znany w Polsce z fatalnego w skutkach faulu na Włodzimierzu Lubańskim – Roy McFarland, gra obecnie w szóstej lidze (National League South) i walczy o powrót na piąty poziom, z którego dopiero co spadł. Dwa razy z rzędu w swoim stylu, w ostatniej chwili, cudem ratował się przed spadkiem, ale trzecia ucieczka mu nie wyszła.

      „Nie widziałem świętowania. Przyjmowałem zastrzyki. Nasz lekarz klubowy, doktor Foster, który był niezłym aparatem, powiedział, że musi sprawdzić, czy pies nie ma AIDS i innych chorób. Potem pojechałem do domu i poszedłem do łóżka” – to też z opowieści McNichola w „Guardianie” sprzed dekady.

      Szkot ma dzisiaj 61 lat. Jest szefem, mówiąc ładniej landlordem, w pubie The Exeter Inn, w Ashburton. Na zdjęciach widać ładny ogródek. Pozwala tam wchodzić klientom z psami, choć sam nie ma czworonoga. Do Bryna nie żywi urazy. Zresztą jego kariery nie zakończyły ugryzienia z tamtego dnia, lecz kontuzja kostki.

      Bryn przeszedł na emeryturę razem ze swoim panem. Kiedy nadszedł czas pożegnania psiaka, były policjant skremował jego ciało i prochy zachował w domu. Dzięki psu stał się jedną z najbardziej popularnych osób w Torquay, choć gdyby United przegrali tamten mecz, miałby problem z wyjściem na ulicę przez kilka następnych tygodni.

      Choć historia brzmi filmowo, to przecież nie owczarek uratował Torquay United. Sympatyczny pies skradł całą chwałę strzelcowi upragnionego gola na 2:2, Paulowi Dobsonowi, który po latach tułania się po niższych ligach skończył jako cierpiący na zaawansowaną cukrzycę spawacz. Ale tamten wieczór należał do niego. Ruszył w tango tak mocno, że wrócił do domu po trzech dniach. Rozwiódł się rok później.

      5

      Jak Arsenal grał z Dynamem Moskwa, nie widząc rywali we mgle

      Wokół tego spotkania narosło mnóstwo legend, a opowieści o nim, przekazywane z pokolenia na pokolenie, tak bardzo zniekształciły rzeczywiste wydarzenia, jak robi to zabawa w głuchy telefon. Im głębiej drąży się temat, tym bardziej człowiek zaczyna się obawiać, że po ostatnim gwizdku towarzyskiego meczu Arsenal Londyn – Dynamo Moskwa na środku boiska wylądowało UFO, które porwało graczy obu drużyn na obcą planetę w celu robienia eksperymentów. Tak czy siak – działo się.

      W dniu 27 sierpnia 1776 roku amerykański generał George Washington wykorzystał mgłę, by jego armia mogła salwować się ucieczką przed Brytyjczykami podczas bitwy na Long Island w czasie kampanii nowojorskiej.

      Dawno temu uważano, że we mgle czai się zło. Takie jak to, którego doświadczyli mieszkańcy małego miasteczka w thrillerze Stephena Kinga zatytułowanym Mgła. A przecież jest to – za Wikipedią – „naturalny, widoczny aerozol składający się z drobnych kropelek wody lub kryształków lodu zawieszonych w powietrzu w pobliżu powierzchni Ziemi, który powoduje w przyziemnej warstwie powietrza zmniejszenie widzialności poniżej 1000 m. Gdy widzialność wynosi od 1000 do 2000 m mówi się potocznie, że jest mglisto. Gdy widzialność wynosi ponad 2000 m zjawisko nazywa się zamgleniem”.

      Opisane poniżej wydarzenia stają coraz bardziej mglistym wspomnieniem, choć ze starych fotografii wyraźnie wynika, że widoczność była bliska zeru. Na szczęście nikomu nie stało się nic złego.

      Rok 1945. Już samo to, że Arsenal jest gospodarzem meczu piłkarskiego na należącym do Tottenhamu obiekcie White Hart Lane może się komuś dzisiaj wydawać wynaturzeniem, jednak ktoś taki powinien wiedzieć, że podczas II wojny światowej stadion Highbury stanowił ARP (ang. Air Raid Precautions), czyli jedno z tych miejsc w Wielkiej Brytanii, które miały służyć ludności cywilnej jako schronienie w przypadku nalotów bombowych.

      AFC jako klub sportowy dobrze znał smak wojny. Podczas działań z nią związanych aż 42 profesjonalnych piłkarzy Kanonierów służyło na СКАЧАТЬ