Название: Rodzanice
Автор: Katarzyna Puzyńska
Издательство: PDW
Жанр: Современные детективы
Серия: Lipowo
isbn: 9788381695534
isbn:
Warszawianka. W jednym słowie kobiecie udało się zawrzeć zarówno niechęć do stolicy i ludzi stamtąd, jak i fakt, że Nowakowska jednak jest już trochę miejscowa. Joanna nie rozumiała, jak Kuszewskiej to się udało.
– Ruda, taka tyczka. Wysoka, jak modelka jaka z pism – opowiadała kobieta. – Zjechała do nas chyba w trzynastym roku. Czy co. No i ona kręci z policjantem, co to sprawę Nory prowadzi. Nawet ślub mieli brać, ale nic z tego. Bo on się z jedną taką policjantką wziął i przespał. Mówię pani, afera była! Bo ona zaciążyła. Ta policjantka. Strzałkowska ma na nazwisko. A potem to dziecko stracili. Taki grobek maluteńki jest u nas na cmentarzu za kościołem. Ale afera była. O jeny. Mówię pani. Taka tragedia. Wszyscy o tym gadali.
Joanna nie wątpiła w to ani przez moment. Oczy Kuszewskiej błyszczały na samo wspomnienie.
– Jeszcze starszego syna ma z tą policjantką. Łukasz się nazywa. Nieważne. W każdym razie to on w kryminale pracuje, ale przedtem to był szef komisariatu tu u nas. Jego ojciec to bohater był. Daniel to pije trochę, ale to jak każdy chłop. No ta sklepowa i ta Weronika to się przyjaźnią. To pani sobie jak baba z babą pogada. Tak normalnie, nie? Pani więcej się dowie, niżby pani u nas na posterunek poszła.
To też było oczywiste. Joanna już dawno nauczyła się, że prowadzenie rozmów z policją nigdy nie było łatwe. Szeregowi funkcjonariusze unikali dziennikarzy. Wysyłali ich natychmiast do rzeczników. Ci z kolei nabierali wody w usta albo kryli się za dobrze wyuczonymi formułkami. A to Joanny nie interesowało. Chciała napisać tekst, który porwie czytelników. Tylko takie mogły cokolwiek w tym świecie zmienić.
– Chociaż tam jest Maria Podgórska. Na recepcji siedzi – tłumaczyła dalej Kuszewska. – Ona to by może i co powiedziała, ale jej na pewno Paweł Kamiński zakaże. Bo on jest teraz szefem policji u nas w Lipowie. Jak Daniel poszedł do komendy w mieście. O Kamińskim to…
– Gdzie ten sklep? – weszła jej w słowo Joanna.
Trzeba było przerwać ten potok wymowy. Wyglądało na to, że była na dobrym tropie. W takich miejscowościach jak ta życie z reguły toczy się wokół sklepu. Ludzie przychodzą na plotki. Kobiety stoją z koszykami dłużej, niżby tego wymagała konieczność. Mężczyźni siadają na ławeczce z butelkami piwa w rękach i wymieniają informacje. A tego Joanna właśnie potrzebowała. Informacji. Czuła, że wizyta w sklepie może być owocna.
Jak się później okazało, miała rację. Wizyta w sklepie naprawdę wiele dała. Tylko nie w tej sprawie, o którą początkowo chodziło.
Budynek stał naprzeciwko remizy. Kiedy dziennikarka tam dotarła, zastała drzwi zamknięte. Lakoniczna notka informowała, że przybytek jest otwarty, kiedy właścicielka ma na to ochotę. Nad sklepem znajdowało się chyba mieszkanie. Może klienci po prostu dzwonili, kiedy chcieli coś kupić?
Joanna zaglądała właśnie do środka przez witrynę, kiedy usłyszała za plecami:
– Gdzie masz ten list?
Odwróciła się natychmiast. Garnitur. Lakierki. Włosy idealnie ułożone. Nie wiedziała wtedy jeszcze, że ma przed sobą Juniora Kojarskiego. Najwyraźniej Kuszewska miała rację, Joanna rzeczywiście była z tyłu podobna do miejscowej sklepikarki.
– Słucham? – zapytała.
– Przepraszam. Pomyliłem się. Przyszedłem do mojej matki. To jej sklep.
Uśmiech. Spokojny głos. Joanna wyczuwała jednak w mężczyźnie jakiś niepokój. Znała się na tym. Przepracowała w swoim zawodzie tyle lat, że odgadywała, kiedy ktoś coś ukrywa. A jemu nie podobało się wcale a wcale, że się pomylił.
– Ale widzę, że jej nie ma – dodał. – Do widzenia.
Wiery faktycznie nie było. Jak się później okazało, pojechała z Weroniką Nowakowską i Markiem Zarębą do ośrodka wczasowego nad jeziorem. Zaręba był jednym z miejscowych policjantów. Najmłodszym. Mieli tam coś do załatwienia w sprawie Nory. Niewiele później Wiera zasłabła. Nikomu o liście nie zdążyła powiedzieć.
– Obecny tu pan Kojarski pomylił mnie z panią Wierą – zakończyła opowieść Joanna. – Wyraźnie jednak zapytał mnie o list. Czyli sami państwo widzą, że pani Agnieszka Mróz nie kłamie. Chciał z Wierą rozmawiać o liście. Nie mówiłby o nim, gdyby takowy nie istniał, prawda? Jestem osobą zupełnie postronną. Musicie mi uwierzyć i potraktować rzecz poważnie. Nie mam interesu, żeby mieszać się w wasze sprawy.
– Czekaj. Stop! A jednak to robisz – wtrąciła się znów Klementyna i posłała jej krzywy uśmiech.
Joanna skinęła głową. Miała ochotę zapalić. Porzuciła tę myśl. Gdy pracowała nad tekstem, odpalała papierosa od papierosa, a jej dom zmieniał się w zadymioną klitkę. Kiedy zbierała materiał w terenie, potrafiła nie palić godzinami. Materiał był wtedy najważniejszy. Jak teraz.
– Bo zależy mi na prawdzie.
– Żadnemu pismakowi na tym nie zależy – zaśmiała się Kopp. – Jeszcze takiego nie znam. Ale! To nie znaczy, że ktoś tu nie odleciał i nie zamierza wysadzić wsi. Z tym się akurat zgadzam. Trzeba się tym zająć.
Tym razem w sali zapanowała cisza. Wszyscy odwrócili się w stronę Klementyny. Joanna widziała w ich oczach mieszaninę podziwu, niepewności, szacunku, a nawet lekkiego obrzydzenia. Kopp zdecydowanie wyróżniała się z tłumu swoimi starymi tatuażami i ogoloną na łyso głową.
– No właśnie – powiedziała Joanna. Nogi ją bolały. Miała ochotę usiąść, ale wtedy wyzbyłaby się części swojej mocy. Nie byłaby widoczna, a przez to straciłaby na znaczeniu. Póki stała, to jej słuchali. – Co pan zamierza zrobić?
Rzuciła pytaniem prosto w Juniora Kojarskiego. Kiedy chciało się coś osiągnąć, należało wybrać konkretną osobę.
– Bo że pan kłamie, tego akurat jestem pewna – dodała dla podtrzymania efektu.
W sali znów zrobiło się głośno. Joanna czuła, że zyskała zainteresowanie zebranych. I bardzo dobrze. Może dzięki temu nie dadzą się głupio zabić.
– A niby co ja mam zrobić?
Po raz pierwszy zauważyła, że jest zdenerwowany. Kojarski stracił na chwilę panowanie nad sobą. Joanna zerknęła na jego wychudzoną żonę, chyba Różę, o ile dziennikarka dobrze pamiętała. Kobieta zdawała się zaskoczona nagłą słabością męża. Czyżby była zadowolona?
Joanna poczuła znajomy dreszcz. Może dowie się więcej, rozmawiając z Kojarską. Nie może, ale na pewno. Materiał będzie doskonały.
– Na przykład wpłacić te pieniądze! – zawołał nieco histerycznie Józef Kaczmarek.
Znów rechot z drugiego СКАЧАТЬ