Название: Rodzanice
Автор: Katarzyna Puzyńska
Издательство: PDW
Жанр: Современные детективы
Серия: Lipowo
isbn: 9788381695534
isbn:
Kiedy mąż Anastazji to mówił, z jego twarzy na chwilę zniknął uprzejmy uśmiech. Wyraźnie miał dosyć chuligańskich zachowań młodzieńca.
– Uwziął się na nas – dodała Anastazja. – Nawet mnie nie dziwi, że w tym liście jest o pełniach i tak dalej. To typowe dla Żegoty. Chciał mnie oskarżyć. Na mnie się uwziął. Nie tylko na nas. Na Kaczmarków zresztą też. Stąd być może wszystkie pieniądze miały być przeznaczone na Rusałkę.
Bohdan westchnął głośno.
– Żywia powiedziała chłopakowi, że albo ja, albo Józef Kaczmarek jesteśmy jego ojcem. Nie wiem, dlaczego to zrobiła. Ja nigdy z nią nie spałem.
– Oczywiście, że nie – żachnęła się Anastazja. Jej pulchna twarz stała się prawie tak czerwona jak włosy.
– Chłopak ma nam za złe, że nie chcemy powiedzieć prawdy. Jego zdaniem prawdy – uściślił Bohdan Piotrowski. – Bo my mu cały czas mówimy, że żaden z nas go nie spłodził i niech szuka sobie dalej po Lipowie. Ale on powtarza swoje, że Żywia by go nie oszukała. Dlatego mógł napisać list, żeby rzucić podejrzenie na moją Anastazję i na Bożenę Józefa.
– Czy Żegota naprawdę planuje zdetonować bombę, tego nie wiem – zakończyła swoją opowieść Joanna. – Wy go lepiej znacie.
Udała się oczywiście do gospodarstwa Wilków. Od śmierci Rodomiła wszystko się tam zmieniło. Żywia prowadziła wprawdzie hodowlę, ale jej psy w niczym nie przypominały agresywnych podopiecznych Rodomiła. Pitbule emanowały wręcz łagodnością wbrew obiegowej opinii na temat tej rasy. Joanna odważyła się nawet pobawić z kilkoma.
Córka Rodomiła zaprzeczyła wszystkim insynuacjom na temat swojego syna. Co innego mogła zrobić? Żegota z kolei nie zaprzeczał niczemu ani niczego nie potwierdzał. Joanna miała wrażenie, że chłopak po prostu lubi, kiedy wokół panuje chaos. Bez względu na konsekwencje.
Od razu go za to polubiła. Nie było w Żegocie fałszu, mimo że kłamał jak z nut. Miała go tylko ochotę przestrzec, żeby nie przesadził, bo jak kiedyś zdenerwuje kogoś, kogo nie powinien, to się źle skończy. W końcu ugryzła się w język. Niektórzy po prostu byli skazani na zagładę i konsekwentnie do niej dążyli. Co więcej, czerpali z tego dużo przyjemności.
Joanna rozważała przez chwilę, czy powiedzieć Żywii o testamencie Rodomiła, jednak uznała, że zachowa tajemnicę tak, jak prosił ją przyjaciel. Martwić się będzie za dwa lata, bo wtedy właśnie będzie musiała spełnić prośbę zmarłego.
– Żegota naprawdę sprawia sporo kłopotów – potwierdził Marek Zaręba. – Ciągle są skargi na chłopaka. Nie nadążamy z jeżdżeniem do niego. Kamiński się wścieka.
Na wspomnienie o mężu Grażyna wyraźnie się wzdrygnęła. Przerwała przycinanie materiału. Zasłona była teraz do połowy upięta. Druga połowa zwisała przydługa. Joanna podejrzewała, że kierownik komisariatu wyładowuje swoją złość na żonie.
– Ale czy naprawdę zrobiłby bomby i użył ich przeciw ludziom? Wiedziałby jak? – zastanawiał się Zaręba.
– To akurat nie jest trudne – mruknął Daniel. – W sieci można znaleźć sporo informacji na ten temat. Oczywiście pogadam z Żegotą. Ale prosiłbym, żebyś wstrzymała artykuł, póki się czegoś nie dowiemy. Nie można tak po postu rzucać oskarżeń.
– Spoko. Ale! Jej się wydaje, że może – prychnęła Kopp. – A mnie zastanawia jedno.
– Co?
Klementyna skinęła głową w stronę Joanny.
– Pismaczka pojawia się w Lipowie. Potem pojawia się list. Przypadek, co?
Tego było za wiele!
– Sugerujesz, że to ja napisałam ten list? – zapytała Joanna z irytacją.
Klementyna wzruszyła ramionami.
– Sugeruję, że tego wykluczyć nie możemy. Ktoś mnie kiedyś nauczył jednej zasady. Nie wolno ufać nikomu, bo wszyscy kłamią. Tego się trzymam w życiu.
Joanna miała ochotę ją wyśmiać, ale uznała, że to nie ma sensu. Jeżeli Kopp jej nie wierzyła, to jej nie wierzyła i nic jej nie zdoła do tego nakłonić. A Joanna postanowiła dowiedzieć się, kto napisał list. A przynajmniej nie pozwolić, żeby policja spoczęła na laurach.
– Joanna nie napisała tego listu – wzięła ją w obronę Agnieszka. – Robi, co może, żeby pomóc mnie i ludziom z Lipowa. I nie wszystkim to się podoba.
– Co masz na myśli? – zaciekawił się Podgórski.
– Ktoś mi przebił opony w samochodzie – przyznała dziennikarka. – Podejrzewam, że to Kamiński. Po ostatnim artykule. A Junior Kojarski czasem za mną jeździ. Próbował mnie zepchnąć z drogi.
– Dlaczego tego nie zgłosiłaś? – zapytała Weronika. – Przecież o wypadek nietrudno.
Joanna tylko machnęła ręką. Pogodziła się z tym, że nie wszyscy darzą ją sympatią. Ale to nie oznaczało, że da się komukolwiek zastraszyć.
Rozdział 7
Sklep w Lipowie.
Poniedziałek, 14 listopada 2016. Godzina 8.30.
Joanna Kubiak
Czternasty listopada wstał ponury i mglisty. Na niebie kłębiły się szare chmury. Jeżeli pogoda się nie zmieni, to pełni księżyca nikt wieczorem nie zobaczy. Choć nie to było dziś najważniejsze. To była data ostatniej raty, a Junior Kojarski nie wpłacił ani złotówki na konto Fundacji Rusałka. Jeżeli autor anonimu okaże się słowny, wieczorem w Lipowie wybuchną bomby.
Od wczoraj we wsi panowało zamieszanie. Część mieszkańców spakowała się i wyjechała do rodzin w okolicznych wsiach, żeby przeczekać. Policja zachęcała do czasowej ewakuacji. Od wczoraj wszędzie kręciły się patrole z psami szkolonymi do odnajdywania materiałów wybuchowych. Jeżeli sprawca nie umieścił bomb w wybranych miejscach wcześniej, to trudno mu będzie podłożyć ładunki dziś. To napawało optymizmem i sprawiało, że Joanna czuła satysfakcję.
Miała przecież swój wkład w to, że policja tak bardzo się starała. Artykuły, które publikowała w „Selene”, były ostre i trafne. Za nią poszli inni dziennikarze. Komenda nie mogła po czymś takim zignorować niewielkiego Lipowa.
– Wszyscy gotowi? – zapytała Grażyna. Córeczki pokiwały głowami. Każda z torebką z własnymi skarbami w rękach. Największy plecak miał oczywiście nastoletni Bruce. – Nic się nie martwcie. Wrócimy jutro, jak już będzie bezpiecznie.
– A tatuś? – zapytała najmłodsza Zosia. Była na tyle mała, że jako jedyna nie rozumiała chyba, że Kamiński to kawał drania.
– On sobie poradzi – ucięła Grażyna.
Nie СКАЧАТЬ