Rodzanice. Katarzyna Puzyńska
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Rodzanice - Katarzyna Puzyńska страница 4

Название: Rodzanice

Автор: Katarzyna Puzyńska

Издательство: PDW

Жанр: Современные детективы

Серия: Lipowo

isbn: 9788381695534

isbn:

СКАЧАТЬ chwili. Gdyby nie to, zapewne już by nie działał. Trzeba będzie szybko pomyśleć o nowym.

      Zaczęła przeglądać zdjęcia. Zima dawała się we znaki, zwłaszcza tu na wsi, ale trzeba było przyznać, że zasypany białym puchem las wyglądał cudownie. Wielkie czapy śniegu na gałęziach sosen. Tropy zwierząt prowadzące gdzieś w zarośla. Skrzypienie butów niosące się daleko. I ten zapach. Zapach zimy.

      Poszły z Bajką nad Skarlankę. Zawróciły, zanim dotarły na mostek. Zima miała również swoje złe strony. Weronice wydawało się, że odmroziła sobie dłonie, zanim pokonały połowę planowanej trasy.

      – Cholera – mruknęła pod nosem, kiedy ekran odmówił posłuszeństwa.

      Potrząsnęła telefonem i znów go odblokowała. Tym razem zadziałał, wróciła więc do przeglądania zdjęć. Niedaleko mostku na Skarlance pstryknęła kilka fotografii sobie i Bajce. Przykucnęła, obejmując suczkę ramieniem.

      – Zaraz…

      Weronika wróciła do poprzedniego zdjęcia. Uśmiechały się obie do aparatu. W tle za ich plecami widać było mostek na Skarlance. Ktoś tam stał. Już samo to wzbudziło w Podgórskiej nieprzyjemne uczucie niepokoju. Wydawało jej się, że była w lesie sama.

      Ale nie tylko to ją zaniepokoiło. Miała wrażenie, że zobaczyła ducha. I to dosłownie.

      – Przecież ona nie żyje – szepnęła ni to do Bajki, ni do siebie. – Wiera nie żyje.

      Przyjaciółka zmarła trzydziestego lipca dwa tysiące szesnastego roku. Rak płuc był nieubłagany, zabrał Wierę szybko. Zdecydowanie za szybko. Kończyli wtedy śledztwo w sprawie Nory. Daniel właśnie oświadczył się Weronice. Sklepikarka zasłabła dosłownie chwilę później. Karetka przyjechała niemal natychmiast, ale niewiele dało się już zrobić.

      Wiera obudziła się jeszcze na moment w szpitalu. Nie zdołała już nic powiedzieć, ale Weronika pocieszała się myślą, że przynajmniej zdążyły się pożegnać. Nawet jeżeli nie wypowiedziały przy tym żadnych słów, tylko trzymały się za ręce.

      Weronika powiększyła zdjęcie, choć z powodu popękanego ekranu potrzebowała na to kilku prób. Wiera z całą pewnością nie żyła. A jednak stała na moście. Plecami do aparatu. Długie ciemne włosy poprzetykane siwizną. Opierała się o barierkę i patrzyła na północ wzdłuż biegu Skarlanki.

      Nie, to było niemożliwe, ale przecież aparat się nie mylił. Była tam. Dzisiaj. Nie tak dawno.

      Rozdział 3

      Plaża w Rodzanicach.

      Wtorek, 30 stycznia 2018. Godzina 12.15.

      Młodsza aspirant Emilia Strzałkowska

      No to mamy przyczynę zgonu – stwierdził doktor Koterski. Nie skomentował niefrasobliwości Kamińskiego, ale rzucał policjantowi niezbyt zadowolone spojrzenia. – Ta cała krew to właśnie stąd.

      Młodsza aspirant Emilia Strzałkowska przypatrywała się pojedynczej ranie w brzuchu Michaliny Kaczmarek.

      – Jest pan pewien, że to jest przyczyna śmierci? – zapytał Kamiński.

      Paweł mówił poważnym tonem. Może odechciało mu się nareszcie idiotycznych żarcików. Emilia przewróciła oczami. Rychło w czas. Współpraca z grupą mężczyzn bywała męcząca. Choćby z powodu ich ciągłych przepychanek ukrytych za żartami. Dawno nauczyła się je ignorować. A przynajmniej się starać.

      – Wypowiem się po sekcji.

      – Niech już doktor da spokój. A tak na oko? – nie odpuszczał Kamiński.

      – Na oko to dziadek umarł czy jakoś tak – oznajmił Koterski z szerokim uśmiechem na pulchnej twarzy. – A poważnie: istnieje duże prawdopodobieństwo, że tak. Ktoś ją dźgnął.

      Koterski nie przypominał ani trochę ponurego patologa z książek czy filmów. Był zawsze wesoły i uśmiechnięty. Zdaniem Strzałkowskiej bardziej wyglądał na nauczyciela niższych klas szkoły podstawowej. Może nawet na wychowawcę w przedszkolu. Bez trudu mogła go sobie wyobrazić wśród dziecięcych rysunków i zabawek. W miejscu zbrodni pasował jakby mniej. Ale od dawna wiedziała, że pozory mogą mylić. I to bardzo.

      – Ta rana na głowie to nie od noża? – pytał dalej Kamiński.

      Patolog pokręcił głową.

      – Zdecydowanie nie. Na głowie jest rana tłuczona. Zadana tępym narzędziem. Nożem na pewno nie.

      – A kamieniem? – nie odpuszczał Paweł.

      – Nie mogę tego wykluczyć.

      Przez chwilę nikt nic nie mówił. Wiatr zdawał się przybierać jeszcze na sile. W powietrzu unosił się zapach, który zawsze kojarzył się Emilii z zimą. Dym z kominów. Musiał dochodzić ze wzgórza, z Rodzanic.

      – Pojedyncza rana – odezwał się Marek Zaręba. – Sprawca wiedział, co robi.

      – Albo sprawczyni – dopowiedziała Strzałkowska. Nie przepadała za Klementyną Kopp, ale w jednym zdecydowanie się z byłą komisarz zgadzała. Nigdy niczego za wcześnie nie zakładać.

      – Kobieta mogła ją zajebać? – zapytał znów Kamiński.

      Emilia zerknęła w jego stronę. Był dziś szczególnie dociekliwy.

      – Myślę, że nie możemy tego wykluczyć – przyznał medyk sądowy. – Dziewczyna jest wysoka, ale szczupłej budowy. Zresztą niczego nie możemy teraz wykluczyć. Ma na sobie kurtkę, więc nie mogę stwierdzić z całą pewnością, ale nie widzę innych ran. To wygląda, jakby się nie broniła.

      – Może ją zaskoczył – zastanawiał się Podgórski.

      Emilia zerknęła na niego.

      – Albo zaskoczyła.

      Daniel podkreślił ostatnie słowo chyba tylko po to, żeby zagrać jej na nosie. Zapalił papierosa. Strzałkowska miała ochotę znowu coś powiedzieć, ale się powstrzymała. Niech Podgórski się truje, jak chce. To już nie była jej sprawa.

      Jak zanieczyści miejsce zbrodni, to też on będzie miał kłopot. Skoro już byli skazani na prowadzenie tej sprawy razem, to przynajmniej będzie się starała trzymać od niego jak najdalej. Już dawno to sobie postanowiła.

      Nie zamierzała być tą trzecią. Z tym koniec. Miłość to głupota. A inne sprawy… Zerknęła na Kamińskiego. Cóż. Z innymi sprawami radziła sobie całkiem nieźle.

      – Naprawdę kobieta mogła to zrobić? – jeszcze raz zapytał Paweł.

      – Już powiedziałem, że tak – roześmiał się Koterski.

      – A Michalina nie mogła sobie tego zrobić sama?

      – A coś ty się tak nagle przejął, Paweł? СКАЧАТЬ