Название: Fjällbacka
Автор: Camilla Lackberg
Издательство: PDW
Жанр: Современные детективы
Серия: Saga o Fjallbace
isbn: 9788380156296
isbn:
Patrzyła przed siebie, wytężała wszystkie siły bardziej, niż trzeba, żeby odrywać deski od legarów. Skupiła się na zadaniu. Ale natrętne myśli powróciły. Kto im tak źle życzy i dlaczego? Zadawała sobie to pytanie wielokrotnie, ale nie znalazła odpowiedzi. Nikogo takiego nie ma. Jedynymi osobami, które im źle życzą, są oni sami. Nieraz myślała, że lepiej byłoby nie żyć, i wiedziała, że Mårten myśli tak samo. Ale wszyscy dookoła okazywali im wyłącznie współczucie. Nigdy się nie spotkała ani z nieżyczliwością, ani z nienawiścią. Zawsze tylko zrozumienie dla ich cierpienia. Ale nie dało się zapomnieć, że ktoś się zakradł pod osłoną ciemności, żeby ich spalić razem z domem. Ciągle krążyła wokół tego pytania i nie znajdowała odpowiedzi. Przerwała, otarła spocone czoło.
– Cholernie gorąco – powiedział Mårten, odrzucając młot. Posypały się drzazgi. Rozebrał się do pasa, T-shirt powiesił na pasie na narzędzia.
– Uważaj, bo coś ci wpadnie do oka.
Ebba spojrzała uważnie na jego ciało, oświetlone słońcem wpadającym przez brudne okna. Wyglądał tak samo jak wtedy, gdy zostali parą. Chudy, żylasty i mimo ciężkiej pracy fizycznej bez wyraźnie zarysowanych mięśni. Jej kobiece kształty zniknęły w ciągu ostatniego półrocza. Straciła apetyt, mocno schudła, co najmniej dziesięć kilo. Nie wiedziała dokładnie ile, bo nawet nie chciało jej się zważyć.
Dłuższą chwilę pracowali w milczeniu. Jakaś mucha tłukła wściekle o szybę. Mårten podszedł i otworzył okno na oścież. Nie przyniosło im to ochłody, bo na dworze było bezwietrznie, ale mucha wyleciała. Przynajmniej nie musieli słuchać uporczywego bzyczenia.
Ebba pracowała i cały czas czuła oddech przeszłości. Osiadła w ścianach domu. Przed oczami miała dzieci, które przyjeżdżały tu na kolonie, żeby się wzmocnić i pooddychać świeżym powietrzem. Czytała o tym w starym egzemplarzu „Fjällbacka-Bladet”, który znalazła w domu. Dom miał również innych mieszkańców, między innymi jej ojca. Ale najczęściej przychodziły jej na myśl dzieci. Opuszczenie rodzinnego domu i mieszkanie z innymi, nieznajomymi dziećmi musiały być dla nich niezwykłą przygodą. Całe dnie na słońcu i w morzu, dbanie o ład i porządek, ale też dużo wesołej zabawy. Miała w uszach śmiechy, ale i krzyki. W artykule była mowa o doniesieniu na policję w sprawie znęcania się, więc może nie była to aż taka idylla. Czasem się zastanawiała, czy to mali koloniści tak krzyczą, czy to jakieś inne wspomnienia, które jej zostały z tego domu. Słyszała w nich coś znajomego. Przecież była bardzo malutka, kiedy tu mieszkała. Więc jeśli to wspomnienia, to raczej ma je sam dom, a nie ona.
– Myślisz, że nam się uda? – spytał Mårten, opierając się na młocie.
Ebba była tak pogrążona w myślach, że drgnęła, kiedy usłyszała jego głos. Mårten wytarł twarz w koszulkę i popatrzył na nią. Wolała nie napotkać jego spojrzenia. Zerknęła tylko, nie przestała siłować się z deską, która nie chciała się poddać. Zapytał tak, jakby chodziło o remont, ale wiedziała, że chodzi mu o coś więcej. Nie znała odpowiedzi.
Milczała. Mårten westchnął i chwycił za młot. Stękał przy każdym uderzeniu. W podłodze powstała spora dziura. Zamachnął się i powoli opuścił młot.
– Cholera, co to jest? Ebbo, chodź, zobacz – powiedział, machając na nią ręką.
Ebba siłowała się z deską, ale choć nie chciała, zaciekawiło ją to.
– O co chodzi? – spytała, podchodząc do niego.
Mårten wskazał palcem to, co zobaczył w dziurze.
– Co to może być?
Ebba przykucnęła i zajrzała. Zmarszczyła brwi. W miejscu, gdzie podłoga została zerwana, widać było wielką ciemną plamę. W pierwszej chwili pomyślała, że to smoła. Potem się domyśliła.
– Wygląda na krew – odparła. – Dużo krwi.
Fjällbacka 1919
Dagmar nie była głupia, domyślała się, że zatrudniali ją do usługiwania na przyjęciach nie tylko z powodu jej umiejętności i ładnej buzi. Szeptano niezbyt dyskretnie. Gospodarze dbali, żeby informacja o tym, kim jest, szybko rozeszła się wśród gości. Dobrze znała te żądne sensacji spojrzenia.
– Jej matka… Fabrykantka aniołków… Została ścięta… – Słowa latały w powietrzu jak osy. Kłuły boleśnie, ale nauczyła się udawać, że nie słyszy. Uśmiechała się.
Znów było tak samo. Kiedy przechodziła, goście pochylali się do siebie i porozumiewawczo kiwali głowami. Jedna z pań z przerażenia zasłoniła ręką usta. Bez skrępowania przyglądała się, jak nalewa wina do kieliszków. Niemieckiego lotnika dziwiła ta ekscytacja. Kątem oka zobaczyła, jak się nachyla do swojej sąsiadki. Szepnęła mu coś do ucha. Dagmar z bijącym sercem czekała, co zrobi. W jego spojrzeniu coś się zmieniło. W jego oku dostrzegła błysk. Spojrzał na nią spokojnie i podniósł do góry kieliszek. Odpowiedziała uśmiechem, serce zabiło jej szybciej.
Mijały godziny, przy stole było coraz głośniej. Zaczęło się ściemniać i choć wieczór był jeszcze ciepły, część gości przeniosła się do domu, żeby popijać dalej. Sjölinowie nie żałowali trunków. Lotnik też wyglądał, jakby już sporo wypił. Dagmar wiele razy drżącą ręką napełniała mu kieliszek. Sama była zaskoczona. Poznała wielu mężczyzn. Niektórzy byli naprawdę przystojni, wielu wiedziało, co mówić kobiecie i jak jej dotykać, ale żaden nie wprawił jej ciała w takie wibracje.
Gdy kolejny raz podeszła, żeby mu napełnić kieliszek, lekko musnął jej rękę. Nikt tego nie zauważył. Dagmar udała obojętność, wypięła tylko pierś.
– Wie heissen Sie? – spytał, patrząc na nią szklistym wzrokiem.
Odpowiedziała pytającym spojrzeniem. Nie znała żadnego obcego języka.
– Jak się panna nazywa? – wybełkotał mężczyzna siedzący naprzeciwko lotnika. – On chce wiedzieć, jak panienka ma na imię. Proszę mu powiedzieć, może panienka będzie mogła posiedzieć mu na kolanach. Poczuć prawdziwego mężczyznę… – Roześmiał się z własnego żartu i poklepał po tłustych udach.
Dagmar skrzywiła się lekko i spojrzała na Niemca.
– Dagmar – odparła. – Mam na imię Dagmar.
– Dagmar – powtórzył Niemiec. Przesadnym gestem popukał się w pierś. – Hermann – powiedział. – Ich heisse Hermann.
Po chwili podniósł rękę i dotknął jej karku. Poczuła, że ma na ramionach gęsią skórkę. Znów powiedział coś po niemiecku. Spojrzała pytająco na grubasa.
– Mówi, że jest ciekaw, jak wyglądają włosy panny po rozpuszczeniu. – Znów się głośno roześmiał, СКАЧАТЬ