Название: Fjällbacka
Автор: Camilla Lackberg
Издательство: PDW
Жанр: Современные детективы
Серия: Saga o Fjallbace
isbn: 9788380156296
isbn:
– Ilu uczniów tam mieszkało w roku szkolnym? – spytał Martin.
– Różnie, ale zazwyczaj około dwudziestu. Poza Runem pracowało tam jeszcze dwóch nauczycieli, ale w ferie mieli wolne.
– Domyślam się, że mieli alibi. – Patrik spojrzał uważnie na Göstę.
– Tak. Jeden pojechał na święta do rodziny, do Sztokholmu. Drugi na początku wydał nam się podejrzany. Strasznie kręcił, nie chciał powiedzieć, gdzie był. W końcu się okazało, że wyjechał na krótki urlop do ciepłych krajów ze swoim chłopakiem. Dlatego był taki tajemniczy. Nie chciał, żeby się wydało, że jest gejem. Ukrywał się z tym w szkole.
– A co z uczniami, którzy rozjechali się do domów na święta? Sprawdziliście ich? – spytał Patrik.
– Co do jednego. Ich rodziny potwierdziły, że spędzili święta w domu i nawet nie zbliżali się do wyspy. Zresztą wszyscy rodzice byli zadowoleni z wpływu, jaki szkoła wywiera na ich dzieci. Byli bardzo wzburzeni, że po feriach nie mają ich dokąd odesłać. Odniosłem wrażenie, że dla wielu z nich pobyt dzieci w domu, choćby tylko podczas ferii, był bardzo męczący.
– Więc nie znaleźliście żadnych śladów wskazujących na to, co się z nimi stało?
Gösta potrząsnął głową.
– Nie mieliśmy ani takiego sprzętu, ani takiej wiedzy jak dziś. Dlatego raport ekipy kryminalistycznej był taki, a nie inny. Wszyscy bardzo się starali, jednak nic nie znaleźliśmy. Ale zawsze miałem wrażenie, że coś nam umknęło. Chociaż nie umiałbym powiedzieć co.
– Co się stało z tą dziewczynką? – spytała Annika, zawsze bardzo wyczulona na los dzieci.
– Nie miała żadnych żyjących krewnych, więc trafiła do rodziny zastępczej, do Göteborga. O ile wiem, potem ją adoptowali. – Gösta umilkł, patrzył na swoje ręce. – Ośmielę się stwierdzić, że zrobiliśmy kawał dobrej roboty. W poszukiwaniu motywów badaliśmy wszystkie możliwe tropy, w tym przeszłość Elvandera. Żadnych trupów w szafie. Wypytaliśmy prawie wszystkich mieszkańców Fjällbacki, czy nie zauważyli nic szczególnego. Próbowaliśmy podchodzić do tego z każdego możliwego punktu widzenia, ale donikąd nas to nie zaprowadziło. Bez dowodów nie mogliśmy stwierdzić, czy zostali zamordowani, uprowadzeni, czy opuścili wyspę dobrowolnie.
– To bez wątpienia fascynujące. – Mellberg chrząknął. – Ale nadal nie rozumiem, dlaczego mielibyśmy się zajmować tą starą sprawą. To oznacza zupełnie niepotrzebne komplikacje. Ogień podłożyli albo ta Ebba i jej facet, albo dokazujące dzieciaki – dla kawału.
– To zbyt skomplikowane jak na zabawę znudzonych małolatów – stwierdził Patrik. – Gdyby rzeczywiście mieli ochotę coś podpalić, byłoby im łatwiej na miejscu, we Fjällbace, niż płynąć na Valö. Co do wyłudzenia odszkodowania, jak już mówiłem, Martin to sprawdza. Ale im dłużej myślę o tej starej sprawie, tym wyraźniej czuję, że pożar ma związek z ich zniknięciem.
– Ty i te twoje przeczucia – prychnął Mellberg. – Nie ma nic konkretnego, co by wskazywało na taki związek. Wiem, że często masz rację, ale tym razem przedobrzyłeś. – Mellberg wstał, wyraźnie zadowolony z tego, co powiedział. Uważał, że to niepodważalna prawda.
Patrik wzruszył ramionami, spłynęło to po nim. Przestał się przejmować uwagami Mellberga, i to dawno. Jeśli w ogóle kiedykolwiek brał je na poważnie.
Kiedy wychodzili, Martin wziął Patrika na bok.
– Mógłbym dostać wolne popołudnie? Wiem, że trochę późno z tym przychodzę…
– Oczywiście, jeśli to ważne. O co chodzi?
Martin się zawahał.
– Sprawa osobista. Jeśli pozwolisz, wolałbym teraz o tym nie rozmawiać.
Miał w głosie coś takiego, że Patrik dał spokój, chociaż poczuł się trochę dotknięty, że Martin nie chce mu powiedzieć. Uważał, że przez lata wspólnej pracy stali się sobie na tyle bliscy, że mógłby mu zaufać i powiedzieć, jeśli coś jest nie tak.
– W tej chwili nie mam na to siły – powiedział Martin, jakby się domyślił. – Więc mogę się urwać po południu, tak?
– Jasne, nie ma problemu.
Martin uśmiechnął się blado i ruszył do siebie.
– Słuchaj – powiedział Patrik. – Gdybyś chciał pogadać, to jestem do dyspozycji.
– Wiem. – Martin zastanawiał się sekundę, a potem poszedł.
Schodząc na dół, do kuchni, wiedziała, co tam zastanie. Dana zagłębionego w lekturze porannej gazety, w wytartym szlafroku, z filiżanką kawy w ręku.
Rozjaśnił się na jej widok.
– Dzień dobry, kochanie. – Nadstawił się po całusa.
– Dzień dobry. – Anna odwróciła głowę. – Rano mam nieświeży oddech – powiedziała z przepraszającą miną, ale mleko już się wylało. Dan bez słowa wstał i wstawił filiżankę do zlewu.
Dlaczego to musi być tak cholernie trudne. Bez przerwy robi albo mówi coś nie tak. Przecież chce, żeby między nimi było dobrze, jak dawniej. Bardzo chciała wrócić do tej oczywistej relacji, jaka ich łączyła przed wypadkiem.
Dan zaczął zmywać naczynia. Podeszła do niego, objęła go od tyłu i przytuliła twarz do jego pleców. Poczuła, że jest spięty i zdenerwowany. Odechciało jej się bliskości. Nie umiałaby powiedzieć, kiedy to pragnienie znów wróci i czy w ogóle wróci.
Z westchnieniem opuściła ręce i usiadła przy stole.
– Muszę się rozkręcić, wrócić do pracy – powiedziała, biorąc kromkę chleba i sięgając po nóż do masła.
Dan odwrócił się, oparł o zlew i skrzyżował ręce na piersi.
– A co chcesz robić?
Przez chwilę zwlekała z odpowiedzią.
– Chciałabym otworzyć własny interes – odparła w końcu.
– Kapitalny pomysł! Co to ma być? Sklep? Mogę sprawdzić, gdzie jest wolny lokal.
Uśmiechał się całą twarzą, ale jego zapał СКАЧАТЬ